Foto – Mięta Design
Czy rękodzieło to dobry pomysł na biznes to drugi z serii wpisów o tym, jakie „typy biznesów” mają w Polsce sens. Oczywiście, odpowiedź nie jest jednoznaczna, bo gdyby tak było człowiek nie musiałby się trudzić i gimnastykować, zrobiło by się tabelkę z podziałką „tak” i „nie” i można by resztę dnia spędzić na leżeniu w hamaku i czytaniu listów Marka Hłaski. Mimo, iż na pytanie nie da się odpowiedzieć jednym zdaniem, można tej odpowiedzi poszukać, a same poszukiwania mogą być bardzo pouczające.
Słowo „rękodzieło” nastręcza już nie małych kłopotów, bo zawierają się w nim zarówno przedmioty, które są dziełami sztuki użytkowej, jak i mało atrakcyjne „kurzołapy” (od „łapania kurzu”), których chińskie odpowiedniki można kupić w sklepie „wszystko za 4 złote”. Na potrzeby tego artykułu definiuję rękodzieło bardzo szeroko. Ma on być przydatny dla wszystkich osób, które myślą, jak zarabiać na sprzedaży własnych wyrobów.
Wpisując hasło handmade na portalu Etsy znajdziemy 23,684,356 przedmiotów kosztujących od kilku centów (np. kolczyki z jednorożcami) do setek tysięcy dolarów (np. pierścionki z diamentami). Czego tu nie ma – maleńkie spinki do mankietów i wielkie inkrustowane ręcznie skrzynie, skórzane buty, haftowane stringi i ręcznie malowane kartki z hipsterskim hasłami o tym, że życie i jest fajne i „hop do przodu”.
Jest pewien ważny powód dla którego ponad 300 osób zagłosowało na to, że chce abym napisała o rękodziele (przeprowadziłam ankietę w newsletterze). Jest to ten sam powód dla którego hand made przeżywa bezapelacyjny renesans na całym świecie. Powód jest prosty.
Rękodzieło to cudowna rzecz. Ręce i dłonie człowieka mogą tworzyć rzeczy piękne, mogą też zabijać, mogą też monotonnie stukać w klawiaturę. Coraz więcej osób opowiada się świadomie za pierwszą opcją.
Rękodzieło jest też bardzo „kobiece”. Mimo, iż istnieją bardzo „męskie” tradycje rzemieślnicze, to nie znam osobiście żadnego chłopaka, który by wpadł na pomysł, że będzie zarabiał na robieniu na szydełku kocyków i czapeczek dla dzidziusiów. Małgorzata Brzeska, moja koleżanka-coach z Niemiec, podesłała mi co prawda link do czapeczkowo szydełkowego biznesu Myboshi założonego przez dwóch facetów z Górnej Frankonii, ale oni na pomysł wpadli, stworzyli markę, e-sklep, rozpromowali go, a do szydełkowania zatrudnili okolicznych emerytów. Podobno również kilku panów. Podejrzewam, że biznes przynosi twórcom kokosy, a emeryci biorą w nim udział bardziej dla idei, ponieważ kilkadziesiąt euro dorzucone do porządnej wypracowanej w RFNie emerytury, nie zmienia zasadniczo ich sytuacji życiowej. Na zdjęciu – twórcy Myboshi.
Wracajmy jednak do Polski. Rozejrzyjmy się wkoło. Wiele kobiet kocha rękodzieło i umie robić „cudeńka”, którymi zachwycają się koleżanki i rodzina na imieninach. Często są to cudeńka „okołodziecięce” i „okołodomowe”, a ich twórczyni odkrywa swój talent w okresie macierzyństwa. Wizja, że można po ukończeniu urlopu macierzyńskiego nie wracać na etat do korporacji, do Excela i do klimatyzowanych boksów, tylko spędzać czas w domu, szyć nieco więcej, mieć własną stronę ze sklepikiem, odbierać dzieci z przedszkola, gotować w przerwach między szyciem kolejnych misiów pożywne zupy, jest szalenie atrakcyjne. Jest atrakcyjne jak naga Monika Belucci w Ferrari, chciałam napisać, ale to głupie porównanie.
Średnia pensja krajowa w Polsce wynosi aktualnie 3942 zł brutto, a netto około 2800. Aby zarabiać średnią krajową netto na własnym biznesie musimy dodać jeszcze koszty, sprawa się nieco komplikuje, więc zostawmy netto w spokoju i trzymajmy się średniej krajowej brutto jako punktu wyjścia.
