Był sobie Korpolud. Taki, jakich wiele w przepastnych szklanych murach nowoczesnych biznes centrów. Dreptał sobie co rano z podkrążonymi oczyma do źródełka z kawą, by potem na dziesięć godzin dziennie (a niekiedy nawet więcej) zasiadać przy taśmowej produkcji biurku i dawać z siebie to, co najlepsze. Ku chwale korpo-pracodawcy. Coś tam go nawet uwierało, ale nie na tyle mocno, aby wstał, trzasnął drzwiami i poszedł w świat. Świat, który za oknem kusił kipiącą zielenią na wiosnę, spaloną słońcem trawą w lecie, zapachem suchych liści jesienią i migotaniem na białej pierzynie śniegu w zimie. Korpoludowi nie przyszło do głowy, że to, co widzi za szklaną szybą, jest prawdziwe. Zapomniał , że istnieje równoległe życie, w którym wolność ma zupełnie inne znaczenie niż swoboda w doborze wielkości czcionki na osadzonej w korporacyjnym lejałcie prezentacji.
PIERWSZY PRZEŁOM
Pewnego dnia wszystko się zmieniło. Była późna, ale wciąż słoneczna jesień. Korpolud jak w każdą sobotę wstał, odwiedził toaletę, a potem poszedł zrobić sobie kawę. Jednak tym razem w weekendowy schemat wpleciona była zmiana. Tego dnia Korpolud trzymał w ręku mały plastikowy prostokąt z okienkiem. Właśnie to małe okienko było przepustką do drugiego świata. Moment, w którym na białej bibułce pojawiły się dwie bardzo słabe, zaróżowione niczym policzki zawstydzonej dziewczyny kreski, zmienił wszystko.
Nietrudno zgadnąć, że ten Korpolud to ja. Sprzed czterech lat. Moment, w którym zdecydowałam się na ciążę był dla mnie – tak jak dla tysięcy kobiet – poprzedzony ogromnymi rozterkami, wahaniem i wątpliwościami. Pewnie, że zadawałam sobie mnóstwo pytań o to, czy to dobry moment i co będzie dalej. Jasne jest też, że będąc ambitnym menedżerem osiągającym coraz większe biznesowe sukcesy, nie chciałam tracić towarzyszącego mi poczucia sukcesu. Jednak wiadomość o pierwszej ciąży była zaledwie początkiem wielkiej odmiany.
Mniej więcej cztery tygodnie później mój świat się zawalił. Straciłam dziecko w 8 tygodniu ciąży. To, co przeżywa kobieta po poronieniu wiedzą tylko te, które taką stratę przeżyły. Kiedy otrząsnęłam się z bólu, nastąpił moment olśnienia. To wtedy po raz pierwszy zadałam sobie na poważnie pytanie, jak chcę żyć. Jak ma wyglądać moje życie osobiste, prywatne i zawodowe? Zrozumiałam, że to, czego najbardziej pragnę to poczucie wolności wynikające z tego, że jestem sobą każdego dnia.
Niestety, to było wciąż za mało, żeby zrobić duży, zdecydowany krok w nieznane. Ale zmiana jest potężnym żywiołem i jej działania nie dało się już zatrzymać. Kropla zaczęła drążyć skałę.
DRUGI PRZEŁOM
Sposób, w jaki zostałam potraktowana w pracy po powrocie ze szpitala, przekreślił blisko pięć lat przyjaznej współpracy z wieloma moimi koleżankami, a szczególnie z szefową. Bardzo szybko zrozumiałam, że nie liczyłam się jako człowiek. Znaczenie miało tylko to, do czego mogłam się przydać jako trybik w złożonej i bezdusznej machinie. Kiedy dowiedziałam się, że znów jestem w ciąży, byłam pewna, że do korpo już nie wrócę. Choćby nie wiem co. Brakowało mi tylko odpowiedzi na pytanie „Jak?”.
