Zanim przejdę do głównego wątku, chciałam cię prosić, abyś przypomniała sobie najlepsze i najgorsze ciasto jakie jadłaś w życiu. Zacznijmy może od najlepszego.
Przed moimi oczami pojawiają się: tarta cytrynowa mojej przyjaciółki. Jest tak dobra, tak wybitna, że M. strzeże przepisu, nie zdradza go “ot tak”. Można go tylko dostać w prezencie ślubnym. Szaleństwo!
Następnie: wystawna uczta składkowa, partyzancko zaaranżowana kiedyś w opuszczonej altanie w Lesie Wolskim, na którą zabrali mnie znajomi. Tam jadłam ciasto ze świeżymi figami, nie wiem kto je upiekł, a mogłoby wygrać grand prix na każdym festiwalu ciast.
I również: makowiec z migdałami mojej śp. babci Krysi, ekstrawaganckie wypieki, których kosztowałam mieszkając we Florencji, czekoladowe ciasto na ekologicznym targu w Australii…
A teraz kolej na najgorsze. Często wyglądały tak źle, że po prostu nie chciałam ich próbować. Torty w ciastkarni w Równem, na Wołyniu. Albo wszystkie wypieki w piekarni, którą mam pod domem. Koszmarne bękarty sztuki kulinarnej.
Co ciekawe, to wypieku jednych i drugich używa się najczęściej tych samych składników. Jajka, mąka, woda, cukier… A efekt? Skrajnie różny.
Przyszły mi na myśl te ciasta, kiedy siedząc w kuchni i jedząc naleśnika gryczanego z Nutellą, rozmyślałam o cienkiej granicy jaka przebiega między uczuciem zazdrości, a inspiracji. Bo o tym dziś będzie mowa.
Cienka granica, podobne składniki, efekt skrajnie różny. Inspiracja jest jak najlepszy tort z mascarpone i malinami. Widzę kogoś, kto jest „dalej” na swojej ścieżce, niż ja i czuję przypływ energii. Chcę wiedzieć o tej osobie jak najwięcej. Osiągnęła rzeczy, o których marzę. Podziwiam ją. Chcę być taka jak ona wręcz. Częściowo przynajmniej. Przepełnia mnie jednak lekkość i pozytywne wibracje. Ta osoba może stać się dla mnie inspiracją, eliksirem, katalizatorem do działania. Ja np. mam Danielle Laporte jako źródło tego typu uczuć. A ty?
A teraz drugi scenariusz. Ta osoba może mnie zablokować i uwolnić wydzielanie się owej zielonej, trującej substancji jaką jest zazdrość.
Zazdrość to trochę temat tabu w środowisku Latającej Szkoły. Jesteśmy dla siebie przecież takie miłe. Nie obgadujemy się – przynajmniej oficjalnie. Mamy sztandary na których wypisane jest wielkimi iterami, że wspieramy się nawzajem. Gdzie jest miejsce na zazdrość? Nie ma go na Kręgach, ani w Wirtualnych Kręgach Wsparcia. Ktoś się chwali, reszta mówi „hip hip hurra”, lajkuje i wrzuca serduszka, wiemy wszystkie, że znaczek “<” i “3” tworzą serduszko. A przecież czasem – to zupełnie normalne – pojawić się może zwykły wkurw.
Dlaczego jej wszystko tak dobrze idzie?
(W domyśle – a mi nie).
Skąd ma tylu klientów/fanów?
I tyle kasy!
No tak, ma męża programistę…
I szwagra w Wyborczej…
Ale za to ma krzywe zęby!
Zołza.
Czy to brzmi egzotycznie, czy znajomo? Czy kiedykolwiek poczułaś ukłucie zazdrości na wieść o tym, że twoja znajoma znowu podbiła świat? Nie robimy tutaj coming outów, więc możesz spokojnie przyznać się sama przed sobą…
Jeżeli zazdrość wita w Twoim sercu tak rzadko jak wieloryby w Zatoce Gdańskiej (ostatnio się pojawił jeden i źle skończył…), to możesz nie czuć potrzeby zgłębiania tematu. Jeżeli jednak jest ona częstszym gościem, jak np. sinice (to takie bakteryjne żyjątka, których obecność = czerwona flaga, zakaz kąpieli) i tracisz przez nią przejrzystość wizji i klarowność i czujesz, że twoje skrzydła kurczą się boleśnie, to warto coś z tym zrobić.
