Jak w 2022 powiedzieć social mediom sayonara, olać Facebooka, olać TikToka, olać Instagrama, ale przy okazji nie upiłować gałęzi na której się siedzi i nie umrzeć z głodu? O tym będzie ten tekst.

Skąd w ogóle pomysł, żeby z social mediów zrezygnować? Przecież to właśnie dzięki social mediom i ich kosmicznej sile, wiele małych biznesów kręci się, zarabia, działa. Bez mocy reklam facebookowych, bez siły Instagrama niejedna osoba byłaby bezradna, niejeden biznesplan nie miałby racji bytu.

Skąd zatem pomysł, żeby z social mediów zrezygnować? Oto główne powody:

  1. Zmęczenie social media i związaną z nimi produkcją treści sięga u wielu osób zenitu
  2. Chłodna kalkulacja zysków i strat pokazuje czarno na białym, że energia i czas poświęcane na social media nie przekłada się na sprzedaż. Social media generują 20% sprzedaży, a zajmują w głowie 120% miejsca.
  3. Częste zmiany algorytmów, zmniejszające się organiczne zasięgi, wzrost koszt reklam – to wszystko sprawia, że ciężko polegać na social mediach jako na stabilnym generatorze ruchu
  4. Ciągłe zmiany algorytmów i niestabilność social mediów rodzi też całą masę rozwiązań – tysiące ekspertów oferuje tysiące kursów, ebooków, ściąg, myków, haków, tipów – możemy wciąż się uczyć, albo oddać nasze social media w sprawne ręce specjalistów, tylko, że sam wybór, komu ufać, czas poświęcony na edukację, ryzyko nieudanej współpracy – to wszystko są czynniki, które sprawiają, że z utęsknieniem spoglądamy w kierunku opcji “a może by tak rzucić tym wszystkim”
  5. Wiele z nas czuje przesyt olimpijską dyrektywą “szybciej-wyżej-mocniej” i dochodzi do wniosku, że o wiele lepiej się czuję działając w myśli dewizy “wolniej-głębiej-lżej”. Lżej w ciele, w głowie i na duszy.

Zacznijmy od tego, że dla większości z nas całkowite, 100% odejście od social mediów nie będzie możliwe. Natomiast możliwe jest wprowadzenie antidotum na wymienione bolączki, czyli socialmedialny microdosing, social media w małych dawkach. Zanim przejdziemy do tego, jak może to w praktyce wyglądać, posłuchaj mojej historii.

Latająca Szkoła od momentu powstania nie była biznesem opartym o silną obecność w social mediach. Podstawowym kanałem komunikacji i sprzedaży od samego początku (2011) był newsletter. Z reklam na Facebooku i Instagramie korzystałam w wyjątkowo małym stopniu (łączne wydatki przez wszystkie lata zamykają się w kwocie 2500 złotych). W 2020 roku postanowiłam się bliżej zaprzyjaźnić z Instagramem, co zajęło mi kilka miesięcy intensywnych badań i zaowocowało darmowym kursem “Instagram dla instasceptycznych i instanieśmiałych” oraz masterclassem o sprzedaży na Instagramie.. Lubię Instagram i jednocześnie mnie w@$@^ia nieziemsko. Jest jak smok, z którym muszę uważać, bo czasem polecę na nim w miejsca niedostępne na pieszo, ale cały czas gotów odgryźć mi rękę. Instagram potrafi niezwykle wciągnąć, zjeść masę czasu, uzależnić. Jednocześnie jest to świetne miejsce dla mojej marki, dzięki któremu jestem w bliższym kontakcie z osobami, które kupują moje masterclassy i dzięki któremu więcej sprzedaję. Na razie nie wynoszę się z Instagrama. Nie robię nic na Facebooku, nie będę wchodzić na LInkedIna, TikToka, nie będę zakładała grupa na Discordzie i Telegramie. Z wielką ciekawością zebrałam dla Was pomysły jak w ogóle zrezygnować z social mediów. 

Wpierw musimy sobie precyzyjnie nazwać do czego nam, małym markom są te social media potrzebne:

  1. Nowe oczy i uszy – każdy biznes potrzebuje ciągłego napływu nowych oczu, uszu i rąk gotowych otworzyć portfele, każdy też potrzebuje silnej siatki kibiców, ambasadorów, osób do cross-promocji i wspólnych akcji
  2. Stare oczy i uszy – ciągłe przypominanie się ludziom, którzy już nas znają, że żyjemy i wciąż można od nas coś kupić (a najlepiej kup teraz, do jutra obowiązuje promocja!)
  3. Magia konwersji – czyli zamienianie oczu pobieżnie skanujących ofertę w oczy błyszczące
  4. Są miejscem, gdzie eksponujemy swoją magię i moc – czyli to, co po mugolsku zwane jest brandingiem
  5. Miejsce gdzie bezpośrednio dochodzi do sprzedaży (zamówienia składane poza stroną www, przez wiadomości FB/IG lub bezpośrednio z tych platform)

Nazwijmy te powody złotą piątką.