Kiedy trafiłam na blog Agaty Dutkowskiej. Było na nim dosłownie kilka artykułów. Na białym tle czarne wzorki, które przypominały tatuaże, jakie malują henną na ciele tunezyjskie panny młode. Strona Shakti wizualnie nie była jakaś szczególna, nie wyróżniała się niczym specjalnym, a mimo to, zostałam tam na dłużej. Przeczytałam od deski do deski całą jej zawartość i uwierzyłam, że też mogę. Wciąż jednak nie wiedziałam, JAK?
TRZECI PRZEŁOM, BO DO TRZECH RAZY SZTUKA
Agata rozwijała swój blog, a wraz z nim rozwijałam się ja. Urodziłam pierwsze dziecko, potem drugie, a przez cały urlop macierzyński wymyślałam, planowałam, kombinowałam. Brałam udział w Latających Kręgach w Warszawie, w warsztatach prowadzonych przez Agatę, miałam wokół siebie coraz więcej przedsiębiorczych kobiet. Kiedy moja córka miała dwa miesiące, okazało się, że Tata jest śmiertelnie chory. Pisałam o tym w Wakacyjnym Liście Miłosnym. To był pierwszy moment, kiedy tak naprawdę odważyłam się pokazać światu siebie oraz misję, którą poczułam mocno w sercu. Tak naprawdę to właśnie odejście Taty było największym impulsem do tego, bym przejrzała na oczy i zrozumiała, że życie jest zbyt krótkie, by je marnować. Szczególnie na przejmowanie się tym, co pomyślą inni. Tata zmarł w Dzień Matki 2014 roku. Cztery miesiące później stworzyłam blog – Babskie Tabu. Wiedziałam, że to, co przeżyłam może dać siłę, inspirację i nadzieję kobietom, które zmagają się z podobnymi do moich rozterkami. Zapragnęłam podzielić się z nimi moim doświadczeniem, by wiedziały, że nie są same. Blog został przyjęty bardzo ciepło i z dużym zainteresowaniem. Tymczasem, nadal nie wiedziałam, JAK dokładnie przekuć to wszystko na strategię biznesową.
Z pomocą przyszła Agata i jej Wirtualny Krąg. Totalnym zbiegiem okoliczności było to, że z powodu nieporozumienia zamiast do grupy średniozaawansowanej, trafiłam do kręgu Premium, gdzie poznałam Anię z ProtasFashion, Kasię z Dizajneko, Martę z Manufaktury Rozwoju, Nadię z jej Zoodakami, Ewę z Leśnych Apartamentów i ponad dwadzieścia innych cudownych kobiet. Dzięki dziewczynom zobaczyłam, że moja pasja – artecoaching – ma sens i że mogę nią służyć innym. To dziewczyny z Wirtualnego Kręgu, wspólnie z Agatą, dały mi kopa do poważnego zastanowienia się nad tym, JAK osiągnąć to, czego chcę. Dzięki nim zrozumiałam, że to, czego pragnę najmocniej na świecie to pomoc kobietom w życiu po swojemu.
Dziewczyny uświadomiły mi, że to, co proponuję jest ciekawe i wartościowe. Wiedza i doświadczenie wyniesione z korpo, były solidną podstawą do profesjonalnego i wiarygodnego działania. Wtedy poczułam, że brakuje mi tylko jednego – usystematyzowania wiedzy o budowaniu małego biznesu. Tak trafiłam na cykl szkoleń w Sieci Przedsiębiorczych Kobiet – „Zakładam własną firmę”. Od tego momentu moje życie zmieniło się lawinowo.
