Autorka: Gabriela Kuca
Poszukiwanie
Znasz ten stan, kiedy na pytanie czym się zajmujesz, zaczynasz się krzywić i wzdychać? Bo nie jest to coś, czym lubisz się chwalić. Jednocześnie nie masz pojęcia, co chciałabyś i mogłabyś robić? Nerwowo poszukujesz inspiracji w necie, skaczesz ze strony na stronę. Podglądasz tę, czy inną kobietę, która ma swój biznes, fundację, albo haftuje, maluje, czy podróżuje bezwstydnie wrzucając fotki na Facebook. A Ty wciąż szukasz.
Do czasu….
Przychodzi moment, kiedy masz już dość. Dopada Cię frustracja. Chaos w Twojej głowie pęcznieje, jak drożdżowe ciasto. Zaczynasz zazdrościć tej i tamtej – bo ona ma łatwiej, bo jedno dziecko, albo bezdzietna, bo ma bogatego męża, albo tatusia, bo …. Co tu ukrywać, każdy powód jest lepszy, by pokazać, że nie jesteś gorsza, bo taka właśnie się czujesz: jak wybrakowany model.
Ok, dajesz sobie ostatnią szansę, idziesz na warsztaty, bierzesz na konsultację, bo chcesz zrozumieć, o co Ci właściwie chodzi? Wrzucasz na luz, bo w sumie to, kto powiedział, że każdy musi robić to, co lubi i że każdy musi wiedzieć, co lubi?
Strzała amora
I nagle, w siódmej godzinie warsztatu doznałaś olśnienia! Yeah! Trafiła Cię strzała amora, a może wygrałaś w Totka, nieważne! Świat nabiera kolorów, masz ochotę wrzasnąć na całe gardło przez megafon:
„Już wiem! Odkryłam, co chcę robić! Dlaczego nie wpadłam na to wcześniej!”
Cały ciężar spada Ci z barów, czujesz się lekka jak piórko, chce Ci się tańczyć i śpiewać. Policzki płoną, kiedy dzwonisz do przyjaciółki i małżonka, że teraz wszystko się zmieni, że teraz wreszcie będzie dobrze! Znalazłaś wreszcie swoją pasję i pomysł na siebie!
Motyle w brzuchu
I rzucasz się w taniec radości. Najpierw robisz notatki: pisemne, rysunkowe, głosowe, Twój „Get Pocket” zapełnia się inspirującymi artykułami i blogami, na Pinterest tłoczno od inspirujących tablic, rośnie ilość polubionych przez Ciebie stron na Facebooku. Potem stawiasz pierwsze kroki. Ok, skracając, powiedzmy, że masz już swojego bloga, fanpejdż i nawet dojrzałaś do pisania newslettera. Pierwsze zapisy i komentarze sprawiają, że czujesz motyle w brzuchu. Tak, zauroczyłaś się po uszy w swoim pomyśle i w swojej twórczości. Czujesz się wyróżniona – masz pasję i nie zamierzasz wypuścić jej z rąk!
Wskakujesz na konia i jedziesz
Czujesz, że żyjesz. Dzielisz lat na te bez pasji i z pasją. Wpis goni wpis, pomysł goni pomysł, realizujesz projekt za projektem. Ok, jeszcze nie zarabiasz, albo zarabiasz niewiele. Pieniądze przyjdą z czasem. Pasja Cię napędza. Jesteś w amoku, jak zakochana: nie musisz jeść, pić, spać możesz niewiele. Wreszcie kochasz to, co robisz. I nikt już Ci tego nie może zabrać. Czujesz, że czas na rozszerzenie oferty. Biznes rozkręca się, pracy coraz więcej i wciąż trzeba się uczyć. Mija pół roku, a może rok, czujesz, że coś zaczyna się zmieniać. Napisanie artykułu? Uff, ciężka praca. Zrobienie fajnego zdjęcia albo video? Nie, to mnie już nie cieszy. Ale trzeba, wiesz, że tak trzeba. Zmuszasz się, byle do przodu!
Najsurowszy z jeźdźców
Smagasz się biczem, jedziesz dalej na tym koniu. Chwila, chwila – chyba zaraz spadniesz. Ta prędkość jest zawrotna, jest Ci niewygodnie. Masz dość – ten wstrętny koń nie chce się zatrzymać! Zapomniałaś, że to Ty jesteś jeźdźcem? Sytuacja wymyka się spod kontroli. Zamiast poluzować mocniej spinasz ostrogi. Bo przecież konkurencja za rogiem i ZUS dziesiątego. Jeszcze przecież nie dojechałaś do mety, tu są tylko puste pola. Co Ty zrobisz, jak zatrzymasz się na tym zad….u?
Przymusowy postój i smutek
Dobra, zgadzasz się na krótką przerwę. Nad tą rzeczką, na moment. Zsiadasz z konia, podchodzisz do wody. „Nieee, to niemożliweee! To przecież nie Ty!” Skrzywione odbicie nie przypomina Ciebie. Skąd ta szara cera, podkrążone oczy, sterczące włosy, połamane paznokcie? Patrzy na Ciebie kobieta bez energii, jej oczy są puste, zmęczone. To nie jest kobieta z pasją! Czyżby to była ściema?
Myślisz: “Pasja to potwór! Kto wyssał ze mnie wszystkie soki? Nie mam siły na nic, jak ja już dawno się nie śmiałam. Nie zarabiam, czuję się jak przejechany rower, nie mam energii, ratuunkuu!”
Nie ma już pasji i wymarzonego biznesu. To, w czym tkwisz, to jakiś toksyczny związek – ze sobą i swoimi pomysłami, twoje życie przypomina pracę w korpo. Sama stworzyłaś swój korpo-pasjo-biznes. Ta prawda wbija Cię w ziemię, a łzy lecą ciurkiem.
Gdzie Twoja energia?
Tak, to bolesne odkrycie, lecz oczyszczające. Tak bardzo zaangażowałaś się w rozwijanie pasji i biznesu, że zapomniałaś o innych potrzebach. Kiedy ostatnio skakałaś na koncercie, śmiałaś się z głupich żartów w znajomym gronie? Kiedy ostatnio czytałaś książkę, plotkowałaś o licealnych czasach? Kiedy tuliłaś drzewa i chodziłaś boso po łące?
Wypaliłaś się na własne życzenie. Pozbawiłaś się energii i zablokowałaś. Nie karmiłaś źródła swojej twórczości, zapętliłaś się emocjonalnie, zaniedbałaś duchowo, przytłoczyłaś mentalnie, o ćwiczeniach fizycznych nie wspominając. Nie samą pasją żyje człowiek! A gdzie miejsce na relaks, wyciszenie, zabawę, spotkania, doładowanie i uspokojenie?
Świętuj i dbaj o balans
Zgoda – pasja dodaje energii. Lecz nie przesadzajmy! Dbajmy o energetyczny balans. Jeśli Ty będziesz słaba, to czy Twój biznes może być mocny?
Jest wiele sposobów na to, by zabić swoją energię, pisałam o tym w najpopularniejszym artykule na blogu Kobiecej Siły. Jest też wiele możliwości, by łatwo doładować się na co dzień. Kilkadziesiąt z nich zawarłam w moim kursie online “Jak mieć więcej energii na co dzień”, a i tak nie wyczerpałam całej listy. Moje trzy ulubione akumulatorki energetyczne to: „chcę, zamiast muszę”, „dzień offline” i” dzień z przyjacielem”. A Twoje? Podziel się w komentarzu. I pamiętaj o nich, bo inaczej zwariujesz, jeśli za dużo weźmiesz na siebie!
Jesteś tylko jedna! Świętuj każdy, nawet mały sukces, każde wyjście ze strefy komfortu. Ja kiedyś wzięłam sobie tę radę do serca, a dała mi ją Agata Dutkowska – wiele jej zawdzięczam. Dziś przekazuję te ważne słowa dalej, bo wiem, że jednym z najczęstszych i najmniej uświadomionych błędów kobiet startujących z biznesem jest to, że nie dbają o swoją energię na co dzień. Też przerobiłam tę lekcję myśląc, że pasja zawsze będzie dodawać mi sił. Na szczęście te czasy za mną. Dziś jestem świadoma, co wysysa moją energię, a co mnie ładuje i uczę tego moje klientki. Bo świat potrzebuje pozytywnie nakręconych kobiet, a nie zakręconych korpo-pasjo-biznesmenek, prawda?
Autorka artykułu – Gabriela Kuca o sobie:
Czasem żartuję, że naprawiam to, co „zepsuł” stary system edukacji, czyli wspieram kobiety w wydobyciu swojego potencjału, w połączeniu talentów i pasji. Pomagam im ogarnąć chaos i pozbyć się blokad mentalnych, by mogły robić to, w czym są dobre i żyć wg własnego scenariusza.
Uczę kobiety, jak być w bliskiej relacji ze sobą, poznać swoje potrzeby, nie zatracić się w kołowrotku ról – innymi słowy jak umiejętnie zarządzać swoją energią, by mieć satysfakcjonujące życie rodzinne i zawodowe. Zapraszam na moją stronę www.KobiecaSila.pl
Gabi, piękne słowa. Czytam sobie czytam , lekko, wesoło i nagle…. zatrzymałaś mnie.
Bardzo się wzruszyłam bo doskonale znam ten czas i ten widok w lustrze mnie samej ….bardzo smutne, ale prawdziwe. Dzisiaj jak wróciłam do mojej kuchni i gotowania to aż prawie się rozpłakałam jak dawno mnie tam nie było i się stęskniłam za kuchnią i blaskiem świeżej cery
Anito, to w tym tygodniu kup wino i hummus i delektuje się nimi w swojej kuchni. Z przyjaciółkami, albo malując paznokcie i słuchając Listy Przebojów Trójki. O!