Oprócz tego social media służą nam do:

  1. Ciągłego gapienia się na to co robią inni, w naszej branży i poza nią i ciągłych porównań
  2. Karmienia próżności i innych zakamarków naszej psyche
  3. Rozpraszania energii, ponieważ wchodzimy wrzucić swoje treści, wychodzimy z sojową świeczką, ebookiem i zapisem na 30-dniowe wyzwanie pod pachą
  4. Pogaduszek, rozdawania serduszek i świergotania, które ciężko zdecydować, czy jest pracą i “budowaniem zaangażowanej społeczności”, czy też stratą czasu
  5. Nawiązywania nowych znajomości z ludźmi, którzy i tak od nas nigdy nic nie kupią, ani nam w niczym nie pomogą

Nazwijmy to błotną piątką.

Oceniając, czy social media naszemu biznesowi służą musimy ocenić proporcje złota i błota. Każdy to robi samodzielnie dla siebie.

Następne pytanie brzmi – czy złotą piątkę załatwią nam inne nośniki. Mam na myśli stare, jare narzędzia – własna www, blog, newsletter, spotkania w realu, telefony i ba, SMSy. To będziemy za chwilę badać.

Tylko uwaga – pomysły o których będzie mowa  wymagają od nas nieco odwagi. Wchodzimy na ścieżkę mniej uczęszczaną. W social mediach jest coś stadnego. Jest w siedzeniu na nich i promowaniu swojej marki rodzaj ciepełka wynikającego z poczucia, że wszyscy tu są, wszyscy na$@&@&ją kontentem i w związku z tym moje siedzenie trzecią godzinę ze smartfonem w ręku jest w pełni usprawiedliwione. Rezygnując z social mediów oddalamy się od stada, oddalamy się od ciepełka.

Drugim tajnym powodem popularności social mediów jest natychmiastowa gratyfikacja. Strategię, które przedstawię są solidne i są dobre, ale nie dają natychmiastowego kopa dopaminowego, czy jakmutam. Coś się mocnego dzieje na poziomie neuro w momencie kiedy wstawiasz post, relację, rolkę, a ludzie ją widzą, serduszkują, komentują, polecają. Social media dają, często złudne, poczucie satysfakcji i gratyfikacji. Newsletter wysyłany do tysiąca osób może wspaniale sprzedawać i budować markę, ale po prostu osiada w świadomości, bez wywoływania stadnej reakcji. Jak odpisze kilka osób to jest święto lasu. Dla twórcy uzależnionego od natychmiastowej gratyfikacji taka zmiana może być trochę bolesna.

A teraz 5 pomysłów na mały biznes sin social media:

1. Poczta pantoflowa

Taki tytuł nosi również mój co-sobotni newsletter, pisany od 2011, ale tu chodzi o klasyczne znaczenie tego pojęcia – o tak zwane kanały “marketingu szeptanego”. Nie potrzebujesz social mediów, ponieważ klienci sami polecają sobie Ciebie, info o Tobie przechodzi z ust do ust

  • to nie jest wyjście dla każdego modelu biznesowego – tak może działać architekt wnętrz, psychoterapeutka, wirtualny asystent, specjalistka od montażu audio, czyli albo osoba, która pracuje w modelu 1:1 z jednym klientem przez długi czas lub osoba, która na jednym kliencie zarabia nie 10zł, a np. 10000 złotych (np. specjalistyczne usługi projektowania www)
  • de facto wiele firm tak działa! każdy z nas zna tego speca z żałosną stroną www na wixie, bez konta na IG, który ma roboty po kokardę i jest przerzucany z rąk do rąk
  • właściciele tych firm mają czasem “moralniaka”, że za mało są obecni w social media, w zasadzie chciałoby się im powiedzieć “brawo, chwała!” i poradzić, żeby się otrząsnęli z idiotycznej presji otoczenia, skoro wszystko gra i kasa się zgadza

Jak przeskoczyć na ten model? 

  • to nie jest model, który da się wprowadzić na samym starcie
  • kluczem do funkcjonowania w nim jest wartość jaką generujemy dla klienta, albo jest tak wielka, że wszystkich wyrywa z kapci, albo np jestesmy jedynym specjalistą na rynku – tu jest klucz

Nie oznacza to, że bycie świetnym wystarczy i niczym innym nie musimy się już martwić. W pewnych wypadkach, branżach, sytuacjach tak może być, ale czasem naturze trzeba pomóc. Wygląda to tak:

  • zadowolonych klientów można wprost prosić o polecanie i rekomendacje
  • zadowolonym klientom można się przypominać (chociażby klasyczną pocztówką)
  • w wielu branżach działa system prowizji i afiliacji (fachowcy polecają się wzajemnie i mają konkretny % od zdobytych tą drogą zleceń)
  • jeżeli uda się nam zdobyć klienta mocno zsieciowanego z innymi potencjalnymi klientami, sukces mamy gwarantowany (patrz przypadek Marcina Hinza, specjalisty od podcastów i audio, który rozpoczął współpracę z Michałem Szafrańskim i później nie mógł się latami opędzić od klientów)

2. Złote trio: www + opt-in + newsletter

Ta strategia jest tak bardzo z 2012, że nic dziwnego, jeśli podczas czytania odpali Ci się z tyłu głowy Diamonds Rihanny, albo inny hit lata 2012. Jednocześnie ta strategia właśnie taka jest, jest ponadczasowa, jest diamentowa. Jest sexy and I know it, jak śpiewały chłopaki z LMFAO właśnie w 2012. Tylko jak z każdym sexy – nie dla każdego.

