Drogie latające kobiety, rozwijające swoje biznesy – odłóżmy na bok przesądy, że newslettery to przeżytek i należy je odłożyć do lamusa, wraz z kamerami na kasety miniDV, komórkami Nokia 6300 i Naszą Klasą. Otóż newslettery to wciąż bardzo dobra i niedroga forma promocji, pod warunkiem, że wiemy, jak je pisać. I mamy na nie sposób.
Faktycznie, newslettery nudne, newslettery, które nic więcej nie robią, tylko informują o “newsach” i nakłaniają do sprzedaży, są passe. Nikogo nie kręcą. Za dużo dostajemy maili, żebyśmy cieszyli się z każdego kolejnego jak dziecko. Ale jeśli tylko włożymy odrobinę wysiłku w wymyślenie newsletterowej strategii, możemy na skrzydłach newslettera pofrunąć wysoko. Jak Anna Giś, absolwentka Szkoły, projektantka bielizny retro, o której newsletterze o zaskakującym tytule “Pies w majtkach” można już usłyszeć plotki “na mieście”. Na moim własnym warsztacie na Progressteronie jedna z uczestniczek powiedziała wszystkim, że na innym warsztacie, jakaś inna dziewczyna opowiadała wszystkim o tym, co Ania wypisuje co sobotę i że (cytuję) “uzależniła się od tego newslettera, czeka na niego z niecierpliwością i jeszcze nic nie kupiła od Ani, ale na pewno kupi“. No kto by tak nie chciał?
A zatem dziś post gościnny. Poprosiłam Anię o podzielenie się z wami swoim “newsletterowym doświadczeniem”. Ponieważ Ania ma dużo pracy, wykręciła się i poprosiła o napisanie poradnika psa Tereskę. Tego samego co redaguje newsletter. Ponieważ newsletter Ani powstaje we współpracy z “jedyną na świecie agencją reklamową, którą prowadzi pies”, a zwie się ona Żenujący Copywriting.
PS. Do wysyłania newsletterów polecam darmowy (do 2000 odbiorców miesięcznie) program Mailchimp, którego maskotką jest sympatyczny szympans (wychodzi na to, że zwierzęta + kreatywne biznesy kobiece = WNM)
…
Psa Tereski poradnik jak napisać newsletter, coby go czytano
Na początek dobrze jest usiąść i coś zjeść a potem, już na spokojnie, zastanowić się czy aby na pewno musimy ten newsletter pisać.
Może się bowiem okazać, że były to zwykłe nerwy pustego żołądka, a nie prawdziwy zew.
Jeżeli pomimo najedzenia nadal mamy silną potrzebę pisania, siadamy i kierujemy się poniższymi wskazówkami.
Czy wiesz, po co piszesz?
Miło jest wysyłać innym własną twórczość i otrzymywać kwiaty lub pogróżki, ale czy znasz cel, jaki chcesz osiągnąć swoim newsletterem?
Skoro prowadzisz firmę, to newsletter ma Ci pomóc w kontakcie z klientami i informować ich, że żyjesz, masz się dobrze i nieustannie obmyślasz, jak ich uszczęśliwić.
Rób to sprytnie i subtelnie.
Kiedy Tereska idzie na spacer i widzi psiego kawalera, nie rzuca się biegiem w jego stronę i nie skacze wokół niego. To dla amatorów.
Zamiast tego staje w odpowiedniej odległości i zanęca. A to tańcuje w miejscu, coby pokazać, jaka z niej wesoła dama, a to pokrzykuje basem zza drzewa. Nic na siłę. Kawaler podejdzie lub nie, ale ten który się na to zdecyduje, będzie na pewno zainteresowany wymianą psich uprzejmości.
Nie twórz więc mini-gazetek reklamowych z nachalnymi zachętami do kupna, które na dłuższą metę drażnią i lądują w spamie.
Pokaż, co oferujesz, ale daj klientowi przy okazji coś, czego nie znajdzie na Twojej stronie.
Może to być dodatkowa informacja o Twoim produkcie, ciekawostka lub przydatna porada, która może mu się przydać.
Robisz i sprzedajesz swetry? Pewnie znasz strony/blogi, gdzie można się dowiedzieć jak je pielęgnować, z czym zestawiać, jak rozpoznać rodzaj włóczki i splotu.
Na pewno wiele osób będzie Ci wdzięcznych i chętnie zajrzą do kolejnego newslettera. Zwłaszcza jeżeli umiejętnie zanęcisz.
Wywąchałaś, kto należy do Twojego klubu czytelniczego?
Jest dobrze, Twój newsletter zamówiło kilka osób. Widzisz, że wchodzą na Twoją stronę, w którym miejscu się zapisują. To wszystko coś o nich mówi.
Nie szczeka się tak samo na obcego bernardyna i znajomą kundelkę z klatki obok.
Twoi czytelnicy prawdopodobnie są mocno zainteresowani tym, co znaleźli na Twojej stronie/fanpage’u/blogu. Możesz więc założyć, że wiesz, jakie kąski im podrzucać i w jaki sposób.
Starszy pies nie doceni, jeżeli każesz mu skakać po psi przysmak, więc jeśli Twoi klientki to spokojne starsze damy – daj im to, co lubią najbardziej.
Powinny czuć, że dbasz o nie i piszesz specjalnie dla nich. Dla każdej z osobna.
Nikt z nas nie lubi czytać tekstów napisanych przez robota-freelancera.
Zagaić, rozkręcić, uspokoić. Hau.
Każdy, nawet najkrótszy tekst potrzebuje dramaturgii.
Wiedzą o tym twórcy dobrych reklam, które w ciągu kilkudziesięciu sekund mają Cię wciągnąć w ich świat, opowiedzieć pewną historię i zostawić z chęcią sięgnięcia po daną markę.
Nie chodzi mi tutaj o łopatologię lub manipulację.
Pisz tak, żeby chciało się czytać dalej. Pisz z serca, nie z kalkulacji. Pisz dobrze – ładną polszczyzną, z poszanowaniem gramatyki i interpunkcji.
Na samym początku rzuć smakowity kąsek, który rozbudzi ciekawość, a potem nagródź czytelnika jeszcze większą ilością dobrego tekstu.
Piesek Tereska radzi, żeby utrzymywać porządek stylistyczny i graficzny, bo kto lubi psie chrupki pomieszane z kocią saszetką. Chociaż….hmm…
Na końcu podsumuj, przypomnij, kim jesteś i zachęć do czytania kolejnego wydania. To uspokoi czytelnika jak deser po pożywnym obiedzie.
I ostatnie słowo od Tereski: nie spinaj się. Nie da się zacząć jeść jeszcze raz już zjedzonej parówki. Całą resztę poprawisz.
Zaczyna się interesująco, czekam na ciąg dalszy(oczywiście przy kawie)