Latająca Terapia Antyzazdrościowa w 3 krokach
Założenie: problemem nie są same emocje. Czyli uczucie zazdrości. To uczucie jak każde inne. Przychodzi, wyświetla się na ekranie twojej świadomości, odchodzi. Problemem są boleśnie skurczone skrzydła i opowieści, które zaczynasz tworzyć w swojej głowie. I konsekwencje jakie to może mieć – pielęgnowanie w sobie dystansu i niechęci do innych, brak odwagi do sięgania po to czego pragniesz, odcięcie od twojego potencjału i mocy.
Krok 1
Zauważ zazdrość i zrób jej miejsce. Nie biegnij mechanicznie po utartym szlaku myśli, które wyzwala. Bardzo często zazdrość ukrywa się pod przebraniem – „opini”, „świętego oburzenia”, „złośliwej plotki”, „ironii” itp…
Daj sobie z nią pobyć. Pozwól jej być. Powiedź do niej „cześć”. Zaobserwuj jak ją odczuwasz w ciele. Ona nie jest przyjemna. Pod spodem są bardzo nieprzyjemne emocje, dlatego tak szybko uciekamy w dające ulgę złośliwe myśli. Pod spodem może być lęk, może być złość. Zerknij pod dywan. Najprawdopodobniej znajdziesz tam też jakieś przekonanie na temat samej siebie – ograniczające, krzywdzące, bolesne.
Krok 2
Zacznij odkrywać pragnienie, które kryje się jeszcze głębiej. Zazdrość jest jak tort (taki mało smaczny, z cukierni w Równem), na wierzchu jest złośliwość, pod spodem lęk lub złość, a na samym dole jedyny smakowity składnik – wyparte pragnienie, które domaga się miejsca i głosu.
Zazdrościsz komuś łatwości z jaką zdobywa świat?
Prawdopodobnie jej właśnie pragniesz, ale coś ci każe skupiać się na blokadach, a nie na pragnieniu.
Samo zobaczenie pragnienia nie załatwi sprawy.
Jeżeli na widok twojej przyjaciółki wszyscy mężczyźni w okolicy padają na kolana i rzucają jej do stóp kwiaty, a ty odkrywasz, że a) zazdrościsz jej tego b) przyznajesz się, że też pragniesz – kolan i kwiatów, to jeszcze nie oznacza, że świat magicznie zawiruje i dostaniesz to, czego chcesz… Kluczowa jest tu jednak decyzja. To ty decydujesz teraz, a nie twoje emocje decydują za ciebie. Ty wybierasz. Na co masz ochotę? Gdzie twoje pragnienie chce cię zaprowadzić?
Krok 3
Zacznij działać. Zazdrość jest jak wskaźnik laserowy – pokazuje nam dokładnie te miejsca, które wymagają naszej uwagi, naszego skupienia, empatii i oddechu. Ale żeby pragnienia mogły się spełniać, trzeba coś zrobić w tym kierunku. Zapytaj się zatem – co mogłabym zrobić aby doświadczać więcej adoracji/mieć więcej klientów/mieć więcej zleceń (czy czego tam komu zazdrościsz). Pozostań otwarta, jak podczas burzy mózgu. Niech odpowiedzi przypłyną do ciebie na łagodnej fali. Taki stan umysłu magnetycznie przyciąga właściwe odpowiedzi.
A potem zrób krok. W kierunku tego, czego pragniesz.