Nie liczymy kosztów materiałów, bo te są różne. Oznacza to, że musimy albo sprzedać 1000 reczy na których zarobimy 3,94 zł na sztuce, albo 100 rzeczy na których zarobimy 39,42 złotych, albo 10 rzeczy na których zarobek wynosi 394 złote.
Bardzo lubię takie symulacje, bo są czasem jak kubeł zimnej wody, czasem jak sole trzeźwiące, a czasem jak kontakt z ziemią po długim szybowaniu w chmurach.
Jeżeli koszt wykonania takich spodenek (autorka – Rozlinda, oto link do jej sklepu) dla dzidziusia wynosi 7 złotych i uda się nam sprzedać 100 par miesięcznie, to mamy średnią krajową. Pytanie “czy jest to możliwe” pozostawiam otwarte.
Hipoteza # 1
Rękodzieło to dobry pomysł na biznes nie-wacikowy, jeśli będziemy mieć produkty na których zysk (zysk, nie cena) wynosi 200-400 złotych i sprzedamy ich od 10 do 20 miesięcznie, (zakładając, że możemy wykonać 10 do 20 sztuk miesięcznie naszego produktu bez zamieniania się w fabrykę). Jakie to produkty? Od razu widać, że musi być to w zasadzie haute design, że musimy mieć prężną markę, a nie „goły produkt”, że klientem raczej powinien być klient mieszkający w Nowym Jorku, a nie w Koluszkach i to nie na Bronxie, ale w West Village. I możemy mu ów produkt sprzedać z Koluszek, za pomocą portalu Etsy.
Nie, żebym myślała, że w Koluszkach nie mogą mieszkać zamożni miłośnicy hand made’u. Mogą, ale stosunkowo jest ich mało.
Czy jest to w ogóle możliwe, żeby mieć tak drogie produkty?
Hipoteza # 2
Rękodzieło to dobry pomysł na biznes nie-wacikowy, jeśli zamienimy się w pół-fabrykę i „pójdziemy w ilość”. Półprodukty wykonają nam babcie z osiedla, my zadbamy o design… Minusy – z rękodzielnika zamieniamy się w menedżera, designera, w kogoś kto spędza więcej czasu przy klawiaturze, niż „w warsztacie”. To temat z którym boryka się wielu zdolnych rękodzielników. Do tego, żeby nie tylko wytwarzać, ale też sprzedawać potrzebny jest czas + wiedza. Czas poświęcany na niezbędne działania promocyjne, opisywanie i fotografowanie przedmiotów, śledzenie zakupów, wysyłki…
Hipoteza # 3
Rękodzieło to dobry pomysł na biznes nie-wacikowy, jeśli mamy bardzo oryginalny produkt, który wzbudza powszechny entuzjazm + mamy kogoś komu możemy powierzyć część zadań związanych z budowaniem marki, promocją i sprzedażą.
Hipoteza # 4
Rękodzieło to dobry pomysł na biznes nie-wacikowy, jeśli do sprzedaży samego rękodzieła dołączymy ofertę edukacyjną. Mam tu na myśli zarówno edukację rękodzielniczą („jak zrobić takie piękne buciki na szydełku – warsztat”) jak i edukację dla innych rękodzielników („jak sfotografować takie piękne buciki zrobione na szydełku w namiocie bezcieniowym – warsztat”).
Zakładam, że być może ciężej jest sprzedać haftowaną poduszkę za 450 złotych, której wyhaftowanie zajmuje 30 godzin, niż zorganizować 30 godzinne warsztaty hafciarskie w tej samej cenie. Nawiązuję do konkretnego kursu oferowanego przez Splot Artystyczny w Warszawie.
Plus na warsztacie mamy kilku bądź kilkunastu uczestników.
Zakładam, że tym tropem poszła również Urszula Phelep, która nie tylko sama robi różne piękne rzeczy, o czym pisze na swoim blogu, ale również uczy inne kobiety, jak blogować i jak zabrać się za marketing internetowy i jak zarabiać na rękodziele. Zakładam, a mogłam w sumie poprosić Urszulę Phelep o komentarz… W każdym razie Urszula Phelep jest nie tylko przykładem na osobę, która z edukacji okołorękodzielniczej stworzyła prężny biznes, ale również jest jedną z niewielu osób w polskojęzycznym internecie która przystępnie i praktycznie uczy osoby zainteresowane rękodziełem, jak się promować. Zrozumieliście aluzję? Kto żyw, a nie zna Urszuli, proszę niech się zapozna!