Kiedyś weszłam tu i poczytałam z zainteresowaniem, bo odniosłam wrażenie, że faktycznie ktoś tu jest idealistą i pomaga kobietom. Ale przyjrzałam się bliżej temu wszystkiemu co wokół latającej szkoły, zlotom i pasjobiznesom i nie wiem czy mnie to raczej bawi czy smuci. Za fasadą słów nie ma nic. Typowo babskie gadanie. Aż się człowiekowi ulewa od prawd objawionych cioć Dobra Rada. I jest w tym też niesmak. To taki trochę żer na naiwności. Przypomina mi piramidę. Pomysłodawczyni i kilka najwyższych poziomów zarabiają na kolejnych naiwnych, które podłączają się pod piramidę. Tylko coraz niżej jest coraz ciężej, bo zabraknie w końcu mężów, którzy sfinansują żonom warsztaty, by te mogły realizować swoją pasję snując nierealne marzenia i plany oparte na iluzji, że na nich zarobią. Gratuluję Agato. To genialne w swojej prostocie. Tyle, że paskudne, bo polukrowane bezinteresownością, której w tym za grosz….
Izo, słyszę irytację i frustrację pod tym, co piszesz. Twoje zarzuty są mało konkretne, więc ciężko się do nich odnieść. Piszesz, że to co robię “przypomina Ci piramidę”. Każdy ma prawo do swoich skojarzeń i na przykład na widok flaminga powiedzieć, że przypomina mu wilka. Albo na widok familoka, że przypomina mu egipską piramidę. Czuję się zainspirowana, żeby się wypowiedzieć szerzej w kontekście piramid i sieci i różnic między nimi, a tymczasem zapraszam inne kobiety do dyskusji. Niech będzie owocna.
Izo, zastanawiam się czy przyjrzałaś się od środka zlotom, pasjo biznesom i kręgom, czy uczestniczyłaś w Zlocie lub byłaś na Kręgach. Czy widzisz ile dziewczyn się rozwija, niekoniecznie wyciągając ręce do swojego męża czy partnera prosząc o kieszonkowe lub pieniądze na inne wydatki. Nie rozumiem też dlaczego piszesz o piramidzie. Ja wkurzam się gdy dzwonią do mnie nachalnie z różnych firm MLMów i wciskają produkty na których mi nie zależy. Od Agaty dostałam wiele rzeczy bardzo wartościowych, których chyba nie da przeliczyć się na pieniądze. Choćby dzięki choćby Zlotowi mam nowe klientki, ale również sama korzystam z usług innych osób. Dzięki całej działalności Agaty poznałam dziewczyny, z którymi współpracuję, tworzę grupę wsparcia, rozwijam się i zarabiam, tak samo jak one.
Jak widzę ile biznesów powstaje wokoło Latającej Szkoły jestem pełna podziwu. Znam dużo dziewczyn, które sobie świetnie radzą same, bez wsparcia finansowego mężczyzny, raczej pokusiłabym się o stwierdzenie: mężczyźni bójcie się – bo wiele z nas zarabia już zdecydowanie większe pieniądze niż wy. Przyznam się szczerze, że wkurzyłam się na Agatę, która po Zlocie na webinarze powiedziała, że za całą pracę włożoną w Zlot wypłaciła sobie niewiele ponad 2000zł !!!! Kurcze, jak to się ma to Twoich słów: Pomysłodawczyni i kilka najwyższych poziomów zarabiają na kolejnych naiwnych…? Nie wiem. Co tydzień dostaję od Agaty newsletter gdzie poleca inne biznesy, za darmo. Ja rozumiem, że chciałabyś, aby takie osoby jak Agata nie zarabiały nic, a wszystko dawały w ramach akcji charytatywny i w imię miłości do bliźniego za darmo, ale wydaje mi się, że przemawia tutaj gdzie duża frustracja i zazdrość. No cóż, tak to jest w tym świecie, że jak się komuś coś wiedzie to niestety trzeba to zniszczyć. Przykre to. Ja uczestniczę w niektórych przedsięwzięciach Agaty, kupuję niektóre produkty. Nie czuję się na dole żadnej piramidy. Wręcz przeciwnie, ale to dlatego, że doceniam pracę innych ludzi i swoją. Cieszę się z tego, że jest wiele wspaniałych kobiet, które się rozwijają. Gratuluję im i życzę sukcesów.Wiem też, że gdyby nie Agata wiele biznesów by nie powstało, wiele kobiet by się nie spotkało itp. Izo, Tobie również, życzę tego, żeby Twoje życie tak się ułożyło, żebyś nie zamartwiała się niepotrzebnie Agaty działalnością, ale czerpała radość z tego co masz i tworzysz.
Nie zgodzę się, że każdy coaching jest zły, a każde opowiadanie “jak robić biznes” niepotrzebne. Nie zgodzę się więc z Izą, ale myślę, że swoim wpisem otworzyła bardzo ciekawą dyskusję.
Ja też jednak czasem śledząc Latające mam wrażenie, że biznesy zakładane przez dziewczyny są kierowane wyłącznie do innych skupionych wokół szkoły dziewczyn. To tworzy sieć (a nie piramidę!) cieplarnianych warunków potrzebnych na początku do startu. Ale grozi też zamknięciem w takim zamkniętym kręgu.
Wielkim krokiem jest wyjść ze swoim biznesem poza krąg szkoły – do klientów z innych grup docelowych. I to się pewnie dzieje, ale o tym trudno dowiedzieć się z tekstów i newsletterów. Ale to też logiczne – skoro produkty nie interesują czytelniczek, to pewnie ich właścicielki też. Zakładam, że gdyby znalazła się wśród absolwentek szkoły właścicielka firmy produkującej cement, to nie pojawiłby się tu raczej link do jej działalności ani jej wpis gościnny, bo raczej żadna z nas nie kupuje hurtowo cementu 🙂
Dużo jest racji w tym co piszesz Marzeno. Ja to akurat uznaję za plus, tą możliwość na starcie trafienia do już stworzonego ekosystemu. W porównaniu do sytuacji kiedy tego nie ma i trzeba klientów szukać od zera jest to ogromne ułatwienie. Oczywiście nie można oczekiwać, że da się pozostać w tym kręgu i że to wystarczy do tego, żeby prosperować. Osoby, którym dobrze idzie nie ograniczają swojej promocji do chodzenia na Latające Kręgi i wrzucania swoich ofert w grupy na Facebooku.
Agata – dokładnie tak jak piszesz – to na starcie niesamowite ułatwienie. Błędem jest wyłącznie na tym etapie poprzestać. Obserwuję dziewczyny, które rosły w Kręgach lub obok nich i dobrze widać, że te które odniosły sukcesy zrobiły kolejny krok – wyszły z produktem dużo szerzej.
Zgadzam sie Izo !
Izo, a ja kiedyś weszłam tu, poczytałam i zaczęłam się zastanawiać: o matko, to tak można? Mogę zarabiać na tym, co kocham? To się tak da?
I zaczęłam się wczytywać, poznawać, korzystać z zupełnie darmowej wiedzy, co robię do tej pory. Zaczęłam poznawać kobiety z pasją, które dzielą się wiedzą i wspierają także za darmo. Korzystam z webinarów, czytam artykuły. Ale jednocześnie mam świadomość, że za pewne rzeczy trzeba zapłacić. Jedzenia, ubrań, benzyny, mieszkania nie dostaję za darmo, dlaczego uczyć miałby mnie ktoś za free?
Co do typowo babskiego gadania – dla mnie typowo babskie, bo słyszane od większości kobiet, które znałam jest: “nie da się”, “siedź w kącie – znajdą cię”, “nie wychylaj się, bo ktoś ukradnie ci pomysł, zrobi to szybciej, lepiej…”. A już na pewno “typowo babskie” nie jest dla mnie dzielenie się pomysłami, inspiracjami, pomaganie innym.
Piszesz Izo: “Tylko coraz niżej jest coraz ciężej, bo zabraknie w końcu mężów, którzy sfinansują żonom warsztaty, by te mogły realizować swoją pasję snując nierealne marzenia i plany oparte na iluzji, że na nich zarobią.” Te, które według Ciebie są na górze, też kiedyś zaczynały i były najniżej. Nie wiem, czy miały mężów skorych do finansowania warsztatów (ja nie mam :P), ale na pewno ich plany i marzenia były realne, bo takie muszą być, jeśli mają być podstawą biznesu. Wtedy się zarabia. Marzenia trzeba wcielić w życie i sprawdzić, czy nadają się do robienia pieniędzy. Gdybyś się naprawdę wczytała w to, co pisze Agata, wiedziałabyś, że ciągle o tym jest mowa. Sprawdź, przetestuj, zmieniaj, nie zaczynaj, jeśli masz zarabiać tylko na zus. Tego się tutaj nauczyłam. Nie huraoptymizmu, tylko myślenia, planowania, kalkulowania.
I jeśli Agata na tym zarabia oznacza to tylko tyle, że taki był JEJ pomysł na biznes, że znalazła taką niszę, że są kobiety, które potrzebują pomocy, aby ze swoim działaniem wyjść z kąta. A to, że jest ich coraz więcej świadczy tylko o jej skuteczności. O której zresztą przekonałam się osobiście.