Życzę ci z całego serca takiego stanu, w którym wieści o sukcesach innych autentycznie cię cieszą, bo są dowodami na to, że coś się da zrobić. Cieszą cię, bo w głębi serca wiesz, że wszystko czego pragniesz dla siebie, jest w zasięgu twojej ręki i prędzej czy później, może do ciebie przyjść. To najmniej szkodliwy dla środowiska stan i najlepszy dla twojego serca i twojej kreatywności. Jeżeli go nie doświadczasz, nie biczuj się, ani nie rzucaj „bitchami” wokoło. Zazdrość jest jak tort, sprawdź co jest w środku…
Kocham ten wpis! Naprawdę. Dlatego, że jestem w tym środowisku. A na dodatek uważam, że zawsze warto rozmawiać o tabu. Jakie by ono nie było. To odbiera mu straszność. Odtabuizowuje (?!?).
A ponieważ uwielbiam również opowiadać historie – to oczywiście, że czuję zazdrość. Są jej różne wymiary – że ktoś gdzieś zaproszony, a ja nie (a przecież wypadłabym nie gorzej), że ktoś ma lepsze warunki, a ja musze się zmagać etc. Ale jak w artykule – to tylko znaki, że coś we mnie samo ze sobą się mierzy. Niekoniecznie w najbardziej elegancki z możliwych sposobów.
Z czasem i pomocą mojej coach (bo skoro sama coachuję to i daję się coachować) odkryłam, że czuję zazdrość wtedy, gdy coś naprawdę było w moim zasięgu, ale tego z jakichś powodów – najczęściej własnego poniechania – nie osiągnęłam. Jak jest nieosiągalne to w ogóle się nie przyrównuję. Jak osiągnę podobny wynik albo dam z siebie wszystko – to czego miałabym zazdrościć (i faktycznie nie zazdroszczę, a się cieszę)? Ergo: moja zazdrość to własne zawodzenie, że mogłam, a nie zrobiłam…
Morał? Ostatnio robię tyle, ile mogę. Zazdrość częściej mnie omija. Choć. Oczywiście. Jak w życiu. To zawsze proces 😉
Agato – DZIĘKUJĘ (tak pokrzyczałam sobie, ale ja w ogóle impulsywna jestem, szczególnie po nocy) za ten wpis. Myślę, że będzie jak i dla mnie dla wielu osób ważny.
Absolutnie zgadzam się z komentarzem Santi,
ale u mnie czasem jeszcze pojawia się zazdrość w sprawach “które fajnie byłoby zrobić”, ale nie są priorytetami. I dlatego też takie dotkliwe jest, że jak ktoś to zrobił okazało się to takie fajne. A ja mogłam być na miejscu tego kogoś…
Przeszło mi to jak zdecydowałam co ja chce robić, co jest moim głównym celem i jak zaakceptowałam, że mam swoją wyjątkową drogę. Mogę wtedy robić to co czuje i nie muszę oglądać się na innych.
Santi, u mnie jest podobnie z tym ujawnianiem się zazdrości. Jeśli wiem, że mogłam coś zrobić, ale odpuściłam, to wtedy czuję niemal wbijającą szpilkę zazdrości! Ale właśnie kiedy nad czymś mocno pracuje, i komuś wyjdzie i tak lepiej, fajniej, efektowniej, to naprawdę potrafię się tym cieszyć!
Jednak jestem zdania, że trochę zazdrości nie zaszkodzi, o ile oczywiście da to kopa do działania, a nie pozwoli kopać dołki pod osobą, które zazdroszczę 🙂
Niewypowiedzianie wartościowy artykuł! Dzięki!
A mnie się przypomniała moja ulubiona książka, nad jaką zasiadłam pracując z emocjami “The Presence Process” Michaela Browna. Polecam 🙂
Zazdroszczę jednej koleżance, co szyje sukienki. Sprzedają jej się, a mi moje produkty nie (nie są to sukienki, ino dodatki do ubrań). A ta głupia małpa jeszcze marudzi, że małą sprzedaż ma. Na dodatek ja jestem fanką jej sukienek, a jej się moje rzeczy nie podobają. Na dodatek jest szczuplejsza. Mnóstwo powodów, by wytargać ją za te rude kudły.