Hipoteza # 5
Rękodzieło to dobry pomysł na biznes nie-wacikowy, jeśli zrobimy go rękoma chińskich dzieci. Oczywiście tutaj ja osobiście mówię STOP. Sabo, nie idź tą drogą! Wierzę w autentyczność i w fair trade.
Jak uważnie przyjrzymy się osobom, które odnoszą spektakularny sukces na Etsy, takim jak na przykład właścicielka marki ThreeBirdsNest, niejaka Alicia Shaffer (link do artykułu o niej), zarabiająca prawie milion dolarów rocznie (czyli dwa razy więcej niż prezydent USA) na sprzedaży getrów, skarpetek i opasek, to okazuje się, że ich przepis na sukces polega na kupieniu tanich produktów w Indiach i „doczepieniu” do nich swojej metki. I napisaniu, że ten wyrób to hand made, mimo iż na innej aukcji identyczny produkt nie uchodzi już za rękodzieło i jest dwa razy tańszy. Gigantyczna marża dusi wacikowość w zarodku.
Po lewej – skarpetki za 14,99 $, nie hand made. Po prawej skarpetki w ThreeBirdsNest, za 28$. Ładniej sfotografowane i opatrzone przymiotnikiem “hand made”.
Nie jest to tak karygodne jak na przykład handel nerkami, ale niekoniecznie ma to cokolwiek wspólnego z „własnym biznesem rękodzielniczym”, a przecież o to większości osób, które chcą wejść w tą branżę, chodzi.
Skoro mowa o nerkach, to przypomniałam sobie, że są przykłady rodzimych biznesów rękodzielniczych, które całkiem nieźle hulają. Na przykład biznes nerkowo – torbowy o nazwie Mięta. Sama mam dwie nerki Mięty i chcę więcej. Ich wielką zaletą jest doskonałe wykonanie i wykończenie. Ponadprzeciętna jakość zawsze wygrywa.
Wszystkie te cudne nerki to Mięta Design
Zatem, zarabianie na produkcji własnych wyrobów jest możliwe. Nie jest jednak łatwe. Mam 10 pomysłów/inspiracji dla osób, które przeczytały ten artykuł w poszukiwaniu konkretnych rad, a nie filozoficznych rozważań. Ponieważ sama nie sprzedaję własnej roboty kolczyków z piór (mam takie ciche marzenie, żeby zacząć je kiedyś robić – na własny użytek), rady te nie wynikają z mojej praktyki, lecz są podejrzane, podkradzione i wydedukowane. Jeżeli nie zgadzasz się z którąś z nich, zapraszam do dyskusji.
-
Kalkulacja. Zrób ją i oceń, czy przypadkiem nie musisz sprzedać 222 broszki miesięcznie, których wykonanie zajmie Ci 444 godziny, aby wyjść na swoje.
-
Zdjęcia. W internecie sprzedaje zdjęcie. Badania pokazują, że produkt sfotografowany z uśmiechniętą blondynką lub z kotem sprzedaje się lepiej. Wiem, że to brzmi głupio. Ale to prawda…
-
Facebook to dobre miejsce na promocję, pod warunkiem, że … wykupisz reklamy i zadbasz o łatwość zakupu.
-
Produkty, które mają wyjątkową jakość, zostaną pokochane.
-
Silna marka. Ludzie często kupują rękodzieło nie dlatego, że się bez niego nie obejdą, ale dlatego, że jest to „ta marka”, nie Coco Chanel, ale „ta” niszowa marka, związana z „tą osobą”.
-
Do tego przydaje się ciekawe „story”. Anonimowe produkty można kupić w sklepie „wszystko za 4 zł”. Produkty z duszą potrzebują swojej historii, o której można powiedzieć swojej koleżance. „Tak, to jest magiczna lalka od Kasi Doroty, która nauczyła się je robić na Białorusi … itp.”
-
Detale są czasem bardzo ważne. Piękne pudełeczka, karteczki dołączane do zakupu, takie małe pierdołkowate drobiazgi, sprawiają, że klient doznaje „wewnętrznego feng shui” (wiem, że się tak nie mówi, ale zasłyszałam to wyrażenie, jest ono pseudo synonimem przyjemnego wewnętrznego stanu łącząego harmonię i błogość…) i wraca do nas po więcej. Albo poleca koleżance.