Jeśli chodzi o “babskie gadanie” to, moim zdaniem, takie określenie służy tylko deprecjonowaniu kobiet. Jeśli chodzi o inne uwagi Izy, to wydaje mi się, że jest w nich sporo racji. “Budowanie relacji z pieniędzmi”, “odkrywanie w sobie siły”, “panowanie nad własnym czasem” – to tylko niektóre tematy, na które natknęłam się przyglądając się Latającej Szkole. Nie nazwałabym tego piramidą, ale już coachingiem, o którym nie mam zbyt dobrego zdania, mi to pachnie. No cóż, być może prowadzenie działalności w innych branżach niż ‘rozwój osobisty/finansowy/biznesowy kobiet’ jest wciąż dla kobiet nie do pomyślenia. Nie wiem jednak, czy sposobem na poprawę tej sytuacji są kolejne warsztaty na tematy podobne do tych, które wymieniłam.
Ciekawy komentarz. Z ręką na sercu i liczydłem w dłoni zrobiłam mały przegląd i biznesy o jakich mówisz, Anno, są w zasadzie w mniejszości. Np. tutaj wypowiedziały się Basia – logopeda, Justyna – właścicielka biura podróży i Dominika – fotografka. Jak patrzę na to czym się zajmuje “większość” kobiet, to sporo jest architektek, projektantek, nauczycielek języków, fotografek, instruktorek fitnessu i jogi, dietetyczek medycyny chińskiej itd… No i jeszcze a propos deprecjonowania “coachingu” i “rozwoju osobistego” – im dłużej żyję i pracuję w mojej branży tym bardziej jasne jest dla mnie, że ktoś może mieć świetny pomysł na biznes, ja mu na tacy podam rozpisane kroki i całe biznesowe know-how, a jednak … to nie wyjdzie. I przyczyna leżała będzie w owym obszarze “niemocy, nieumiejętności zorganizowania się, w braku wiary w siebie, w nieumiejętności wyceny itp. Dlatego na taką pomoc jest zapotrzebowanie.
Anna, rozumiem, że masz trudność z zaakceptowaniem idei coachingu, skoro nawet w krótkim wpisie mieszasz ją ze szkoleniami/treningami. A to nie to samo, i niestety nawet coache mieszają pojęcia ;(
Jeśli ktoś jest zainteresowany, czym jest coaching, piszę o tym odrobinę na moim blogu:
http://babskietabu.pl/czym-jest-coaching-cz-i-film/
Anno, chciałam podzielić się z Tobą, co we mnie się pojawiło, kiedy przeczytałam Twoją wypowiedź. Tym bardziej, że odniosłaś się do “budowania relacji z pieniędzmi”, a to jest temat, którym się zajmuję. Nie jestem coachem, jestem trenerką warsztatu umiejętności psychospołecznych, rekomendowaną przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne. Zanim zaczęłam pracę z ludźmi, uczyłam się nowego zawodu ponad 1000 godzin, a pracując byłam (i jestem) pod stałą superwizją. Jestem w trakcie certyfikacji NVC (to główna metoda, przy pomocy której pracuję z Klientami), co roku biorę udział w kilkudziesięciu godzinach szkoleń, które dają mi poczucie, że naprawdę dbam o swoje kompetencje. Biorę ogromną odpowiedzialność za to, co wnoszę w relacjach z klientami. Jestem współwłaścicielką Dojrzewalni Róż, jednego z pierwszych ośrodków rozwojowych w Polsce, który ponad 10 lat temu zaprosił kobiety do wejścia w obszar rozwoju osobistego. Na pierwszy festiwal Progressteron przyszło ponad 1000 osób, do tej chwili brało w nim udział 80 000 kobiet. Wiele z nich jest z nami do dzisiaj, przyprowadza swoje córki i wnuczki. Co roku program festiwalu jest sprawdzany przez Radę Programową, aby nie znalazły się w obszarze rozwoju osobistego warsztaty, które nie są zgodne z wymogami Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, ich efekty nie są sprawdzone, a metodologia mogłaby być w jakikolwiek sposób szkodliwa dla Uczestniczek (np. otworzyć tematy terapeutyczne, z którymi potem dana osoba zostaje). Nie przysparza nam to dochodu (bo wiele niesprawdzonych metod jest po prostu modnych) ani sympatii, bo zwyczajnie niektórzy czują żal. W wielu przypadkach zanim warsztat pojawi się na PROGRESSteronie jest superwizowany. To jedna z założycielek Dojrzewalni, Ewa Panufnik wprowadziła do Polski Porozumienie bez Przemocy. Widzę, jak stosowanie tej metody w życiu zmienia, górnolotnie powiem, świat na lepsze. Widzę jak zmieniają się relacje w szkołach, szpitalach, przedszkolach, w domach. Widzę sens tej zmiany. Kiedy odeszłam z korporacji (było to już ponad 14 lat temu) miałam na swoim koncie zawodowe sukcesy. Jako dyrektor wydawnicza wprowadziłam na rynek “Galę”, jaki pierwsza na rynku sprzedałam milion egzemplarzy wtedy tygodnika “Naj”, dodając do niego płytę Erosa Ramazzotti, jako pierwsza wynegocjowałam reklamy na tramwajach, rozmawiając w ówczesnych czasach z pokomunistycznym ztmem, które patrzało na mnie jak na wariatkę. Po odejściu z firmy przez ponad 10 lat prowadziłam agencję PR, z sukcesem. Trudno mi przebić mojego męża w zarabianiu (i prawdę mówiąc wcale tego nie chcę), ale z ręką na sercu mogę napisać, że dobrze zarabiałam. Zrezygnowałam z pracy, bo prawdziwy PR stał się niepotrzebny, przynajmniej ja się nie umiałam odnaleźć w rzeczywistości artykułów sponsorowanych i tego, że jakieś pismo nie umieści artykułu o produkcie X, nawet, jeśli jest dobry, bo reklamę wykupił produkt Y i mogą się wycofać z tej reklamy. To był też czas, kiedy postanowiłam wrócić do marzenia z młodości – chciałam studiować psychologię, ale w olimpiadzie wygrałam indeks na inną uczelnię i wtedy nie poszłam na tę psychologię. Wróciłam, założyłam działalność związaną z treningiem umiejętności psychospołecznych i zobaczyłam, jak jest mi trudno. Jakby moje dotychczasowe doświadczenie gdzieś się zapodziało. Rozumiem psychologiczne aspekty pojawienia się tych trudności i postanowiłam się z tym dla siebie zmierzyć. Pieniądze były dla mnie dobrym punktem wyjścia, bo nasz stosunek do nich jest tak naładowany emocjonalnie, że naprawdę jak na dłoni pokazują się wszelkie wewnętrzne uwarunkowania i nazwę to po swojemu – autopiloty. Dla mnie praca nad relacją z pieniędzmi okazała się bardzo owocna, również w sensie finansowym (i nie chodzi mi tutaj tylko o pieniądze zarobione bezpośrednio na pracy z Klientem, ale na przykład o to, że nauczyłam się i zainwestowałam z pozytywnym skutkiem pieniądze zarobione wcześniej). Ale nie tylko – także w sensie wzmocnienia poczucia wartości oraz realizacji potrzeb sensu i wkładu, a są to dla mnie bardzo ważne potrzeby. Nie pracuję z ludźmi na zasadzie “dobrych rad” – nie ma jednej dobrej rady dla wszystkich. Raczej dzielę się tym, co odkryłam dla siebie, stawiam pytania i zagadnienia, a jeśli wzbudzają w kimś oddźwięk, zapraszam do wspólnej podróży. Moim marzeniem jest edukacja na temat relacji z pieniędzmi, chciałabym, aby jak najwięcej kobiet w Polsce miało ten temat oswojony i poczuło, że naprawdę mają na niego wpływ. Wierzę, że jesteśmy pierwszym pokoleniem, które w temacie pieniędzy ma więcej wolności niż poprzednie – ważny to dal mnie temat. Analizowałam motyw pieniądza w literaturze od XVIII wieku i przekazy w zbiorowej świadomości, które stamtąd mamy – nie są zbyt wspierające. A zrobiłam na ten temat naprawdę solidne studia. Doświadczenia pokoleniowe też nas nie wspierają. Mojej babci został zabrany sklep za domiar. Dziadek mojego męża, ratownik w kopalni, nie miał z czego żyć po wojnie. Przed samą wojną został ciężko ranny po 20 latach pracy wynosząc górników z kopalni. Tyle, że rentę mu naliczono w nowej rzeczywistości jakby wcześniej nie pracował, najmniejszą. Moja mama odeszła z lepiej płatnej pracy, aby pracować jako nauczycielka, bo to była misja jej życia. Mój tato mierzył się ze stereotypem prywaciarza, choć w czasach przełomu wybór tej drogi raczej był podyktowany koniecznością, nie chęcią. Takich historii i przekazów słyszę od moich Klientek setki. Tymczasem rzeczywistość jest inna – pomimo wszystkich niedogodności, ZUSów, politycznych uwarunkowań i kłód pod nogi wierzę, że przedsiębiorcza postawa może komuś pomóc zbudować biznes, który pozwoli godnie żyć. I że potrzebujemy nauczyć się szacunku dla przedsiębiorców. I że ciągle brakuje szacunku dla kobiet i ich wkładu. I naprawdę wierzę, że potrzebujemy sobie w głowach na nowo poukładać te kwestie. Z całego serca wierzę, że odkrycie i zweryfikowanie często nieświadomych przekazów, przekonań i uczuć, które mamy na dany temat pomaga nam dojrzeć w danym temacie i się w nim rozwijać. Wierzę też, że jeśli kobiety pozostają w związkach i zajmują się rodzinami, to jest to cholernie ważny wkład i chciałabym, żeby dały sobie wtedy prawo i nauczyły się dbać w takiej sytuacji o swoją sytuację finansową.Bo nikt za nich tego nie zrobi, a życie układa się różnie. A jeśli same się utrzymują, to żeby ich wewnętrzne zasoby maksymalnie je w tym wspierały. Pewnie, że trudno tutaj mieć całkowitą pewność co do rezultatu, nie jest on tak wyliczalny jak w inżynierskiej robocie i ja ciągle dla siebie poszukuję tego wskaźnika sukcesu, ale naprawdę wierzę, że to, co robię, może pomóc ludziom. Chcę żyć z mojej pracy i jednocześnie z radością robię też wiele za darmo, dlaczego nie? Nie mam też poczucia, że jakoś szczególnie promuję się poprzez Latającą Szkołę. Sama ją skończyłam, bo chciałam dowiedzieć się więcej o funkcjonowaniu pasjo-biznesu i cieszę się, że to zrobiłam, ale z ręką na sercu nie mam poczucia brania udziału w piramidzie. Nie wiem tez, czy uznałaś, że jestem na górze piramidy, ale z mojego miejsca tak to nie wygląda. Mam taką filozofię, że najlepiej jak umiem pokazuję to, co mogę dać i w czym mogę pomóc i jeśli ktoś czuje, że to dla niego – zapraszam. Bardzo często rozmawiam z Klientkami, zanim przystąpią do mojego projektu i jeśli czuję, że on nie jest dla nich albo że byłby dla Nich zbyt wielkim kosztem, mówię o tym uczciwie. Jeśli ktoś w trakcie pracy dochodzi do takiego wniosku – też jestem gotowa do rozmowy. Zabrzmi to jak frazes, ale ja szanuję to, że pracuję z Człowiekiem i czuję za to odpowiedzialność. Bardzo chciałam Ci to napisać, bo chciałam Ci pokazać, jak to wygląda z mojej strony.