USKRZYDLONA CZYLI NOWA JA
Odkąd powstał blog, wiele się zmieniło. Zostałam wykładowcą na studiach podyplomowych z coachingu. Rozwinęłam swój warsztat artecoachingowy. Napisałam e-book dla kobiet „Odpuść sobie! Przewodnik dla kobiet, które chcą żyć po swojemu”. Bez starania się o to, dostałam propozycję napisania pierwszego płatnego artykułu dla jednego z pism o bardzo dużym nakładzie (więcej szczegółów zdradzę na blogu bliżej publikacji tekstu). Niespełna rok po uruchomieniu Babskiego Tabu rozstałam się z etatem. Dziś jestem właścicielką firmy, która powstała, żebym mogła realizować moją życiową misję. Robię to na dwóch płaszczyznach:
Po pierwsze – poprzez połączenie twórczości i coachingu pomagam kobietom, które chcą żyć po swojemu. W tym celu prowadzę blog Babskie Tabu oraz indywidualne procesy artecoachingowe. Niedługo oddam w ręce moich czytelniczek pierwszy kurs on-line, a także zorganizuję stacjonarne warsztaty, w ramach których będę pomagać w odnajdywaniu siebie.
Po drugie – wspieram w rozwoju HRowców, którzy chcą być docenianymi partnerami dla biznesu. Wierzę, że nie da się w pełni być sobą wykluczając życie zawodowe. Jestem przekonana, że tylko świadomy i zmotywowany HR może wpływać na zmianę w postawie pracodawców tak, aby sprzyjali byciu sobą także w pracy. To dlatego nawiązałam współpracę z firmą doradczą HRM partners i stworzyłam markę Time4HR dedykowaną właśnie pracownikom HR.
Nie wiem, co będzie dalej, ale wiem, że będzie dobrze. Mój sukces już osiągnęłam. Nie ma już we mnie Korpoluda. Widzę świat w kolorowych barwach i mam czas na to, by wyjść na spacer z dziećmi i przytulić się do szorstkiej kory drzewa.
UCZ SIĘ NA MOICH BÓLACH
Na koniec mojej historii chcę Ci powiedzieć, że nie jestem nikim szczególnym. Tak jak Ty mam lęki i opory. Może jestem krok dalej niż Ty, a może wcale nie. Wiem natomiast, że możesz mieć to, co chcesz. Rozumiem, że bywają trudne chwile, dlatego chcę podzielić się z Tobą wnioskami z mojej drogi. Oto one.
Jeśli czujesz, że coś Cię uwiera w tyłek – nie czekaj. Zamiast tego:
- Poszukaj grupy wsparcia – choćby tylko on-line. Otaczaj się kobietami, które mają podobne marzenia i aspiracje. Które w chwilach słabości, będą wierzyły w Ciebie bardziej niż Ty sama. I nie mam tu na myśli przyjaciółek, które przez życzliwość będą Cię głaskać i tulić. Szukaj kobiet, które podniosą Ci poprzeczkę. Takich, które z życzliwością dadzą kopa w tyłek. Kobiety mają moc! I bardzo chętnie się nią obdarowują.
- Szukaj wiedzy – wiedza naprawdę leży na ulicy. 70% tego, co wiem, nauczyłam się dzięki Internetowi. Tylko pozostałe 30% to udział w płatnych kursach. Więc nie narzekaj, że Cię nie stać tylko rusz tyłek i po prostu zacznij się uczyć tego, co naprawdę Cię pasjonuje.
- Szanuj swój czas. Czas jest jedynym zasobem, którego wszyscy mamy tyle samo i najbardziej nieodnawialnym ze wszystkich. Tu ukłon w stronę Oli Budzyńskiej, która skutecznie uczy, jak wyeliminować z życia wszystkie zbędne pochłaniacze minut i godzin.
- Szanuj życie – użalanie się nad tym, jak Ci źle jest potrzebne, ale jeśli trwa dłużej niż tydzień, staje się patologią i podcina skrzydła. Dlatego, jeśli popadniesz w apatię i zniechęcenie, skorzystaj z kilku sprawdzonych metod – ulubiona muzyka na full, taniec, biegi, jakakolwiek inna forma ruchu, która doda Ci endorfin. Zobaczysz, jaka to magia!
