
Jak przystało na każdą podniebną firmę, Latająca Szkoła została założona „w garażu”. Nie był to garaż w dosłownym tego słowa znaczeniu. Była nim moja pracownia na terenie byłej fabryki kosmetyków Miraculum na Zabłociu, którą to fabrykę dzięki prawdziwemu cudowi właściciele Alchemii (kultowa knajpa na Kazimierzu), jak na alchemików przystało, próbowali przekształcić w tętniące życiem centrum kultury i sztuki. Udawało się im to przez cały rok, podczas którego ja i moja przyjaciółka Agnieszka, wynajmowałyśmy pracownię, z której prawie nie korzystałyśmy. Miałyśmy cichą nadzieję, że posiadanie pracowni w magiczny sposób zrobi z nas – wówczas studentki i absolwentki krakowskiej ASP, tytanów czy raczej tytanki artystycznej pracy. W końcu, żeby nie czuć się głupio, że wyrzucam pieniądze na pracownię, postanowiłam w niej prowadzić warsztaty dla koleżanek.
18 listopada 2010 roku, tuż po północy, napisałam maila i rozesłałam go do moich kilkunastu znajomych.
Dziewczyny
Pora na poważny krok i kolejny coming out – po wielu godzinach przemyśleń, przeszukiwania internetu, słuchania ekspertek, czytania itd mam gotowy warsztat dla kobiet, które chcą poznać kilka strategii JAK można zarabiać na tym, co się kocha robić, CZEMU to istotne, żeby będąc kobietą zarabiać właśnie na tym co się kocha/czuje i CZEMU to istotne, żeby kobiety zarabiały pieniądze)
Warsztat prapremierowy trwać będzie 1 dzień, od 10 do 18 z przerwą na obiad. Mój cel jest taki aby podczas tego czasu każda z was mogła się przyjrzeć swojej relacji do zarabiania pieniędzy, dookreśleniu obszaru który jest najbliższy jej sercu i poznać bardzo konkretne techniki marketingowo-biznesowe, które dobrze sprawdzają się w przypadku kobiet.
Ponieważ mam poczucie, że jest to cenna wiedza, która może wiele wnieść nowej energii i ponieważ chcę siebie samą i was uczyć jak się cenić, chciałabym wprowadzić opłatę warsztatową po znajomości, tyle co za flaszkę: 25 zeta. A na co pieniądze te zostaną przeznaczone: dowiecie się pod koniec.Możecie dać znać koleżankom, miejsca są ograniczone, warsztat odbędzie się w mojej i Agi Miłogrodzkiej pracowni na terenie Fabryki.Pozdrawiam nocnie
Agata
Coming out dotyczył tego, że od kilku miesięcy, niewiele o tym opowiadając, zgłębiałam temat „biznes i marketing – o co w tym chodzi do cholery”. Miałam dość faktu, że mimo że uważałam że jestem świetną przewodniczką po Krakowie, to ledwo wiążę koniec z końcem.
Pieniądze zostały chyba przeznaczone na zapłacenie czynszu za pracownię i na pomoc schronisku psów. Warsztaty były udane. Poznałam na nich Basię Tworek, Basia poznała Anię Dymarczyk, z którą później założyła Jalla!Jogę. Ania Piwowarska powiedziała, że chyba od bycia copywriterką w dużej agencji wolałaby robić coś bardziej twórczego – np. pisać książki albo robić doktorat. Wspólnie doszłyśmy do wniosku, że faceci się nie przejmują i po prostu robią swoje, a my jednak musimy być bardzo, bardzo, bardzo dobre w czymś, żeby powiedzieć, że się trochę na tym znamy. Emocje były i było przełomowo. Trzeba było powiedzieć na głos, ile się chce zarabiać miesięcznie. Rozpiętość była między 2 a 7 tysięcy złotych. Tak jak zawsze od tej pory, osoby które chciały zarabiać najwięcej, zaczęły się tłumaczyć. Wybuchła włoska maszynka do kawy i całe ściany były w zaciekach. Na szczęście nikt nie został ranny.
Nie mamy żadnego zdjęcia z pierwszego warsztatu. Tutaj uśmiechają się do was uczestniczki warsztatu numer dwa. Na nim było więcej ćwiczeń, były drewniane matrioszki, które były reprezentantkami uczestniczek i służyły do kilku ćwiczeń. Było znowu miło, ale warunki były bardzo mało glamour.
Następnie, miesiąc po drugim warsztacie, dzięki ogromnemu łutowi szczęścia, udało mi się zostać zaakceptowaną z moim garażowym warsztatem na krakowski Progressteron. Zostałam polecona przez znajomą, która mnie znała. Koordynatorka festiwalu miała – słuszne w sumie – wątpliwości. Powiedziała, że moje sześć lat doświadczenia trenerskiego ją nie przekonuje, bo świat organizacji pozarządowych, a świat rozwoju osobistego, to dwa różne światy. I miała rację, bo wtedy jeszcze tak było. Nie możemy Cię wziąć w ciemno – powiedziała – musisz nam udowodnić, że to, co proponujesz, ma ręce i nogi. Poprowadź warsztat dla nas, organizatorek festiwalu.
W pierwszej chwili nogi się pode mną ugięły. Ale sprostałam wyzwaniu. Zdałam test. Warsztat na festiwalu był energetyczną bombą. Do dziś pamiętam pomysły na biznesy, które wtedy powstały. Kobiety, które poznałam były niesamowite. Z myślą o nich zorganizowałam pierwszy „Latający Krąg” w Meli Melo, a bohaterką jego była Joanna Podobińska, założycielka MM. Opowiedziałam na nim słynną już „historię o taksówkarzu”. Siedziałyśmy z Joanną na czerwonej kanapie. Latająca Szkoła wciąż była w „fazie beta”, ale nabierała powoli mocy urzędowej.
W październiku 2011 zarejestrowałam Latającą Szkołę i zrobiłam uroczyste otwarcie, na którym 10 kobiet, które mnie inspirowały wówczas,opowiadały swoje historie. Dziś żałuję, że nie poczekałam i nie starałam się o dotację. Moje koleżanki, które się postarały, mają dotacyjne laptopy i projektory, a ja mam za to więcej siniaków z bojów o to, jak „zarobić i przeżyć”. Bojów z samą sobą, bo w moim świecie nie istnieje coś takiego, jak walka z innymi ludźmi o przetrwanie.
Od padziernika 2010 do dziś Szkoła przeszła wiele. Pojedyńcze warsztaty i grupa wsparcia „Cieplarnia” zrobiły fuzję i dzięki temu powstał 3 miesięczny cykl warsztatowy, który jak open source’owe programy jest wciąż „upgradowany”. Czyli jest żywy, czuły (na opinie uczestniczek) i wciąż się rozwija.
Od lata 2013 Latajace Kręgi zostały „uwolnione” i na zasadzie licencji ruszyły w kilku miastach Polski. Organizatorki są wolontariuszkami. Powoli tworzymy sieć, która ma działać w całej Polsce oraz ewentualnie poza nią (pierwszy przyczółek to Berlin). Ale na Polsce się skupiamy, w imię hasła wyciętego z jakiejś gazety, które trafiło na jeden z kolaży „energia z Polski, dla Polski”.