-
Łatwość zakupu. Warto o nią zadbać. Klient kupujący przez internet jest bardzo chimeryczny, niecierpliwy, może nam łatwo „odpłynąć”, jak go nagle rozproszy powiadomienie o nowej wiadmości na Facebooku.
-
Zagraniczni klienci są zamożniejsi niż rodzimi. Dlatego Etsy, z niską prowizja, to dla wielu wspaniałych twórców z Polski, dobre rozwiązanie. Ale Etsy trzeba rozgryźć. Nic nie działa „automatycznie”. Ponad 65% sprzedawców na Etsy zarabia mniej niż 100 $ rocznie…
-
Strategia jest potrzebna tak, czy inaczej. Nawet stworzenie e-sklepu, czy udział w targach od przypadku do przypadku, to za mało. Tutaj potrzebna jest taktyka godna Kasparowa. Być może najlepsze wyjścia są bardzo niekonwencjonalne. Na przykład porzucenie strategii „samotnego wilka”. Łączenie się w grupy. Rejestrowanie spółdzielni twórców, tak aby nie płacić indywidualnego ZUSu jak w przypadku jednoosobowej działalności gospodarczej. Tworzenie zespołów i klastrów. Zatrudnianie w nich specjalnych osób od promocji. Tworzenie grup wsparcia i dzielenie się zadaniami związanymi z marketingiem i sprzedażą. Nie każdy twórca jest przecież ninją marketingową i być może zostanie nią nie jest jedyną drogą do sukcesu.
Nieśmiało chciałem zauważyć, że nie mówi się “na szydełku” tylko “szydełkiem”. Poza tym artykuł całkiem dobrze opisuje dylematy rękodzielników.
Dzięki. Tak jak pisałam, nie jestem Bralczykiem w spódnicy i jestem zawsze wdzięczna za orto-uwagi 🙂 Także śmiało, nie nieśmiało proszę mi zwracać uwagę!
jezusie maria, porządny artykuł a ty do takich pierdul startujesz. Skąd was biorą?
Artykuł jest ok, a język polski to też nie “pierduła”. Pozdrawiam
Bardzo ciekawy i przydatny artykuł i wspaniale się go czyta, gratulacje dla Autorki za bardzo lekki styl 🙂 Swoją drogą niektóre momenty bardzo zabawne 🙂
Przeczytałam jednym tchem i zaraz oczywiście rzucę na fan-page’a, bowiem post jest świetny i przede wszystkim przedstawia REALNIE to, jak można zarobić lub nie na rękodziele. Osobiście uważam, iż jest to jedna z najtrudniejszych działalności do zarobienia grubej kasy, ale z drugiej strony – najpiękniejsza! W rękodzieło wkładamy bowiem cale nasze serducho, sa tam emocje, jest talent i dużo pracy – zawsze wole kupić coś, co zostało zrobione z pasja i miłością niż podobny, ale dziesięć razy tańszy produkt Made in China.
Pisałam, że ciężko jest osiągać kokosy w rękodziele, ale nie jest to w żadnym wypadku niemożliwe, trzeba tu być otwartym, marzyć w wielkim rozmiarze i wyjść poza “pudełko” (myśleć o wiele dalej, niż tylko sprzedaż swoich produktów). Przykład: zacząć robić e-kursy w internecie lub warsztaty w danej dziedzinie rękodzieła, napisać ebooka, stać się coachem dla artystów, a nawet otworzyć szkole szydełkowania/tworzenia biżuterii, itp (inna od tych już istniejących na rynku).
Możliwości jest wiele, a ogranicza nas tylko wyobraźnia i … my sami!
Pozdrawiam i dziękuję ogromnie Agata za wzmiankę o mnie w poście! 🙂
Ula
Dokładnie to samo chciałam napisać: Po pierwsze, artykuł pokazuje jak wyliczyć rentowność biznesu rękodzielniczego. Niby banał ale wiele z nas nie robi tych prostych wyliczeń dziwiąc się potem, że trudno cokolwiek zarobić….
Druga sprawa to czwarta hipoteza – rękodzieło to nie tylko samodzielne tworzenie. Rynek jest o wiele większy. Jest mnóstwo ludzi, którzy nie chcą na tym zarabiać, po prostu robią to dla hobby. Znając branżę możemy dostarczać im najlepsze materiały (sklep), prowadzić warsztaty z technik rękodzielniczych zarażając innych pasją. Można wreszcie prowadzić nawet szkolenia z know-how (gdzie kupić materiały, jak tworzyć, gdzie sprzedać itp…).
