Na zdjęciu: Ronise i Emilia, Cabo Verde
Emilia napisała do mnie z Mindelo. W pierwszej chwili nie wiedziałam, gdzie to jest. Ja, córka geografów, zawsze byłam nieco na bakier z lokalizowaniem egzotycznych zakątków na mapie. A Ty wiesz, gdzie leży Mindelo? Spotkałyśmy się w Krakowie w zeszłym tygodniu. Super energetyczne spotkanie. Emilia przedstawiła mi swój pomysł, o którym dziś możecie poczytać w artykule. Co o nim myślisz? Ja jestem zachwycona. Emilia czeka na komentarze i wspierające głosy. Dostaję coraz więcej maili z podobnymi propozycjami z różnych zakątków świata i rozmyślam nad formułą międzynarodowych Latających Kręgów. Wszelkie uwagi, komentarze, pomysły – na wagę złota!
Pozdrawiam, Agata
Autorka tekstu: Emilia Wojciechowska
Odkąd pamiętam kocham podróżować.
Mama mówi, że to przez to, że mając dziewięć miesięcy, ze względów zdrowotnych, przejechałam całą Polskę. I tak mi zostało. Na trzecim roku studiów, jako antidotum na odkrycie, że niekoniecznie jednak chcę być prawnikiem, dołączyła pasja do działań wolontariackich. Od tego momentu mój czas wolny pochłaniały różnego rodzaju projekty, głównie związane z pracą z młodzieżą oraz edukacją nieformalną, planowanie podróży i rzecz jasna same podróże.
Często te dwie pasje się ze sobą łączyły. I w pewnym sensie to symbioza ich dwóch zaprowadziła mnie na Wyspy Zielonego Przylądka, które od ponad 3 lat są moim drugim domem.
Wyspy Zielonego Przylądka, była kolonia portugalska, to archipelag wysp na Oceanie Atlantyckim, położonych ponad 600 km od Senegalu. Zamieszkałych jest 9 wysp – każda różna od siebie zarówno krajobrazem, urodą mieszkańców, jak i dialektem kreolskiego (wszystkie uwielbiam i nieświadomie mieszam ku uciesze wszystkich śmiech).
Mnie osobiście Cabo Verde zachwyciło życzliwością ludzi, spokojnym trybem życia i tym, że na wszystko ma się czas. Doceniam, że choć największy sklep spożywczy jest pokroju naszego polskiego osiedlowego dyskonta, codziennie mogę zjeść świeżą rybę i papaję. A w sezonie na owoce każde wyjście w teren kończy się powrotem z siatką mango, marakui czy czym tam akurat obrodziło. Kocham to, że wszystko jest blisko, zwłaszcza ludzie i natura, a muzyka jest wszędzie i bardzo żałuję, że nie jestem bardziej muzykalna! (czyt. wcale nie jestem, niestety, i tu nadziei dla mnie nie ma, choć przynajmniej trochę śmielej wyginam ciało na parkietach śmiech)
W każdej podróży szczególnie wścibska jestem jeśli chodzi o świat kobiet.
I o możliwość uchylenia choć najmniejszego rąbka tajemnicy, jak on funkcjonuje. Tym bardziej byłam szalenie ciekawa jak on wygląda na Cabo, ale trochę czasu upłynęło, zanim udało mi się do niego zbliżyć.
Najpierw widziałam Kabowerdenki przede wszystkim jako matki samotnie wychowujące gromadkę dzieci, sprzedawczynie codziennie jadące z koszem papai czy bananów na targ do stolicy, peixeras chodzące po domach i sprzedające ryby z miski na głowie. Z czasem spotkałam też kobiety wykształcone, mające męża u boku czy singielki robiące kariery, choć obie grupy w zdecydowanej mniejszości. Spotkałam też takie, które odkrywszy swoje mniejsze lub większe talenty starają się je wykorzystać. Tak jak w każdej szerokości geograficznej – różne kobiety, różne historie. Ale w moim odczuciu, one wszystkie, niezależnie czy na co dzień noszą garsonkę czy turban na głowie, a na plecach w chuście swoje maleństwo, mają jedną cechę wspólną – są wojowniczkami. W subiektywnym portrecie, stworzonym z przekroju kobiet, które miałam szczęście spotkać, Kabowerdenki są dla mnie synonimem siły i niezłomności.
Cabo Verde to maleńki kraj, ze stosunkowo niewielką siłą nabywczą i skromnymi zasobami.
Nawet najlepsze pomysły o wiele trudniej zrealizować niż w Polsce czy w Europie ogólnie rzecz ujmując. W siłę rośnie turystyka, ale póki co niewiele kobiet znajduje w niej zatrudnienie. Ale każda, mimo że często dosłownie może liczyć tylko na siebie, na swój sposób i w miarę dostępnych narzędzi próbuje zapewnić byt sobie i swoim rodzinom.
O kręgach i Latającej Szkole wiedziałam od dawna. Byłam na jednym z krakowskich kręgów jeszcze przed wyjazdem na Cabo. Z przyjemnością w zaciszu swojego komputera śledziłam jej rozwój.
I po głowie od jakiegoś czasu krąży mi pomysł kabowerdeńskich kręgów. Bo mimo, że Cabo jest maleńkie i wydawałoby się, że wszyscy wszystko wiedzą, odkryłam, że często te wspaniałe “wojowniczki” się nie znają.