Dziewczyny, chciałam jeszcze dojaśnić, że pisząc, iż nie jestem coachem, nie miałam intencji umniejszać zawodu coacha, tylko potrzebowałam napisać fakty o mnie. Staram się nie używać nazwy coach, skoro nie szkoliłam się w szkole coachingowej.
Bardzo niesprawiedliwie sugerujesz, że Agata wykorzystuje biedne naiwne kobiety dla własnego zysku. U mnie sytuacja wygląda tak – dzięki Agacie i Latającej Szkole:
– złożyłam wniosek o dotację i ją dostałam
– założyłam firmę, po kilku latach gadania i rozmyślania o tym
– moja firma ma 2 lata i ma się dobrze (przez cały czas byłam na plusie, po roku zaczęłam sensownie zarabiać)
– zrobiłam sobie fajną i profesjonalną stronę www przy okazji nauczyłam się WordPressa – sama 😉
– na Zlocie zdobyłam nowe klientki na sesje fotograficzne
– zyskałam kilka fantastycznych koleżanek
– odważyłam się zrobić pierwszy kurs fotografii pod własnym szyldem, który się sprzedał min. dzięki Agacie, która ZA DARMO zareklamowała go w newsletterze
– z dumą opowiadam czym się zajmuję, bo autentycznie mnie to kręci
I wiesz co? Kompletnie nie czuję się wyzyskiwaną mrówką na dole piramidy. Co więcej, uważam, że Agata sprzedaje swoje usługi tanio, a mnóstwo rzeczy oferuje za darmo (latające kręgi, newsletter, czytelnia). Ja się przekonałam o tym, że to dobra marka i prędzej się zapiszę do nowej edycji Latającej Szkoły niż do Marie Forleo 😛
–
Zwykle siedzę cicho, czytam i nic nie komentuję. A co tam, dzisiaj czas na zmianę i mój pierwszy komentarz tutaj. Nie widzę absolutnie nic paskudnego w działaniu Agaty. Wręcz przeciwnie. Agato, dziękuję Ci ślicznie za dziesiątki inspirujących newsletterów. Uwielbiam je! Trafiają do mojej skrzynki mailowej mniej więcej od listopada. Zasiały we mnie myśl: “A może też wystartuję z własną działalnością?” i pracowała ona we mnie dość długo. Aż nadszedł ten moment, gdy powiedziałam sobie: “Tak, to jest ten czas! Opuszczam strefę komfortu i ruszam po moje szczęście i spełnienie zawodowe”. Teraz z jeszcze większym zainteresowaniem czytam Twoje newslettery. Dziękuję! Ślicznie dziękuję za morze inspiracji 🙂
Izo poszłam na Zlot w 2015 r za namową koleżanki. Bardzo nam się podobało. Potem na chwilę zwątpiłam w sens Zlotów i prawdomówność Agaty, wydawało mi się, że za ładnie to wygląda. Nawet wypisałam się z grupy. Aż przeczytałam informację o następnym zlocie. Przypomniałam sobie z jaką energią wróciłam, przypomniałam sobie słowa mojego faceta „ Ewcik jak to dobrze Ci zrobiło”, przypomniałam sobie swój podziw nad innymi kobietami, nad ich kreatywnością. I poszłam na drugi Zlot i było super i ponownie dostałam zastrzyk energii. Kilka dni temu analizowałam jak bardzo się zmieniłam od pierwszego Zlotu ile wiedzy zdobyłam. Wiesz siedziałam na pierwszym zlocie i nie wszystko rozumiałam z wykładów, ale wiesz co wyniosłam ? jaki kapitał dostałam? Dowiedziałam się, że można inaczej, że są inne rozwiązania nie te moje utarte ścieżki. Agata nigdy Ci tego nie pisałam, teraz napiszę Zlot był moim punktem zwrotnym. Dziękuję Ci. Ps. Iza nie korzystałam z warsztatów a jednak wyniosłam bardzo dużo. Nie sądzę by warsztaty były piramidą. Może kiedyś się na nie zapiszę bo widzę w nich sens. A i jeszcze jedno. Moja firma świetnie prosperuje, mąż mi nic nie funduje 🙂 Potrzebowałam zmienić pomysł na firmę i zmieniłam go 🙂 Pozdrawiam
Nie wiem czy powinnam się tu jeszcze wypowiadać. Uważam, że wczorajsza wypowiedź była również zupełnie zbędna. Po pierwsze jak widać ogromnie nie precyzyjna a po drugie tak łatwa do wykorzystania w prowokowaniu “dyskusji” a raczej piania peanów i generowania wejść na stronę 😉 Taka socjotechnika.
Brak precyzji i jakieś takie chaotyczne porównania, to zapewne wynik ogólnego rozprężenia jakiemu ulegam ostatnio;) Jestem byłą już biznes women. Przez lata myślałam o wszystkim w kategoriach finansów. I na robieniu kasy byłam skupiona. A byłam samotną matką. Wyposażyłam więc dzieci w wykształcenie i kasę na początek i wreszcie żyję. Nie pracuję i nie zarabiam. Żyję z czynszu wynajmu mieszkania. Mieszkam na wsi i jem swoje plony. Żyję skromnie, żeby nie powiedzieć biednie. Uprawiam slow life a w internecie szukam ludzi i miejsc, które reprezentują te wartości, które dziś są dla mnie ważne. Bo dziś żałuję, że dałam moim, dorosłym dziś dzieciom, pieniądze a nie czas.
W jakiś sposób, gdzieś natrafiłam na nitkę wiodącą do kłębka LS. Była to nić biegnąca przez kobiety, u których chciałam coś kupić. I to z pewnością je wyróżnia. Bo jako wieloletni negocjator i handlowiec nie umiałam się dogadać. Natomiast rozmowy około handlowe a raczej prywatne pozwoliły mi przyjrzeć się tym biznesom jako zjawisku. Nie chcę się wdawać w szczegóły ale cechy były dość charakterystyczne. Zaszokowało mnie, że trzy osoby nie potrafią mi sprzedać tego co ja bardzo chcę kupić. Ja chce kupić obraz (nieprawdziwy przykład) a one mi, żebym zapisała się na warsztaty malarskie (sic!). Bo one są akurat zakręcone tematem, że trzeba inwestować w wartość dodaną. Albo bez zapisu na newsletter nie kupie, bo one wiedzą, że muszą budować sieć…. Nie są to chyba dobre przykłady, ale nie chcę wywoływać wilka z lasu. W każdym razie te negocjacje były naprawdę dziwne… Z dużego biznesu odeszłam 2 lata temu i chyba świat od tej pory aż tak się nie zmienił….
Nie jest moim zamiarem deprecjonowanie nikogo. Ile kobiet tyle typów i być może określone typy osób potrzebują czegoś w rodzaju hura-entuzjazmu, żeby podnieść cztery litery z kanapy. Tylko, że większość ludzi nie rozumie jak funkcjonuje świat i szuka mentora, który mu go objaśni. I ten mentor ma bardzo duży wpływ i odpowiedzialność. Może oczywiście twierdzić, że tylko inspiruje ale przekolorowywanie czy choćby drobna manipulacja może komuś zrobić krzywdę. Dlatego uważam, że to wielka odpowiedzialność.
Muszę jeszcze wyjaśnić tę swoją nieprecyzyjność wypowiedzi:
– “babskie gadanie” to coś co jest postrzegane jako znacznie więcej słów niż treści. Dla mnie to też deprecjonujące. Jestem kobietą, jestem feministką i mierzi mnie jak kobiety takie stereotypy potwierdzają.
– piramida – nie w sensie struktury czy założeń finansowych. Chodziło mi o porównanie z faktem, że są czymś w czym grono ludzi uczestniczy ale odnoszone korzyści są niewspółmiernie większe dla jednych kosztem innych.