Bardzo ciekawy post 😉
Internet w dzisiejszych czasach to klucz do każdego biznesu… Nie ma Cię w internecie nie istniejesz… takie jest moje zdanie.
Chciałam tylko podkreślić, że bez strategii ani rusz – ale nie każda działa. A czasem niektóre działają choć nie wiadomo dlaczego. To trochę jak ze wszystkim w biznesie. Doświadczenie zbieram z rękodziełem dość oryginalnym, bo proseksualnym (i to pikantnie), a jednocześnie feministycznym (bo kobiety nie tylko na drutach robią) – packą do klapsów. Jest piękna i jednostkowa. Jest historia dwóch kobiet i zdjęcia z produkcji, w dłoniach i w ogóle. Ale szalenie cięzko ustalić cenę na której można by zarabiać, a która by nie odstraszyła. I tak produkt już od miesięcy na etsy wisi i kusi. Choć mało kto da się powieść na pokuszenie. Pozytywna lekcja? Trzeba wyjść razem z produktem do świata – z własną twarzą. To, że sprzedajemy przedmioty wcale nie zmienia faktu, że ludzię pragną nabywać kawałek nas, twórcó, historii. Każdą rzecz, którą sam kupuję jako rękodzieło – kupuję ze względu na stojącą za nią osobę. Osobowośc, misję, owo sławetne dlaczego. Stąd tylko tyle bym dopisała – że choć to sztuka, to rządzi się takimi samymi jak cały rynek prawami.
A packę zobaczyć możecie tu: http://www.sinleather.pl
Napisałam kiedyś artykuł: Czy można zarobić na rzeczach robionych ręcznie; https://annasawczuk.wordpress.com/2011/10/19/czy-mozna-zarobic-na-rzeczach-robionych-recznie/
Zdania nie zmieniłam 🙂
Świetny tekst – dziękuję zań. Dał mi do myślenia 🙂
Agata swietny post. Ja niedawno widzialam program o pewnej Amerykance, ktora zbudowala male imperium na Etsy robiac poduszki z celnymi cytatami. Wyplynela na fali Yes, we can. Tzn w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie wypuscila poduszke z takim sloganem. W tamtym czasie szyla je samodzielnie i sprzedawala na Etsy. Ale biznes tak jej sie rozkrecil, ze zatrudnila kilkanscie osob, potrafila stworzyc wokol tego cala marke osobista, gosci na okladkach kolorowych pism prezentujacych luksusowy styl zycia. I ciagle firmuje sie jako handmade. A Etsy przymyka na to oczy, bo placi im takie prowizje, ze wszystkim sie ten biznes oplaca. To w odniesieniu do hand made robionego rekoma chinskich dzieci. To chyba jedyna droga … rozwoju. Ale mozna zaczac od jednej maszyny. Pozdrawiam serdecznie Beata
Ciekawe! Etsy jakiś czas temu zmieniło politykę odnośnie “handmade”. Szkoda, bo też straciło swój czar. I tak jest gigantem. Zawsze mnie zastanawia, co sprawia, że giganci – np. Apple – nie mogą sobie odpuścić i np. zrezygnować z części zysku na rzecz “większego dobra”. Np. z produkcji w nieludzkich warunkach. Przecież założyciele i tak powyżej pewnego pułapu dochodów nie odczuwają różnicy… Ktoś to rozumie?
Obliczenia weryfikuje życie. Trzeba dodać koszty ZUSu, podatku, VAT a to praktycznie 1/4 ceny, koszty księgowej, koszty śmieci czy się je wyrzuca czy nie. Wedle moich obliczeń na bardzo czasochłonnych spódnicach, gdybym sprzedała 10 w miesiącu (więcej nie dałabym rady uszyć) to zostało by mi minimalna krajowa 1200zł. Przez rok sprzedałam aż dwie, i to po obniżonych cenach. Mimo zainteresowania, zachwytów, obietnic “na pewno kupie za jakiś czas”. Spakowałam zabawki, zawiesiłam. Oczywiście szyłam inne rzeczy ale marża na niektórych, mimo szycia kilka godzin wynosiła 5-10zł.