No dobra, żartowałam trochę. Zazdroszczę wszystkim, którzy sprzedają tyle, by móc opłacić swoją działalność. Nie tylko jednej koleżance. Zazdroszczę, bo sama chcę sprzedawać swoje produkty, nie wiem, jak mam to zrobić, nie lubię sprzedaży. I nie przeszkadzałoby mi, że moje uszytki nie podobają się koleżance od sukienek, gdyby mi się sprzedawały. Gdybym miała tyle lajków na fb i zamówienia płynęły wartkim strumieniem.
Tak, czasem ogarnia mnie zazdrość. Najczęściej w formie “dlaczego jej się udaje, a mi nie?”, a nie “co za zołza”.
Kurde, idę zrobić porządek w butiku na DaWandzie i zrobić reklamę na fejsie, biorę sie do tego jak pies do jeża.
PS Agatko, wiem, że się dowiesz, kim jestem, bo nie użyłam fikcyjnego adresu 🙂 Ale nie chcę, by potencjalni klienci dowiedzieli się, ze ich ulubiona, zawsze uśmiechnięta pani szyjąca targana jest przez takie tabu 🙂
Przyznam się od razu. Nie przeczytałam całego, ale temat myślę, że interesujący i dobrze, że go trochę rozbroiłaś, Agato.
Mam tylko mały wtręt co do porównania z ciastem, bo myślę sobie, że jednak składniki to podstawa. Oczywiście i tu jajka i tu jajka, ale ważny jest dostawca i czy kury są szczęśliwe ;).
Myślę sobie po prostu, że fajnie jest robić jak najlepiej to co się robi.
Ja chyba częściej podziwiam niż zazdroszczę.
Podziwiam, że komuś chciało się poszukać dobrego dostawcy jaj od kur szczęśliwych a potem zakasać rękawy i zgodnie z przepisem, angażując w to serce upiec ciasto. Jeśli jest pyszne chwalę bez opamiętania.
Często też myślę sobie, że może to ciasto poprzedzone było wieloma spalonymi, lub ciastami z zakalcem.
Fajnie się Ciebie czyta Agato (młoda mamo)!
pozdrawiam
Lidia
P.S. Super zdjęcie! (chodzi mi o to oko)
Bardzo ładny proces autoempatii w 3 krokach :-). Ja lubię zazdrość, bo mi pokazuje za czym tęsknię. Mówię sobie wtedy “Ja też bym tak chciała”. I zamiast kierować energię na dowalanie temu, komu zazdroszczę (zawiść), albo sobie, że to nie ja, zaczynam szukać sposobu. Albo powodu, dla którego bym tego chciała.
Bardzo pozytywny artykuł z samego rana 🙂 Pozdrawiam serdecznie!
Świetnie napisany tekst. Po raz kolejny sprawdza się mądrość: “Gdy uczeń jest gotowy, pojawia się nauczyciel”. Zatem, pięknie dziękuję. Bardzo cenię też taki sposób pisania: klarowny, bez zbytnich ozdobników za to celny. wspaniale! o…inspiracja.. hłe hłe 🙂
Droga Agato, jak zwykle to o czym piszesz to strzał w dziesiątkę, podsumuję to tylko w ten sposób, że od kiedy pozbyłam się uczucia zazdrości mam więcej czasu na realizację marzeń, nie ma jej nie dopuszczam jej do siebie. Gratuluję wszystkim, którym się udało!
Świetny tekst! Dziękuję!
A poza tym… Zajrzałam do środka i wydawało mi się, że zazdrość dawno w moich progach nie gościła. Czyżby się ode mnie wyprowadziła?!?!
Nie 🙂 Przecież czytając powyższe pomyślałam “ale suuuper napisane, też bym tak chciała”. Czyli jednak jest, może się przyczaiła albo udaje kogoś innego, ale nie uciekła 😉
I dobrze! Przecież, tak jak piszesz, ona często wskazuje nam słuszny kierunek, w którym możemy wyruszyć. Nasz kierunek!
W drogę!