Szukam sposobu, pomysłu na to jak faktycznie pomagać kobietom. Bezinteresownie. Tylko nie wiem jak. Jedyne co umiem to prowadzić biznes ale akurat tego nie chcę kobiet uczyć. Chciałabym, by kobiety mogły dokonywać wyborów. Zarabiać albo nie musieć zarabiać. Tracimy bezcenny czas z dziećmi, walimy głową w mur rozkręcania minibiznesików, które nie zapewniają bytu rodzinie a kosztują tak strasznie dużo czasu przy małej dozie pewności, że kiedykolwiek zaowocują bezpieczeństwem finansowym. Doskonale rozumiem kobiety, matki w swojej zależności, bezradności i słabości. Doskonale pamiętam swoje dylematy. Śnią mi się do dziś. Jesteśmy ogromnie obciążone odpowiedzialnością za organizację spraw domowych i opiekę nad dziećmi. I nawet jeśli ją współdzielimy z partnerem to poczucie to jest znacznie silniejsze niż u jakiegokolwiek mężczyzny. Brak pieniędzy czy uzależnienie finansowe rodzi w nas lęk. A biznes wymaga zupełnie innego myślenia.
Rozwiązanie tych problemów wymaga wyjścia poza utarte ścieżki.
Mam pewien plan ale boję się o nim głośno mówić, bo zaraz ktoś weźmie jak swój i zrobi na tym biznes….
Kierujcie się intuicją. To wasz jedyny sprzymierzeniec. Jeśli się jej słucha znakomicie potrafi obnażyć intencję. Jeśli podpowiada Wam nie idealne wybory ufajcie jej, że to mniejsze zło na ten moment. Intuicja też podpowie Wam, żeby z całą mocą poprzeć projekt, który powstanie tylko po to, by rozwiązać problemy kobiet w Polsce. Wszystkich kobiet.
Pozdrawiam Was bardzo.
p.s. do Agaty. Szczerze wierzę, że nawet jeśli się szkodzi ale w dobrej wierze to się nie szkodzi.
Naprawdę wierzysz, że “nawet jeśli się szkodzi, ale w dobrej wierze to się nie szkodzi”? I jak daleko idzie ta zasada? Rozciąga się też na medycynę?
Czytam ten komentarz i wyczuwam w nim przede wszystkim podskórny mentorski, bardzo wyższościowy ton. Zarzucasz mi stosowanie socjotechnik i to, że nie zachęcam do dyskusji, ale piania peanów. W którym niby miejscu? Napisałaś coś kontrowersyjnego, co mnie poruszyło i uważam, że to dobry punkt wyjścia do rozmowy. Jeżeli chodzi o Twoje doświadczenia z “trzema biznesami, które nie potrafiły Ci nic sprzedać”. Nie wiem jak się to ma do Szkoły. Nie wiem, czy to były nawet jej absolwentki i w jaki sposób ja ponoszę odpowiedzialność za te sytuacje, które miały miejsce.
Aż chce się napisać – skoro masz tyle wiedzy i doświadczenia i potrzebę bezinteresownej pomocy kobietom, to czemu siedzisz na nich na wsi jak kura na złotych jajkach i nic z tym nie zrobisz?
A idea, że przyjdzie ktoś i Ci ukradnie pomysł, pokazuje, że nie rozumiesz jak działa świat małych biznesów.
Zgadzam się bardzo z Izą. Choć dziwię się, po co w ogóle pisze tutaj. Przecież to oczywiste, że ile kobiet, tyle potrzeb. Te z nich, którym odpowiada idea LS, to się w nią wpisują i współtworzą.
Pytanie do Agaty – mały biznes oznacza, że można przyjść, podsłuchać, mieć więcej siły przebicia, być bardziej ekspansywną, albo wystarczy po prostu mieć bardziej otwartą osobowość i wykorzystać czyjś z trudem wyłuskany pomysł na życie? Bo o to chodzi – że robić co się kocha i mieć z tego kasę, to po prostu żyć, prawda? Czyli być małym biznesem, to mieć ten przywilej, by tłumaczyć się, że nie ma takiego pomysłu na jaki by już ktoś nie wpadł, a powodzenie w realizacji zależy od wiary w siebie i kompetencji miękkich, choć nie rzadko także zaplecza finansowego? Znam trochę specyfikę kręgów i widzę kto wychodzi dobrze na korzystaniu z nich i całego środowiska. To na pewno nie jest dla wszystkich.
Iza nie brzmi protekcjonalnie – brzmi szczerze do szpiku kości. Idyllę burzy bez pardonu, a to wkurza. Musi. Pytanie, czy umie się to zrozumieć, a potem przyjąć.
Wybacz Basiu, ale nie rozumiem tak postawionego pytania. Jeżeli faktycznie chcesz mnie o coś zapytać, proszę abyś jakoś inaczej zapytała.
Iza, bardzo ciepło o Tobie myślę po przeczytaniu tego komentarza. Rodzi mi się pytanie: czego najbardziej w tym momencie dla Siebie potrzebujesz?
A co do “babskiego gadania”, może treści pod tym linkiem sprawią, że trochę złamiesz myślenie o stereotypowym znaczeniu tego zlepka słów? 🙂
http://babskietabu.pl/babskie-gadanie/
Przytulam Cię mocno.
“Myśleliśmy, że duże drzewa zabijają małe, tymczasem te duże przez korzenie wysyłają tym małym substancje odżywcze, żeby mogły rosnąć mimo braku słońca. Symbioza. Synergia.”
Ja napiszę coś takiego – nie chodzę na kręgi, nie kupuję żadnych produktów Szkoły, a mimo to biorę całymi garściami inspirację i zachętę do założenia własnego biznesu. To dzięki czytelni Latającej Szkoły i historii innych dziewczyn zdecydowałam się założyć firmę i pójść za marzeniem. I myślę, że takich kobiet może być więcej, które gdzieś tylko czytają, podpatrują i zbierają się w sobie. I nic za to nie płacą. Więc mam tu ogromną wdzięczność do Agaty za te bezinteresowne teksty w czytelni, które mają w sobie taką moc.
Ło matko! korpo-pasjo-biznes to jakaś masakra,ale to chyba jest tak,że często powielamy znane wzorce. Nie po to odchodzi się z etatu,żeby wpadać we własne sidła,ale łatwo się mówi jak samemu się nakręca na więcej, szybciej,bardziej, lepiej. To bardzo ważne,że zwróciłaś uwagę jak ta granica jest cienka, i żebyśmy nie zapominały o sobie i frajdzie w życiu 🙂 dziękuję.
balans pomiędzy nami a firmą?? może i ważne i fajnie się o tym mówi kiedy nasza sytuacja finansowa jest na jakimkolwiek poziomie.
Będąc realistkami na początku biznesu ( umowne 2 lata) nie pracując w super dochodowym fachu ( telekomunikacja, budownictwoitp.) każdego msc brakuje nam do 1 go, bo zus, bo dochodowy, bo rachunki i zostaje nam w portfelu 600zł w takiej sytuacji nie wiem jak reszta ale ja się nie potrafię zrelaksować. Brakuje nam kasy na podstawowe sprawy a oczywiście zrobiłoby się kursik, pojechałoby się na warsztaty bo to rozwija, poznaje się więcej ludzi i przede wszystkim daję dużo więcej wiedzy, którą możemy wykorzystać w firmie…trochę jak błędne koło. Będąc na utrzymaniu partnera bądź wyrozumiałych rodziców może to ma jakiś sens ale kto lubi się prosić o kartę na zakupy (żywieniowe) swojego faceta lub nie daj boże rodziców. Po drugie chyba ostatnio zrobiła się wielka moda na firmy typu ” jak zrobić biznes” oczywiście są narzędzia potrzebne do funkcjonowania ale akcję bądź silna, pozytywna, znajdź siebie trochę mnie osłabiają, z takimi problemami najlepiej udać się do dobrego psychologa(wiem bo korzystam) a nie wydawać forse na coacha, który mowi nam jak zrobić biznes samemu go nie mając! takie spotkania dają wiarę i dobre samopoczucie na jakieś 48h później czar pryska i znowu zostajemy sami ze sobą.
Kasia, jeśli coach mówi jak robić biznes to to nie jest coach tylko doradca. Zgadzam się, że coaching nie jest złotą receptą na wszystko (o czym niestety wielu coachów zapomina). Coaching to rozwiązanie specyficzne i zdecydowanie nie dla każdego i nie na każdy problem w życiu.
Natomiast co do trudnej sytuacji finansowej. Nie lubię określeń “balans”, “równowaga”. Coś takiego nie istnieje. Istnieje natomiast harmonia. Harmonia między życiem zawodowym, osobistym i rodzinnym. Tę harmonię rozumiem tak, że priorytety w niej zmieniają się w zależności od sytuacji. Idąc Twoim przykładem – dziś najwięcej snu spędza Ci z oczu temat finansów – i to jest w pełni zrozumiałe, uzasadnione i właściwe. Natomiast największa trudność to zatrzymać się, spojrzeć z dystansem i zacząć zauważać inne drogi i rozwiązania niż te, z których dotąd korzystaliśmy. I w tym właśnie może pomóc profesjonalnie poprowadzony coaching.
Mój tata miał takie powiedzonko o drwalu, który nie miał czasu naostrzyć siekiery, bo musiał rąbać drzewa. Więc chyba we własnym interesie dobrze jest znaleść ten dystans i zobaczyć, co można polepszyć, żeby lepiej szło. I nawet skorzystać z rady trenera.
O! O! O! Pidamidki się pojawiły! To ja zabiorę głos!