Ja weszłam na etsy. Długo długo wisiało tam pięć rzeczy i nie robiłam z tym nic. Ostatnio dodałam kilka nowych i raptem w dwa dni sprzedałam 3 rzeczy. Jedna z kupujących osób napisała do mnie, że moje rzeczy są zbyt tanie i powinnam podnieść cenę. Pytanie więc- jak wycenić rękoszieło?
Podbijam to pytanie! Bo to sedno. Jak wycenić rękodzieło?
Myślę sobię że muszę usiąść nad strategią, mam firmę mam sklep ale ruch dość mały. Co prawda jak ktoś coś kupi to zazwyczaj zostaje stałym klientem, a jednak to mało przy zusach i vatach ;/
Niestety nie znalazłam w artykule niczego odkrywczego. Zajmuję się rękodziełem od ponad dwudziestu lat i cenną dla mnie wskazówką byłoby pokazanie “jak rozgryźć Etsy”, które według autorki rozgryźć należy. Naga Monica Bellucci w czerwonym Ferrari nie rozpala mojej żeńskiej wyobraźni choć jest przepiękną kobietą – uważam tego typu porównania za seksistowskie. Błędy typu “jest przykładem na osobę” zamiast “jest przykładem osoby ” pomijam i pozdrawiam serdecznie autorkę
Temat jak rozgryźć Etsy to temat dość zawiły, na osobny post czy nawet warsztat, który nie ja powinnam napisać, ani poprowadzić, bo się na nim nie znam. Ale mogę skierować do kogoś kto się zna. Biorę zarzut o seksizm “na klatę”. Na moją osobistą klatę, mniej imponującą od klatki piersiowej Moniki Bellucci. Słowo “seksistowski” oznacza przede wszystkim “dyskryminujący ze względu na płeć”. Nie wiem kogo dyskryminuje fakt, iż Monika Bellucci jest bardzo pociągająca. W pewnym sensie jej uroda dyskryminuje na przykład moją urodę. I jest to głęboko niesprawiedliwe. Ale ok, powstrzymam się przed ciągnięciem wątku który od początku miał być takim “przymrużeniem oka”. Porównanie było nieadekwatne, do czego od razu się przyznałam. Lubię czasem napisać co mi ślina na jezyk przyniesie i publicznie ugryźć się w język. I robię błędy, bo nie jestem Bralczykiem w spódnicy i nie stać mnie na zatrudnienie korektora na stałe. I dziękuję za serdecznie pozdrowienia.
Cześć Agata to był fajny artykuł, pisze to z poziomu osoby która chce zacząć i się do tego właśnie przygotowuje, bardzo mi pomógł😊mam prośbę specjalna a mianowicie czy mogła byś polecić osobę która zapozna mnie troszkę z tym całym etsy bo w tym to już wogle nie ogarniam hehehe była bym baaaardzo wdzięczna za jakiś namiar
Akurat ten artykuł zawiera wiele rad może nie odkrywczych, ale na pewno cennych, bo pokazuje jak wiele jest braków w myśleniu Rękodzielników. Jeżeli zajmujesz się tworzeniem od ponad 20 lat, a wciąż sama nie rozgryzłaś Etsy lub nawet nie znalazłaś miejsc skąd mogłabyś czerpać wiedzę to tylko pokazuje jak błędne masz podejście. Rękodzielnik powinien wciąż się rozwijać i szukać sposobów na dokształcenie, zamiast siedzieć z założonymi rękoma i czekać na gotowe rozwiązanie podane na tacy.
Za tego typu wiedzę i przemyślenia przekazane w artykule powinno się dziękować, bo ma się ją za darmo, zamiast narzekać, że nie dostało się jeszcze czegoś dodatkowego, czego samemu się chciało się poszukać i popytać.
Witam! Ciekawy artykuł; zadziałał na mnie jak kubeł zimnej wody. Kolejny. Zajmuję się rzemiosłem i rękodziełem od lat, próbuję na nim zarobić na życie od dwóch miesięcy. I poważnie myślę, że za chwilę się poddam.
Wpis b. fajny. Do opisanych w nim wniosków doszłam już sama, choć zajęło mi to trochę czasu – “gdybym wiedziała wcześniej…” 🙂 . Rękodzieło to kawał ciężkiej roboty i trzeba codziennie mocno kombinować, jak tu uczynić za jego pomocą “wartość dodaną”, którą dostrzeże klient. Trzeba też go (tego klienta, znaczy) codziennie szukać. Cóż… Ale jak się uda, to na prawdę jest satysfakcja!