I pomyślałam, że fajnie byłoby je ze sobą zebrać, aby wymieniały się doświadczeniami, a przede wszystkim dodawały sobie otuchy i wiary. Mogłyby się uczyć od siebie nawzajem, ale myślę, że cudownie byłoby dać im możliwość nabycia nowych umiejętności tak, aby nie tylko dodać im skrzydeł, ale również i narzędzi praktycznych, dzięki którym będą mogły te skrzydła rozwijać.
Jeśli miałabym zwoływać krąg dziś, zaprosiłabym do niego między innymi Vaninę*, która stawia swoje pierwsze kroki z firmą Kriolissima, która robi pyszne rissois (coś na kształt pasztecików), Ronise*, która wytwarza przepiękną biżuterię z rybich łusek, Tanię*, która szyje piękne stroje, i Sonię*, która sprzedaje banany na ulicy. Jako pierwszą bohaterkę zaprosiłabym Evelise znaną jako Loca, która prowadzi sklep z kabowerdeńskim rękodziełem, prowadzi swoją audycję w radio i szuka funduszy na projekt digitalizacji danych. A takich kobiet jest znacznie więcej i jestem przekonana, że te które ja znam, stanowią zaledwie garstkę potencjalnych uczestniczek kręgów! A może któregoś dnia, udałoby się zrobić krąg on line, tak, abyście mogły je prawie-osobiście poznać? A może kiedyś Latająca Szkoła zatoczy taki krąg, że będą w nim brały udział kobitki z różnych stron świata? Nie wiem jak Wam, ale mnie się ten pomysł szalenie podoba!
Jeszcze nie wiem czy kabowerdeńskie kręgi uda się zrealizować – ich los jest teraz w moich rękach, które z nadzieją klikają w poszukiwaniu grantów i pomysłów. Będę bardzo wdzięczna za Wasze opinie i wskazówki! I bardzo serdecznie zapraszam do kontaktu, jeśli miałybyście ochotę dowiedzieć się czegoś więcej o Wyspach Zielonego Przylądka albo porozmawiać na jakikolwiek inny temat.
* Jeśli miałybyście ochotę poznać dziewczyny bliżej, zapraszam na blog www.bylenaprzod.wordpress.com
Brzmi pięknie i niewiarygodnie, ale i zachęcająco 🙂 Nie wiem czy mam pomysł ale na chwilę przeniosłam się na te wyspy i jakoś tak czas płyną wolniej i spokojniej, rozmarzyłam się, przenieść się choćby na chwilę i zatrzymać…
Ola Ola! 🙂 (“Ola” to po portugalsku i kreolsku “cześć”)
Bardzo mi miło! Życzę pokojnego i relaksującego dnia!
Ekstra! uwielbiam takie historie i taki entuzjazm jaki masz, a pomysł na kręgi online jest świetny, z przyjemnością wzięłabym udział w takim przedsięwzięciu 🙂 zwłaszcza, że mieszkam w Norwegii i mimo chęci nie dam rady przylecieć na zlot… pozdrawiam Was kochane i życzę wszystkiego dobrego.
Emilia, bardzo piękna historia i równocześnie bliska mojemu sercu, bo sama rówież dużo podróżuje i też w różnych zakątkach świata fascynują mnie historie kobiece. Niemniej nigdy nie byłam na Capo Verde…, ale odkąd pamiętam marzy mi się tam podróż i kocham tamtejszą muzykę. Trzymam kciuki za latające kręgi na “Twojej” wyspie. Jak mi przyjdzie do głowy jakiś pomysł ogarnięcia zdalnie kręgów dam znać. Pozdrawiam ciepło.
Cześć Gosiu! Dzięki za miłe słowa! Jeśli byś się kiedyś wybierała na Cabo i potrzebowała jakichkolwiek wskazówek, pisz śmiało!
Pięknie piszesz o Capo Verde i jego mieszkankach. Trzymam kciuki za powodzenie kręgów. Ty też jesteś wojowniczką.
Emilio – piękna historia i ja też zapragnęłam „mieć na wszystko czas” i żyć w takim niespiesznym rytmie, który udaje mi się odnajdywać w różnych zakątkach świata, a o który zdecydowanie trudniej przy moim krakowskim biurku. Zastanowiła mnie jedna rzecz, to że napisałaś o grantach i szukaniu pomysłów. Jeśli ta inicjatywa ma łączyć wojowniczki z Cabo Verde, to jedyne czego potrzebujesz to rozpropagować ją wśród samych zainteresowanych i zaprosić jak najwięcej kobiet do udziału oraz wyznaczyć termin i miejsce (i to może być sklepik czy kawiarnia którejś z uczetniczek – a może też być park albo plaża – warunki pogodowe sprzyjają i takim rozwiązaniom). A wszystkie pomysły, których potrzebujesz na początek są w bezpłatnych materiałach na temat kręgów, które udostępnia Agata.
Wspaniała historia! Jestem przekonana, że to świetny pomysł. Kręgi staną się międzynarodowe. Będę chciała odwiedzić Wyspy Zielonego Przylądka i poznać te wspaniałe kobiety. 🙂
Kochane, bardzo dziękuję Wam za ciepłe słowa i wskazówki. W podziękowaniu pozwólcie, że choć muzycznie zabiorę Was na Cabo Verde:
https://www.youtube.com/watch?v=KLeD4RI-fzk
Miłego dnia!
No po prostu pięknie 🙂 oby tak dalej 🙂 pozdrawiam 🙂
Hej dziewczyny!
Kręgi, a przynajmniej jeden, pierwszy babski krąg na Wyspach Zielonego Przylądka odbędą się już wkrótce! So happy! 🙂