Znam “Latające kręgi” od wewnątrz (uczestniczę, jeśli los da, w ciekawiących mnie tematach), a tym samym znam Dziewczyny wywodzące się z Latającej Szkoły, może nie tak bardzo osobiście, ale od strony ich biznesu: tj. wizytówek, www, fanpage’ów, i tym podobnych form promocji, i jedno mogę powiedzieć na pewno, warsztat pracy mają mocny. Nie znam lepszych newsletterów, nie czytałam lepszych opisów “o mnie” – no, nie. Co więcej, obserwując ich firmy (a będzie już ze 2 lata jak patrzę), widzę że trwają, nawet dobrze się mają, a to mega wyczyn. Dla mnie wniosek jest prosty: “coś” z tej Latajacej Szkoły wyniosły i to “coś” dobrego (rzecz jasna oprócz wielu przyjaźni, chodź to “coś” najcenniejszego). Wracając do meritum: prawie 2 lata pracuje w marketingu sieciowym, bardzo lubię swoją pracę, ale na Kręgach czułam się jakoś tak nieswojo: no bo jak to, ja nic nie tworzę, nie mam galerii, nie napisałam książki. Działam na zasadzie franczyzy i dobrze zarabiam, ale to jest odtwórcze myślę sobie. Nie lubią tego, piramida mówią. I myślałam nad tym. Długo. Aż doszłam do dobrego przekonania, że cały system mojej pracy jest gotowy, owszem, ale każdy mój kontakt z klientem/partnerem jest mój: tj. indywidualny, oparty na relacjach, na mojej osobie i moich umiejętnościach rozmowy. I w ten sposób odnalazłam się w pasjobiznesie, czyli sieci w sieci jak nazywa to Iza:) Dzięki Agato, bo dajesz nam sporo dobrego, również niematerialnego, nie koniecznie praktycznego (o rym, czyli, ciut taniego artyzmu we mnie drzemie jednak!), a dzięki rozwojowi są miesiące, w których zarabiam więcej niż mąż 😛
Miło się to czyta, przestroga wzięta do serca, ale…ja wciąż znajduję się na etapie “Do czasu…” i za cholerę nie wiem co chcę robić i co mnie cieszy. Tyle próbowałam i tracę nadzieję. Ten etap trwa i trwa. I może nie mam problemu z ZUSem, ale za to nie wiem kim jestem. Pozdrawiam
Anna, napisz do mnie mail: gabriela@kobiecasila.pl
Gabi! Świetny tekst! Daje do myślenia i barwnie nawiązuje do Twojego bardzo dobrego webinaru 🙂 . A co mi dodaje energii? Rozmowy z mężem, śmiech córeczki, spacery po lesie. Pozdrawiam!
Czy po 5 latach studiów ktoś jest tak przygotowany do zawodu, że jak idzie do pracy, to wszystko umie? Nie!
Tak samo jest z biznesem. Latająca Szkoła wyciąga z “niemocy” te z nas, które tego potrzebują. LSz daje wiedzę na start, daje pomysły i wsparcie innych kobiet, dzięki któremu mamy siłę przebić się w męskim świecie biznesu.
Ale LSz nie daje certyfikatu na to, że po założeniu biznesu ktoś utrzyma się na rynku.
Jeśli już ktoś decyduje się na tę ścieżkę, to decyduje się na wiele trudności, dopadają nas kryzysy, przemęczenie, zwątpienie. I to jest normalne. I czasem fajnie jest się “wypłakać” w gronie sprzyjających kobiet. A potem wstać i iść dalej swoją drogą.
I jeszcze jedno – byłam też na “biznesowych” szkoleniach organizowanych przez UE (bo dostałam dotację na założenie działalności). Uff – jakie one były jakościowo słabe! Agata pokazuje, że można iść drogą autentycznego biznesu, ale nie jest jedyna droga i nie jest ona dobra dla wszystkich.
Znam wielu facetów, którzy założyli firmy, lecz do roku, dwóch, a nawet dłużej nie zwalniali się z etatów – chcieli mieć poduszkę finansową. I super.
Tylko że np ja nie miałam tego komfortu. Musiałam podjąć decyzję: praca na etacie i widzenie się z małymi dziećmi po 18.00 (3 małych synów), czy “urlop” wychowawczy. Wypadłam z rynku pracy, a w moim regionie trudno o zatrudnienie. Zdecydowałam, że chcę prowadzić biznes, lecz zgodny z moimi wartościami, pasjami, talentami. Sorry, jakoś do sprzedaży ciuchów, czy suplementów diety nie miałabym serca – prędzej, czy później popadłabym we frustrację. A tak – pomimo kryzysów – utrzymuję i rozwijam swój biznes od 1.5 roku, klientki wracają do mnie, polecają mnie innym, bo dostają ode mnie wartościowe usługi.
Latająca Szkoła daje wsparcie na starcie i zaangażowany networking – mnie to bardzo pasuje. Rozumiem, że nie każdemu. I ok, każdy jest inny.
Sedno Gabriela! Bo każdy ma inną sytuację, inne potrzeby stoją za decyzjami wszelakimi, a Latająca Szkoła to najcudowniejszy inkubator przedsiębiorczości o jakim słyszałam <3
Ten długi komentarz miał być w głównym wątku, źle kliknęłam. I nie umiem zedytować. 😉
Asiu, dziękuję. Fajnie, że napisałaś, co Cię energetyzuje. 🙂
A ja w dużej części zgadzam się z Izą. Ile z tych biznesów (pomijam oczywiście latająca szkołę) utrzyma siębez Męża lub rodziców?
Ile kobiet może z tego godnie wyżyć samodzielnie?
Eve, na przykład mój biznes, który powstał dzięki Latającej Szkole, działa i całkiem nieźle się ma. Ok, dzieci i kota z tego co zarabiam jeszcze nie utrzymam, ale to dopiero 8 miesięcy a ja cały czas się rozwijam, w dużej części nadal dzięki Agacie.
Żeby uczciwie odpowiedzieć na to pytanie trzeba je doprecyzować. “Tych biznesów”, czyli absolwentek szkoły? Wersja stacjonarna czy on-line? Czy kobiet czytających newsletter? Czy kobiet chodzących na kręgi? I po jakim czasie od startu? Prawda jest taka, że nie zaglądam nikomu do rocznego zeznania PIT i nie mogę odpowiedzieć na to pytanie z precyzją CBOSu. No i ciekawa jestem jaka liczba lub procent przekonałaby sceptyka.
Moja perspektywa jest taka – nie wszystkim uda się osiągnąć finansową niezależność o której piszesz Eve, bo to wymaga … dużo pracy. I większość ludzi po prostu po drodze się zniechęca, albo nie wierzy w siebie, albo po prostu nie chce im się tak dużo inwestować, weryfikować wciąż tego co się robi, modyfikować. To jest orka na ugorze. I są też czynniki osobowościowe… Ja wszędzie uczciwie mówię, że przez 2 pierwsze lata pracy miałam masę i że nie byłam w stanie utrzymać się z prowadzenia Latającej Szkoły. Nie każdy ma możliwość takiej inwestycji dwuletniej. Ja – miałam. Nie dzięki mężowi czy rodzicom, ale dzięki dodatkowym bardzo dobrze płatnym fuchom, które brałam.
Tych kobiet, które dobrze zarabiają w kręgu Szkoły jest coraz więcej. I cieszy mnie to. I mimo, iż nie zapełniłyby Stadionu Narodowego to i tak uważam, że praca, jaką wykonuję ma sens.
Dla mnie Latająca Szkoła jest swego rodzaju inkubatorem. Bezpiecznym miejsce, gdzie otrzymujesz wsparcie i feedback od osób, które wierzą w to co robisz i Cię wspierają. To bardzo pomocne i przypomina trochę opiekuńcze ciepełko domowego ogniska, które dostajemy jako dzieci, by potem jako silni dorośli stawiać czoło wyzwaniom, które niesie życie. A startując z biznesem jest się trochę jak dziecko we mgle. Bez ciepłej otuliny można nigdy nie znaleźć w sobie tyle wiary i mocy, żeby pociągnąć biznes samodzielnie. Po skończeniu Szkoły czas na samodzielną naukę latania. Uczenia nowych umiejętności, nowych narzędzi, budowania silnej marki, promocji i sprzedaży. To trudne. W inkubatorku było miło i przyjemnie. Poklepywanie po plecach, chwalenie i dodawanie otuchy. Łatwo się do tego przyzwyczaić. Potrzebne na starcie, ale później przychodzi czas na naukę nowych reguł. Czas na kształtowanie w sobie samodyscypliny, poczucia sprawczości i znajomości reguł jakimi rządzi się rynek. Fakty są takie: niemal na wszystkim da się zarobić i zbudować prosperujący biznes, jeśli się do tego odpowiednio zabierzesz, masz ślepą wiarę że się uda i siłę perswazji, która pozwala Ci z sukcesem sprzedawać. Nie można winić Agaty za to, że Twoja oferta się nie sprzedaje. Szukaj powodu w swoich błędach. Czy oferta jest jasno i klarownie przygotowana, czy masz strategię promocji i ją sukcesywnie wprowadzasz. Dla mnie Agata jest inspiratorką. Wysyła kosmiczne kopniaki i posypuje gwiezdnym pyłem. Pokazuje piękno codzienności. Jest taka wróżką, która wsadza Cie na latający dywan, ale sterować nim musisz nauczyć się sama. Inaczej spadniesz. Coś mi wygląda na to, że ktoś tu spadł z dywanu i mocno się poturbował. A winy szuka nie w sobie.
Uuuuu ale się wkurzyłam!
Oczywiście nie po przeczytaniu artykułu, lecz komentarzy pod nim.
A ponieważ w jednym z nich (anna) przeczytałam “panowanie nad czasem” to poczułam się wywołana do odpowiedzi.
Na szczęście jako PSC przyzwyczaiłam się już do wszelakich ataków na to, co robię. Przywykłam do tego i w związku z tym nie robią na mnie wrażenia. Dlaczego? Dlatego, że mam setki zadowolonych Klientek, którym pomogłam odnaleźć to panowanie nad czasem. I owszem – zapewne są też Kobiety niezadowolone bo na przykład kupiły kurs, ale nigdy go nie zrealizowały.