Cieszy mnie natomiast fakt, pewnej wspólnoty “w biedzie”, gdyż nie oznacza to jedynie mojego braku zaradności (choć, na prawdę się staram!), a problem ogólny.
Z serdecznym pozdrowieniem,
Magda,
http://www.siódmeniebo.com.pl
Jakiś czas temu udało mi się zebrać kilka sprytnych dziewczyn i tak powstały Babskie Fajfy.
https://www.facebook.com/pages/Babskie-Fajfy/466805516686037?ref=hl
Sekcja działa przy stowarzyszeniu, od czasu do czasu coś na waciki wpadnie, a zamiast pieniędzy ze szkoleń mamy możliwość pozyskiwać pieniądze na szkolenia własne.
Pisząc biznes plan wykorzystałam rękodzieło jako sposób na minimalizowanie skutków sezonowego spadku sprzedaży usługi podstawowej. To nic, że kwoty były z czapy.
Rękodzieło sprawdza się jako usługa dodana. Przykład pana Guido: pan Guido tworzy modele urządzeń winiarskich. Zajmują całe piętro w jego muzeum. Najfajniejsze są kurki przy kranach, wielkości łebka od zapałki, które można odkręcać. Oprócz tego w muzeum można kupić pamiątki np. dekoracyjne korki do wina. Więcej o Guido w końcówce artykułu http://turystykawiejska.bloog.pl/id,345023476,title,Klient-nasz-pan,index.html
Zarabiam na rękodziele, chociaż niczego nie robię sama. Usługi remontowe i to już zupełnie inna skala 🙂
Rękodzieło super sprawa, ale jeszcze nie doceniana w Polsce ! Ja prowadzę bloga i na nim zarabiam dzięki współpracy z NextClick.pl oraz sprzedaży mojego rękodzieła. Z tych dwóch opcji zarobku, mam nawet dość fajna miesięcznie sumę, chodź nie są to kokosy 🙂 Ciesze się z tego co mam , może za jakiś czas będzie lepiej !
Świetny ten wpis. Już go raz czytałam, a dziś znowu do niego wróciłam. Sama jestem na podobnym etapie, chce otworzyć sklep online, ale wiem, że kokosów z tego nie będzie. Moim zdaniem warto dorzucić kolejną opcję a mianowicie sprzedajesz rękodzieło, ale masz 2 źródło dochodów. W końcu potrzebny jest czas, żeby np. wyrobić sobie rolę eksperta, rozpropagować naszą ideę i produkty. Z drugą pracą lub zajęciem nie będziemy się stresować o finanse i czerpać z tego samą przyjemność. Pozdrawiam
Robótki ręczne to jest moja wielka pasja. Jestem na emeryturze, więc mam dużo czasu i mogę się zająć robieniem rzeczy, na które, pracując nie miałam czasu. Preferuję hafty krzyżykowe na odzieży przy użyciu kanwy rozpuszczalnej lub wypruwalnej. Bardzo lubię też robić koronki filetowe. Interesuję się również robieniem biżuterii, zwłaszcza krywulek – ozdób łemkowskich. Pozdrawiam serdecznie Grażyna
Świetny tekst. Ja, kiedy zaczynałam swoją przygodę z szyciem i rękodziełem, spotkałam się z falą krytyki co do samego pomysłu- że każdy się tym teraz zajmuje itp. Nie poddawałam się mimo wszystko, zdobyłam swoją niszową grupę klientów, przeszkoliłam się, kilka miejsc i kursów mogę śmiało polecić- m.in. to miejsce http://www.siedlisko-klodno.pl/wypoczynek-i-hobby. Cały czas się rozwijam, szperam po blogach, forach, kupuję fachową prasę, szukam pomysłów i nie narzekam 🙂
Z wieloma Twoimi spostrzeżeniami się zgadzam. Całkiem trafnie zanalizowałaś branżę handmade 🙂 Pozwolę sobie przekazać jeszcze kilka własnych myśli 🙂
Co do mężczyzn w polskiej branży handmade to znajdziesz tam kilka nazwisk, m.in. Maciek z bloga http://www.recznik.in/ czy Jacek z bloga https://angusrepousse.wordpress.com/
Przede wszystkim największym błędem Twórców planujących zarabianie na Rękodziele jest brak przygotowania. Nie przychodzi im na myśl nawet to, by ustalić swoją strategię cenową ( http://qrkoko.pl/rekodzielo-na-kazda-kieszen/ ).