Mam wrażenie, że zazdrość to temat tabu wszędzie tam, gdzie są przedsiębiorcze i kreatywne kobiety. Dobrze, że o tym napisałaś! Bo dzięki temu mam wrażenie, że nie tylko mnie zdarza się odczuwać takie niecne uczucia. Fajnie, że pokazałaś, jakie pozytywne dla siebie informacje można wyciągnąć z zazdrości! Czyli nie ma tego, co by na dobre nie wyszło 🙂
Mam wrażenie, że my, kobiety, mamy duży problem z zazdrością (a co za tym idzie – osiąganiem tego, o czym marzymy), ze względu na to, że u kobiet liczy się przynależność do grupy, przywiązanie emocjonalne, akceptacja konkretnej osoby. Aby uzyskać pomoc, trzeba być akceptowaną. Mężczyźni, by pomóc przenieść szafę, nie potrzebują ocenić, kim jest ten, kto potrzebuje pomocy. Patrzą na sprawę. Jeśli widzą, że przecież nie dasz rady przenieść jej sam(-a), to ruszą i to zrobią. Chciałabym, żebyśmy się od nich tego uczyły.
Agato, świetny temat i świetna terapia. Ja to Ci ZAZDROSZCZĘ talentu do pisania. Ale zazdroszczę bez żółci, po prostu podziwiam i uczę się.
Dziękuję, że podjęłaś ten temat. Widzę ogromną potrzebę “odtabowania” zazdrości, szczególnie wśród nas kobiet i w środowiskach tzw “rozwojowych”, np coachów, bo nam przecież zazdrościć wręcz nie wypada. Rozpoznawanie zazdrości jako swoich pragnień i dążeń, i podjęcie działania aby je zrealizować – super! Biorę to.
Przyznaję chętnie, że czasem zazdroszczę mądrym, twórczym i silnym kobietom. Nie ma w tym wiele złośliwości, to raczej podziw + nutka melancholii, jeśli mają coś czego żadnym sposobem nadrobić nie umiem. Na szczęście mam dużą praktykę w pozostawaniu w kontakcie z emocjami;) Napisałam nawet ostatnio trochę podobny w temacie artykuł o tym, jak odkryć twórczą energię złości – nie tłumić i nie odreagowywać – eksplorować…
Zazdrość to temat mi bliski, bo bywam obiektem zazdrości (naiwnie wierząc, że przecież kobiety się wspierają i na pewno kibicują sobie nawzajem zawsze i wszędzie :P), ale też, przyznam się szczerze, bywam zazdrosna.
Ja się już z moją zazdrością wobec innych oswoiłam i traktuję ją właśnie jak papierek lakmusowy. Już wiem, że dzieje się tak zazwyczaj, gdy się zapędzę, porównuję i pozwalam krytykowi wewnętrznemu się rozhasać. No niestety, to są właśnie owoce takiego, a nie innego systemu edukacji (ocenianie, rywalizacja). Kiedy czuję, że wzbiera we mnie ta negatywna zazdrość, przypominam sobie rozmowę z Martą Frej o tym, że my kobiety same się osłabiamy przez krytykowanie siebie i porównywanie z innymi, większość mężczyzn nie musi tego robić, bo czują się pewni siebie. –> http://www.kobiecasila.pl/2015/07/wywiad-z-marta-frej-cz-2/
I odpuszczam. Potrafię sobie powiedzieć – moja droga jest inna: Gabriela rób swoje i nie porównuj się. A poza tym “wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma” – to powiedzenie jest bardzo prawdziwe.
Marzy mi się świat, w którym kobiety naprawdę będą się wspierać, bo dość boleśnie doświadczyłam jakie potrafią być obłudne. Rozczarowałam się. No ale cóż – c’est la vie, świat nie jest idealny.
Cieszy mnie to, że dla równowagi mam sporo dowodów na to, że wsparcie ze strony kobiet jest możliwe. Oby było nas coraz więcej. A będzie – dzięki działaniom wielu z nas.