Ale nie możemy mieć wpływu na to, co robią inni ludzie, bo nie mamy nad nimi panowania. I nie jest naszą odpowiedzialnością to, co robią ze swoim życiem.
To, co mnie wkurza w kobiecych biznesach (i owszem jest takich sporo w obszarze Latającej Szkoły) to fakt, że Kobiety nie umieją, a co gorsza nie chcą się nauczyć LICZYĆ w swoich biznesach. I słuchając intuicji (w którą również mocno wierzę) mówią sobie ” jakoś to będzie”, a po 2 latach dziwią się, że państwo polskie się o ZUS upomina. Jeśli nie wiesz co to są obroty, przychody, dochody i zyski to nie zaczynaj z biznesem bo popłyniesz!
Ale wkurza mnie też to całe gadanie o “babskim gadaniu”. I wkurza mnie, że napisała to Iza, która za chwile nazwała się feministką.
Jakoś nie słyszę biadolenia, że to takie męskie produkować samochody ferrari, które przedłużają mężczyznom wiadomo co. Jakoś nikt nie protestuje, że to takie mało ideologiczne.
Ale my Kobiety mamy być idealistkami i pomagać za darmo!
Szlag mnie trafił i wciąż trzyma więc lepiej skończę, bo jeszcze coś niecenzuralnego napiszę i wtedy Agata pewnie komentarza nie puści 🙂
Ola, myślę sobie, że Twoja działka jest o tyle trudna, że to, co robisz trafia w potrzebę “brak czasu”, która często jest tylko przykrywką do prawdziwej potrzeby. Tak sobie też myślę, że na przykładzie Twoich działań można łatwo podzielić osoby na 4 grupy. Grupa A – to te, dla których zarządzanie sobą w czasie było realną potrzebą (i tu znajdą się Twoje szczęśliwe klientki), Grupa B – to te, którym się wydaje, że problem leży w zarządzaniu czasem, a tak naprawdę leży gdzie indziej (i to są te, które kupują kursy, ale nie mają motywacji, żeby cokolwiek z nimi zrobić), tym kobietom nie pomogą kursy PSC, a raczej rozwiązania pomagające zagłębić się w siebie i poznać swoje najgłębsze potrzeby. Grupa C – to miłośniczki PSC, które są biernymi obserwatorkami (może kiedyś wezmą czas w swoje ręce) i one powody do śledzenia PSC mają przeróżne (poszukiwanie ciekawych osób, towarzystwa, ciekawość, zawiść, zazdrość, zaspokojenie wyrzutów sumienia, chęć podpatrzenia jak działa taki biznes itd.). Grupa D – to cała rzesza kobiet, która nie śledzi Pani Swojego Czasu bo zwyczajnie nie widzi w tym korzyści. Takie same grupy można wyodrębnić dla każdego biznesu, co wcale nie czyni z tych działalności czegoś złego.
Dłuższą chwilę zastanawiałam się czy na pewno chcę napisać ten komentarz, zwykle siedzę cicho. Jednak uznałam, że być może mój głos w dyskusji jest też potrzebny,
Izo,
nie wszystkie z nas, uczestniczące w jakiś sposób w pomyśle Agaty, jesteśmy zajawionymi i naiwnymi początkującymi bizneswomen. Ja nie jestem. Od ponad 20 lat pracuje w biznesie, od stanowisk menedżerskich w korpo, prowadzenie własnej firmy po pracę dla dziesiątek klientów biznesowych. I przy okazji, jestem też coachem i mentorem 😉
Ale… jestem też w jakimś sensie początkującą bizneswomen, tak samo zajawioną jak część z dziewczyn w tym kręgu swoim nowym zajęciem. Od prawie trzech lat rozwijam hobby, pasję, eksperyment, inicjatywę (zwał jak zwał) w zupełnie innej branży.
I w pewnym momencie tej ścieżki, jak Ty, trafiłam na Latającą Szkołę. Z racji swojego doświadczenia, nie potrzebuję być może tak wiele pomocy “marketingowo-biznesowej”, nie udzielam się też z braku czasu w kręgach (wiem, powinnam ;-)). Jednak, mimo to, dostałam i wciąż czasem dostaję tutaj prezent bezcenny. Nie, nie inspirację – tę już miałam , nie wiedzę – daję sobie radę ;-P i nawet nie kontakty, sieć – to część mojego doświadczenia i fachu.
Dostałam… Radość. Taką, jaka rodzi się w ludziach, kiedy sa razem i mają do siebie zaufanie i nie boją się dzielić: sobą, swoimi pomysłami, tymi mądrymi i tymi niezbyt. Bo to radość jest tą wartością najcenniejszą w Latającej Szkole. Tu, w tym gronie jest po prostu dużo śmiechu, ciepła, zabawy, które rozpraszają ciągle nam towarzyszące lęki. Lęki o coś, przed czymś, kimś. Splątana codzienna siatka zobowiązań, odpowiedzialności, nakazów i rygorów, formatująca nam życie w to co i jak należy robić (lub nie) – wszystkie w niej tkwimy. Tutaj ta siatka się rozluźnia, daje oddech i to, co zawsze radość przynosi – chwilę wolności. I nie ma znaczenia czy ktoś na tym/przy tym zarabia, dużo, trochę, w ogóle. Bo to nie zmienia autentyczności przeżyć i emocji, a tam gdzie jest wolność, możesz zawsze powiedzieć “nie”.
Nie zgadzam się na to żebyś przypisywała mentorom w kręgu dodatkową odpowiedzialność. Ja chcę, żeby były autentyczne, żeby były sobą. Jestem dorosła, chcę popełniać swoje błędy na swój rachunek, odejść jeśli tak zdecyduję, czy szukać gdzie indziej, jeśli nie znajdę tutaj tego, czego teraz potrzebuję. Mam w nosie, czy dziewczyny tworzą swoje biznesy w oparciu o realne przesłanki biznesowe czy nakręcone jak fretki żądają od Ciebie aktywnego współdzielenia ich pasji. A, niech robią jak chcą, jak czują, są duże :P. Piramida? W życiu nijak nie chodzi o biznes, koszty, zyski. W życiu chodzi o szczęście 🙂 I o to, każda się musi sama zatroszczyć.
I żeby nie było… tak, ja do pewnych prawd wciąż dorastam. I (chyba tak jak Ty?), ciągle i ciągle, po omacku zrzucam z siebie welon złych decyzji, żali i frustracji.
Życzę Ci dużo słońca i radości przy realizacji Twojego pomysłu i trzymam zań kciuki. Mój własny też na początku kiełkował nieśmiało w bezpiecznym, przyjacielskim gronie. Podobnym do tego 🙂
ania
Jeśli chodzi o coaching, to staram się nie wrzucać wszystkich do jednego worka, ALE odnoszę wrażenie, że coachowie i trenerki ciężko pracują na swój kiepski wizerunek. Mnie razi przede wszystkim brak kwalifikacji (uważam, że praca z ludźmi wymaga po prostu przygotowania) i brak szerszego spojrzenia (wydaje mi się, że klientki coachów nie żyją jednak na bezludnych wyspach, tylko w konkretnej kulturze i konkretnym społeczeństwie).
Poza tym, wielu problemów czy przeszkód nie da się (wiem, to ryzykowny zwrot w tym gronie ;)) przeskoczyć czy rozwiązać stosując indywidualną strategię, bo w Polsce sporo barier blokujących rozwój zawodowy i osobisty kobiet ma charakter systemowy, ciekawie pisze o tym Sylwia Chutnik w felietonie „Bo wszystko zależy od nas” (matkom szukającym pracy – bo o nich jest ten felieton – życie komplikuje np. taki problem systemowy jak nagminne nieprzestrzeganiu prawa pracy): http://www.styl.pl/magazyn/felietony/sylwia-chutnik/news-bo-wszystko-zalezy-od-nas,nId,1828735
Pozdrawiam 🙂
Akurat tu się zgadzam całkowicie. Szczególnie w kwestii przeszkód systemowych. To, co robię jest zakorzenione w rozpoznaniu jak wygląda w Polsce rynek pracy i prawo pracy. Uważam, że przy całym wysiłku, jakiego wymaga prowadzenie własnej działalności gospodarczej, jest to najlepsze wyjście dla wielu kobiet i największa szansa na niezależne życie. Oczywiście nie każdy pomysł na biznes jest dobry. I o tym właśnie staram się mówić jak najgłośniej. Bo nie wszystko jest możliwe, więc dziwnie czuję się, że zostałam wrzucona do kategorii osób, które powtarzają durne hasła w stylu “wszystko jest możliwe, musisz tylko chcieć”…
Agato, ja tylko odpowiedziałam na pytanie, dlaczego coaching jest deprecjonowany (zresztą umieściłam swoją odpowiedź nie w tym miejscu dyskusji, w którym chciałam ;)). Tak jak napisałam, nie wrzucam wszystkich do jednego worka, i nie wpadłabym na to, żeby wrzucić to, co robisz, do jednego worka z czasem naiwnym, a czasem idiotycznym stylem rozmawiania z kobietami o ich życiu osobistym i/lub zawodowym. Z mojej perspektywy Twoje podeście jest jednak wyjątkiem, który niestety potwierdza regułę.
Jako HRowiec z 10-letnim doświadczeniem powiem tak. Są firmy i firmy. Jeśli jakaś matka chce pracy na etacie – jest w stanie ją znaleźć. Jeśli szuka etatu w firmie, która szanuje matki – jest w stanie go znaleźć. To nie jest proste, fakt, ale jest możliwe. Warunkiem tylko jest dobrze poznać i konkretnie określić, czego się potrzebuje i jakie są priorytety w ramach tych potrzeb.