Najpierw robią produkty, a dopiero potem zastanawiają się czy ktokolwiek to kupi, co wśród sprzedających Rękodzielników jest wielkim błędem. Nie badają rynku, przez co nie znają swoich klientów i nie wiedzą, że np. otwierają lokalny sklep z modelinową biżuterią w kształcie jedzenia w biznesowej dzielnicy, gdzie nosi się tylko elegancką biżuterię ( http://qrkoko.pl/kim-jest-twoj-klient/ ).
Poza tym nie szukają kreatywnych sposobów pozyskiwania nowych klientów i trzymają się stale utartych schematów typu “sprzedają rękodzieło na grupie dla rękodzielników” ( http://qrkoko.pl/gdzie-sprzedawac-rekodzielo/ ).
A to wszystko dlatego, że sprzedający Rękodzielnicy wciąż nie podchodzą do tego jak do biznesu, tylko jak do zabawy, gdzie wystarczy robić ładne prace, a biznes sam się rozkręci. Powinni zrozumieć, że chcąc zarabiać na Rękodziele powinni stać się jednoosobową armią i samemu dbać o wszystko, albo oddelegować działania, ale na pewno nie olewać część z nich jak np. marketing, bo uważają, że prace obronią się same. ( http://qrkoko.pl/rekodzielo-to-biznes/ )
A to wszystko dlatego, że Rękodzielnicy wciąż wolą tracić czas i energię na wojny o to co można nazywać Rękodziełem, zamiast zastanowić się jaki produkt może się dzisiaj sprzedać. A niekoniecznie musi to być gigantyczny komplet biżuterii tworzony latami, jak było to kiedyś. ( http://qrkoko.pl/nazwa-nie-jest-wazna/ )
Na szczeście jest coraz większa grupa Rękodzielników, która potrafiła odnaleźć się w dzisiejszej branży handmade i dobrze sobie w niej radzi:
– http://natajka89.blogspot.com/
– http://nudakillers.blogspot.com/
– http://www.pillowdesign.pl/
– http://joanka-z.pl/
Dlatego jest nadzieja 🙂 Przepraszam też za ten spam linkami, ale chciałam z siebie wylać wszystko co miałam do przekazania w tym temacie, bo jest on bliski memu sercu 🙂
Wow, super komentarz! Wielkie dzięki za refleksję i linki. I chapeau bas za teksty na Qrkoko!
artykuł bardzo mi pomógł…maluję skrzyneczki posagowe łowickie z wielką pasją i inne drewniane cudeńka od kilku lat i…biznesu nie uczyniłam z tego niestety. Słabo się reklamuję…ceny za niskie…a pracuję naprawdę dużo i w przeliczeniu na godziny, to wychodzi marniutko…a szkoda. Ale jeszcze się nie poddam…tak bez walki. Zadbam o marketing, szkolenia i zobaczymy…Tylko zastanawiam się częściej ostatnio, że gdybym zachorowała, to po biznesie, a dochodu pasywnego brak, tylko to co jestem w stanie wyprodukować własnymi rękami i to mnie smuci…jeszcze raz przeczytam ten tekst i komentarze…może zrodzi się jakieś rozwiązanie…
Może po prostu warto łączyć rękodzieło z typowym handlem pokrewnych produktów?
Tekst ciekawy, z pewnością skłania do refleksji jednak moim zdaniem nie warto zniechęcać się na samym początku. Nowoczesne matki skoro mogą pracować to i mogą rozkręcić super- mały biznes, z którego będą miały małą, swoją pensję , a przy tym świetnie zajmą się dzieciaczkiem. Pozdrawiam cieplutko 🙂
Trzeba też dostosowywać się do tego czego wymaga rynek, ja początkowo tylko szyłam ale kiedy pojawiało się coraz więcej zapytań o produkty z haftem komputerowym to nie mogę bezczynnie siedzieć i zbywać klientów tylko trzeba ofertę poszerzyć, z berniny znalazłam bardzo dobry sprzęt do takiej małej działalności gospodarczej i cały czas się rozwijam a na brak klientów nie mogę absolutnie narzekać
swietny artykół dałaś mido myślenia czy wejść w to czy nie dzięki 🙂
Jakość jest w cenie. Podoba mi się pomysł robótek hand made. A szczególnie tych wyróżniających się wysoką jakością…