- Pielęgnuj pasję i motywację. Nie ma znaczenia, czy przekonają Cię rady Marie Forleo, Danielle La Porte, Nathalie Lussier, Amy Porterfield czy naszej polskiej Agaty Dutkowskiej. Ważne jest, żebyś szukała tego, co dodaje Ci skrzydeł. Tego, co spowoduje, że po nieprzespanej nocy wstaniesz cała w skowronkach, by kontynuować pracę nad projektem Twojego życia. Nie wiesz, co to jest? Zerknij na Babskie Tabu, gdzie w zakładce Prezenty znajdziesz materiały, które pomogą Ci zrobić krok w stronę odnalezienia własnej pasji i własnej drogi.
- Bój się i rób – cudowne hasło Agaty, które towarzyszy mi niezmiennie od Zlotu 2014. Powieś je sobie nad biurkiem, nad łóżkiem, na lodówce. Zrób z niego mantrę Twojego życia.
- Odpuść sobie – bądź dla siebie dobra. Nie musisz być idealna. Jesteś wystarczająco dobra taka, jaka jesteś. Perfekcjonizm zabija. Mnie dobił nie raz. A ściślej mówiąc, moje projekty, które nie doczekały się wersji satysfakcjonującej, więc umarły przez moje niezadowolenie i oddaliły mnie od prawdziwej wolności co najmniej o jakieś 5 lat.
- Wróć do sztuki – odkąd zajmuję się artecoachingiem widzę, jak ogromną moc ma sztuka. Śmiem twierdzić, że jest dobra na wszystko. Masz problem? – narysuj go, a potem potencjalne rozwiązania. Czujesz frustrację? – narysuj ją, a potem podrzyj i spal. Nie wiesz, dokąd zmierzasz? – narysuj swoją przyszłość i zobacz, co z tego wyniknie. I nie mów, że nie potrafisz. Liczy się proces twórczy, a nie efekt. Przekonaj się na własnej skórze, jaką moc ma sztuka.
- Odpoczywaj – przez wiele lat nie rozumiałam, jakie to ważne. Wydawało mi się, że odpoczywam pracując. Takie złudzenie rodzi się, gdy robisz to, co kochasz. Ale nie da się trzy razy dziennie jeść czekolady i nie porzygać. Dlatego pozwalaj sobie na nicnierobienie. Raz na jakiś czas. Dla higieny ciała, duszy i umysłu.
- Rusz tyłek i bądź sobą!
Pamiętaj. Jesteś wyjątkowa taka, jaka jesteś. Nie daj sobie wmówić, że masz być taka, jak inne.
Kasia, Babskie Tabu
Niezwykły tekst. Odnalazłam siebie w wielu momentach. Wzruszyłam się. Dziękuję.
To ja dziękuję 🙂
Wow! Wow! Wow! Po prostu przepiękny tekst! Jestem pod OGROMNYM wrażeniem! Ile tu prawdy! Jestem na urlopie wychowawczym i właśnie próbuję walczyć o siebie po urlopie, bo wtedy chcę być inną kobietą, by móc oglądać świat tak, jak teraz podczas spaceru z moimi dziećmi. Bo życie powinno być jak spacer po świeżym powietrzu, idę i zachwycam się jak dziecko tym, co mnie otacza.
Trzymam za Ciebie kciuki! Powodzenia! 🙂
Uskrzydliłaś mnie… Twój tekst to tzw. przeze mnie “oczywiste oczywistości”. Jak wielu o tym wie a nie stosuje. I tu się kłania kopniak w tyłek, tak na dobry początek. Dziękuję Ci za te słowa!
Bardzo proszę! 🙂
Mój plan na 2016 to wreszcie skończyć książkę, w której będzie więcej kopniaków 😉
Bardzo proszę!
A wiesz, że “Uskrzydlamy” to nazwa pierwszej firmy, którą założyłam? 🙂
A w 2016 roku planuję skończyć pisać książkę, w której więcej będzie takich kopniaków 🙂
Ups. i mi się komentarz zdublował ;(
Dziękuję Ci