A jako coach zawsze czuję smutek, gdy widzę/słyszę/czytam, jak ludzie spłaszczają pojęcie coachingu. I znów mogę odwołać się do mojego wieloletniego doświadczenia w pracy coachingowej i powiedzieć, że naprawdę wszystko jest możliwe. Tylko problem nie leży w tym czy “wszystko się da” albo “naprawdę się chce”. Chodzi tu przede wszystkim o to, żeby dotrzeć do swoich prawdziwych potrzeb, bo często to, że mówimy “nie mam czasu”, “chcę zmienić pracę” – to są tylko cele przykrywki, za którymi kryją się znacznie ważniejsze deprecjonowane potrzeby. Dobry coach jest w stanie do nich dotrzeć, a klient zawsze ma zasoby, by znaleźć najlepszą dla siebie drogę do zaspokojenia tych potrzeb. Pierwszym krokiem zawsze jednak powinno być dobre ich rozpoznanie.
Świetny tekst! Aż chciało się czytać. Ja kilka lat temu zadeklarowałam sama przed sobą, że chcę pisać. Ale dopiero niedawno postanowiłam ruszyć z miejsca z własną stroną. Wiem, że na trzeba efekty trzeba będzie cierpliwie poczekać, ale wierzę, że się uda 🙂
Oj, oj, oj, jakie to polskie. Skrytykować kogoś, kto wie czego chce, podyskutować za wszelką cenę bez względu na to, czy wiemy o czym mówimy ( a już, najlepiej nie na temat, bo wtedy nikt nam nie zarzuci braku wiedzy )i w ogóle – gadać, gadać , gadać zamiast zrobić coś konkretnego. Nie wiem tylko po co to TUTAJ. Znalazłaś coś dobrego dla siebie to, dzięki uprzejmości Agaty, rozgość się i korzystaj. Nie podoba Ci się nic a nic to…odejdź i mąć. Duże jesteśmy, decyzja należy zawsze do nas.
Dziękuję za uwagę i pozdrawiam wszystkich bez wyjątku
Dawno temu, byłam na jednej z wycieczek po Krakowie, które prowadziła Agata. Byłam wtedy ogromnie nią rozczarowana- że nieciekawie, powierzchowne, że prowadząca jakaś taka wyniosła i niemiła. Potem trafiłam na szkołę i kręgi- wzbudziły moją nieufność z jednej strony. Bo Agata, bo teksty w stylu “siła kobiet”, ” kosmiczne kopniaki” zawsze mnie zniechęcają, a nie zachęcają. Ale czytałam newslettery Agaty- czasem z irytacją, a czasem z ciekawością. Od dłuższego czasu przeważa ciekawość. I jednak nie do końca zgadzam się z “atakiem” na nią. Bo też nigdy nie odniosłam wrażenia, że nakręca “piramidę”. Miała po prostu pomysł na. Coś zaczęła. Kogoś zainteresowała. Zainspirowała.Na początku myślałam, że te komentarze negatywne mają w sobie trochę racji. Ale potem zaczęłam czytać głosy innych- i może najlepiej by było iść na takie spotkania, zobaczyć jak to wygląda. Może nie skreślać nikogo i niczego. Bo jeśli się coś swojego nam nie udaje, to może nie jest niczyja wina, oprócz naszego podejścia do tematu? Mnie się teraz nie udaje, ale uważam, że sama sobie to robię 🙂 Po prostu muszę się jakoś zmotywować 😉 Zmienić podejście i spróbować od innej strony. Szczególnie, że jestem na początku. A żeby odnieść sukces, trzeba na niego ciężko pracować. Czasem myślę, że słabość kobiet leży w ich niemocy wsparcia i wspierania się- tak jakby jedne zazdrościły innym. Nie wiem, w czym leży problem Izy, skąd wzięło się jej rozgoryczenie ? Nadal mam do Agaty trochę mieszane uczucia, ale wydaje mi się, że nie robi ona nikomu krzywdy. A może nawet wprost przeciwnie. Nie przekonują mnie wprawdzie zloty ( na zasadzie programu, a nie idei), ale przekonuje jej “poczta pantoflowa”. Strony, które poleca. I dlatego, mimo mojego sceptycyzmu, jednak nadal śledzę Jej wpisy.
Nie ma to jak z rana dowiedzieć się, że się robiło na kimś wrażenie wyniosłej i niemiłej, a na dodatek prowadziło się nieciekawą wycieczkę. Uff, jak dobrze że już skończyłam z wycieczkami! 😉 Niezależnie od tego, że jednej części mnie zrobiło się przykro, innej części bardzo dobrze czytało się ten komentarz, bo ilustruje on proces, który sama przechodziłam/przechodzę z różnymi postaciami ze świata on-line, które czasem budzą moją irytację, a czasem potrafię dostrzec w tym co robią, inny aspekt. Ponieważ prowadzę biznes nie od wczoraj, nauczyłam się też akceptować, że to co robię będzie budzić mieszane uczucia – od zachwytu przez obojętność do niechęci.
Agato, nie chciałam żeby było Ci przykro, ale ta wycieczka jakoś bardzo mocno utłukiwała mi w głowie. Co do reszty- tak, robisz coś, co zawsze będzie wzbudzało mieszane uczucia. Bo widzę, że nie jestem w nich odosobniona. Ale masz rację- każdy przechodzi jakąś ewolucję. U mnie ten proces odbierania tego co robisz trwa nadal. Po tej dyskusji, która tu się przetoczyła przemyślałam sobie kilka spraw. Ale tak na plus, tzn. czuję się bardziej zmotywowana niż zniechęcona do czytania Poczty Pantoflowej. I co raz więcej czytam u Ciebie rzeczy, które inspirują. Moją pracownie fotograficzną nie nazywam biznesem, ale w jakimś sensie to co u Ciebie czytam motywuję mnie do pewnych zmian. Może dzięki temu zacznę niwelować błędy w jej prowadzeniu. To jest tak co napisała poniżej Kasia z BabskiegoTabu- że trzeba działać. Od siebie dodam- konkretnie i bez użalania się nad sobą. I jako proces ciągłej pracy nad sobą i nad tym co robimy.
Tak więc to chyba dobrze, że skończyłaś z wycieczkami, na rzecz motywowania innych 😉 W końcu nie wszyscy Cię muszą lubić, mogą Cię doceniać za to co robisz. Pozdrawiam i biorę się do czytania nowej poczty 🙂
Jestem z Latającą Szkołą od samego początku. Najpierw czytałam pierwsze posty Agaty z zachwytem. Potem z frustracją, że faktycznie ma rację, że uderza w tę z moich strun, która blokuje mnie w działaniach. W następnej kolejności frustracja popchnęła mnie wreszcie do działania. Agata pokazała mi, że mimo lęku, frustracji, złości – trzeba działać. Trzeba brać tyłek do kupy i działać, ale…
…przyszedł moment, o którym pisze Iza. Zobaczyłam, że Agata daje inspirację, narzędzia i siłę na początek drogi. Zobaczyłam, że wiele (nie mylić z “wszystkie”) dziewczyn, które wychodzi spod skrzydeł Latającej Szkoły faktycznie działa bardzo powierzchownie, bez prawdziwej głębi. (Piszę to jako coach i psycholog z wieloletnim już stażem głębokiej pracy z kobietami.) I też się wkurzyłam. Miałam wrażenie, że absolwentki tworzą kółka wzajemnej adoracji, zbierają się w grupy, których najważniejszym celem jest własny zysk, a mniej to, co się dzieje z klientkami, w których ich rozwiązania uruchamiają, np. wypierane od dawna emocje. Wkurzyłam się tak jak Iza, że kobiety wierzą w cudowne recepty i szybkie rezultaty, podczas gdy głęboka zmiana i prawdziwe efekty wymagają i czasu, i cierpliwości, i determinacji, i siły, i jeszcze wielu innych działań. Tego nie da się zrobić kursem on-line. Tu trzeba bezpośredniej rozmowy z drugim człowiekiem, spojrzenia z zewnątrz, kogoś życzliwego u boku, kto pomoże wytrwać w motywacji.
I wreszcie przyszła najważniejsza dla mnie refleksja, którą znam od lat i o której często zapominam. NIE DA SIĘ POMÓC NA SIŁĘ. Jeśli ktoś w danym momencie jest przekonany, że potrzebuje skorzystać, choćby złudnej formy pomocy, to nie jesteśmy w stanie nic z tym zrobić. Jeśli jakaś kobieta potrzebuje wierzyć w takie a nie inne rozwiązanie – to jest jej suwerenna decyzja. Z pewnością części kobiet pomoże Agata, innej części jej absolwentki, a jest też grupa kobiet, która puka do moich drzwi, odwiedza moje Babskie Tabu, pisze do mnie maile i korzysta z takiej formy, jaką proponuję ja. Świat daje nam nieograniczone możliwości. Wybierajmy te, które są nam w danej chwili najbliższe pamiętając, że inne osoby dokonują wyborów na miarę swoich doświadczeń i potrzeb.
KAŻDA KOBIETA MA WYBÓR. Zarówno jeśli chodzi o wizję swojego biznesu, swoje produkty, ich ceny i przesłanie, jak i o to, gdzie szuka pomocy i jakie rozwiązania dla siebie wybiera. Pozwólmy sobie na to. Pozwólmy sobie zarówno na sukcesy jak i na błędy. Akceptujmy siebie takimi, jakie jesteśmy, bo tylko z naszej wewnętrznej, głębokiej prawdziwej akceptacji siebie wyrośnie akceptacja dla innych. ŻADNA z nas nie jest IDEALNA, ale KAŻDA jest WYJĄTKOWA i JEDYNA W SWOIM RODZAJU. Pamiętajcie o tym, także odpowiadając na komentarze sprzeczne z Waszymi odczuciami 🙂