  • złote zadanie nr 1, czyli pozyskiwanie nowych osób realizowane jest w tym wypadku przez ruch z wyszukiwarki Google (wszystko optymalizujemy za pomocą SEO) + polecenia organiczne
  • czy to ma prawo zadziałać? znów – nie u każdego! nie każdy z nas zajmuje się czymś, czego klienci szukają w Googlu
  • natomiast dla wielu z nas możliwe jest przełożenie akcentu z treści w social mediach na treści na własnej www, które mają dłuższy cykl życia + włożenie wysiłku w pozyskiwanie bazy subskrybentów
  • czasem gołe okienka opt-in bez niczego smakowitego do pobrania (jak chcesz u mnie coś do pobrania, to zapraszam tu) to za mało i całość musi być dopalona smakowitym leadmagnetem, a ten leadmagnet musi być dopalony reklamami na IG/FB ALE ustawianie reklam na leadmagnet to jednak zupełnie inna historia, niż codziennie na#^@*#&lanie kontentem
  • kluczowe pytanie brzmi – czy bez codziennego zaangażowania w social media jesteśmy w stanie wygenerować wystarczający ruch i dopływ nowych osób do naszej bazy mailingowej (która jest fundamentem całego biznesu)?
  • często odpowiedź brzmi TAK
  • jest to całkiem dobry model dla biznesów, które osiągnęły pewien poziom rozwoju i w zasadzie są w stanie wyżywić się dzięki liście, którą już mają (moja robocza hipoteza – być może byłabym w stanie całkowicie zrezygnować z Instagrama, postawić tylko na pisanie dobrych artykułów (takich jak ten! mam nadzieję, że ma on sens!), dużo okienek do zapisów, dobre kampanie mailingowe i tyle!

3. Podcast + lista mailingowa

W tym modelu aż 4 punkty ze złotej piątki (1,2,3 i 4) załatwia nam podcast. Oczywiście musi być na tyle dobry, żeby wieści o nim rozchodziły się niejako same po świecie i gwarantowały napływ nowych osób (1), musi być dobry, żeby ludzie do niego wracali ( 2), musi też robi słuchającym takie czarymary, aby chcieli nie tylko nas słuchać, ale też kupować to, co mamy do zaoferowania (to mogą być konsultacje, to mogą być webinary, to mogą być nawet ebooki). Podcast przekierowuje do listy mailingowej, maile służą jako narzędzie sprzedażowe.

4. Afiliacje

W tym modelu nie tworzymy własnych treści do social mediów, ale cały marketing i sprzedaż opieramy o współpracę z partnerami, którzy mają swoje wioski, czyli jak to się mawia, zaangażowane społeczności. Jest to nieco podobne do influencer marketingu, który może nam się kojarzyć z opcją “influencerka beauty poleca krem”, ale może tak naprawdę mieć setki innych odsłon:

  • tak się da sprzedawać rozwojowe warsztaty
  • tak się da sprzedawać produkty edukacyjne
  • jest to główna strategia takich biznesowych szych jak Marie Forleo (której swoją drogą nigdy nie zdradziła i której nie uczyła w swojej słynnej B-school, bo chyba nie było w jej interesie przekazywanie uczniom najlepszych strategii 😉
  • jest tu duże pole do popisu i sama będę z uważnością obserwowała jak ta strategia się będzie rozwijała i ewoluowała na naszym, polskim podwórku

5. Lokalne love

Na koniec garść pomysłów dla biznesów, które nie są 100% biznesami online docierającymi do klientów rozsianych po całej Polsce, albo nawet po całej planecie, albo dla biznesów, które mogą mieć silny komponent lokalny (fotografowie, psychoterapeuci, edukatorzy prowadzący warsztaty offline, projektanci stron www, graficy itp.) – otóż można w kreatywny sposób nawiązać masę biznesowych, lokalnych relacji i można kreatywnie zaznaczyć swoją obecność w przestrzeni, sięgając po pomysły z innej epoki, typu

  • ulotki (piękne ulotki z genialnym copy!)
  • plakaty
  • billboardy
  • branżowe śniadania
  • murale (Netflix może, możesz i Ty, bambino!)
  • pop-upy czyli lokalne eventy w nieoczekiwanych miejscach (pop-up studio foto w butiku, pop-up Latająca Szkoła w bibliotece)
  • np. Marta Frej zostawia czasem swoje prace w zaskakujących zakamarkach parków, ten pomysł można rozwinąć

Proszę o Wasze uwagi, pytania i refleksje w komentarzach.