Gabi wiem dokładnie o czym mówisz 🙁 My kobiety jesteśmy z natury zazdrośnicami i zamiast korzystać z siły zazdrości do osobistego rozwoju, do inspirowania się, brania przykładu, bo tak jak Agata pisze, zazdrość pod warstwami swojej tortowatości, kryje sedno sprawy, wolimy spożytkować tą energię do dokuczania sobie. Myślałam, że tylko ja jedyna mam tak smutne doświadczenia z kobiecą zazdrością. Tobie i sobie życzę samych wartościowych relacji z innymi Kobietami 🙂 pamiętając o tym, że same kreujemy siebie i świat wokół siebie. Pozdrawiam. Vika
Agata świetnie, że poruszyłaś ten temat. Dla mnie jest on ważny z dwu powodów. Sama jestem czasami zazdrosna, najczęściej o uczucia innych osób, o czas, który poświęcają innym ludziom (lub rzeczom) a nie mnie, uwagę, bliskość itp. Nie zazdroszczę natomiast rzeczy materialnych i tego wszystkiego co wiąże się z sukcesem. Mam poczuciem, że za tym, najczęściej (choć może nie zawsze) stoi wiele wyrzeczeń i pracy (krew, pot i łzy). Takim ludziom nie zazdroszczę, jak robią to z klasą, to podziwiam, uczę się, są dla mnie inspiracją. Natomiast myślę, że często bywam obiektem zazdrości. I tego nie lubię. Kiedyś próbowałam tuszować swoje sukcesy, pomniejszałam ich wartość. Chciałam być lubiana. Myślę, że teraz mi tak na tym nie zależy. Odpuściłam. Uważam, że zazdrość nie musi być zła, może być inspiracją i motywacją do działania. Gorzej jak towarzyszy nam zbyt często i blokuje, albo przeradza się w zawiść. Problem zazdrości wśród kobiet to jeszcze osobny i ważny temat, ale myślę, że warto o nim mówić, czy pisać. Pozdrawiam, Agnieszka
Zadko zazdroszcze i to nie w zwiazku z czyims sukcesem tylko np. ze moj byly facet pracoholik poswieca tyle czasu piosenkarkom, z ktorymi wspolpracuje, a dla mnie nie ma. Ale to juz przeszlosc. Najczesciej mysle, ze fajnie, ze jej sie udaje, ale czy ja na pewno chcialabym byc nia? Bo to jej zycie i jej droga ja tam zaprowadzily gdzie jest, tak? Aaa ! Wtedy wiem, ze nie ! Ze moja droga, nawet jesli bardziej skomplikowana, jest moja z moimi wyzwaniami. Chce zrozumiec zazdrosc bo dziwnym trafem czesto bywam obiektem zazdrosci z niefajnymi sytuacjami i utrudnianiem zycia wlacznie. I czasem na prawde sie dziwie, kto mi zazdrosci tych kamieni, ktore musialam przeniesc, bo to moja droga i jezeli zazdroscisz bierz z “calym dobrodziejstwem inwentarza”, dziecinstwem, smiercia rodzicow i cala reszta, na pewno to chcesz?
W temacie pieniędzy i pracy z podświadomością jest podobnie. Ta trująca zazdrość sprawia, że ludzie na ludzi mówią złodzieje, oszuści itd., przez co nigdy nie mogą stać się bogatsi. Według praw przyciągania, należy wypowiadać się dobrze, wtedy tylko można przyciągnąć więcej pieniędzy.
Świetny temat i 3 kroki! Nachodziłam się trochę z zazdrością na spacery i długie rozmowy. Dalej chodzimy razem, ale najważniejszy sparing mamy za sobą: zazdrość vs. autentyczność. Wygrała ta druga. Bo owszem łatwo komuś zazdrościć, ale ja mam takie a nie inne historie życiowe, MOJE wartości, cele, marzenia. I realizuję je po swojemu. Nie chciałabym mieć Jej stylu pisania, mówienia, ubierania, bo on jest Jej, a nie MÓJ:) A z podpatrywaniem co ktoś robi fajnie – 3 Krok – super, bo to mobilizuje, a nie produkuje żółci. pozdrawiam z Błyskiem (nie zazdrości:) w oku