źródło zdjęcia
Czytam Wasze listy i szukam choć światełka, wskazówki, podobieństwa do tego, co mam ja. I nie widzę. A myślałam, że takich kobiet jak jest mnóstwo. Uwięzionych w toksycznych związkach, które są ciągnięte w ogromny dół. Dajcie mi pocieszenie, dziewczyny, dajcie mi chociaż iskierkę.
Jestem grafikiem. Zaczęło się standardowo od korporacji. Mobbingu. Wstrętu każdego dnia. Bulimii. Nienawiści. Nie miałam dzieci, nie miałam męża, decyzja o odejściu była w zasadzie łatwa. Gdy składałam wypowiedzenie i patrzyłam na ich miny czułam każdą częścią ciała jak wbijam każdemu z nich nóż w plecy. Poczułam satysfakcję mordercy. Kalkulowałam: dostałam kilka nagród, wygrałam jakiś konkurs, miałam doświadczenie, kilku klientów, więc wyrosły mi skrzydła. Postanowiłam założyć firmę. I zacząć nowy cudowny rozdział. Dostałam dotację. Ogłosiłam happy end.
Zaraz po tym wyszłam za mąż. Choć pół roku wcześniej spotkałam Jego. Był gotowy zrobić dla mnie wszystko, byle bym tylko tego ślubu nie brała. Nie musze dodawać, że to był prawdziwy ideał. Dziewczyny, takich mężczyzn nie ma już na świecie, uwierzcie. Przeraźliwie bałam się odwołać ślub. Ten ślub to była jedyna słuszna droga ucieczki z domu, od toksycznej matki i nienawiści którą od niej dostawałam od wielu lat. Bałam się, że ten ideał, to tylko na pokaz, że tu mam bezpieczną przystań, a tam wielką niewiadomą. Że zrujnuję jedyną szansę na spokojne życie. Byłam zaszczuta, przerażona, nie wyobrażałam sobie jak mogę teraz odwołać ślub. Więc wymyśliłam jakąś brednię na temat mojego ideału, w którą uwierzyłam. I z ulgą brałam ten ślub. Że nie była to dobra decyzja przekonałam się chyba w drugim tygodniu.
Moja firma zaczęła się rozwijać. Szło całkiem nieźle, dostawałam nowe zlecenia, raz było lepiej, raz gorzej, ale czułam, że nadchodzi dobry czas. Wtedy zaszłam w ciążę. Urodziłam wymarzoną córkę. Zaraz potem drugą. Dzieci mnie pochłonęły. Nie miałam żadnego wsparcia ze strony męża. To typ mężczyzny, który uważa, że dziećmi powinny zajmować się matki, a ojcowie powinni odpoczywać. Musiałam zawiesić firmę. Na 3 lata. Po tych latach próbowałam odbudować to, co wypracowałam przed urodzeniem dzieci. Ja się domyślacie, zderzenie z rzeczywistością mnie złamało. Złamał mnie też mój mąż, izolując mnie skutecznie od ludzi, przyjaciół, świata, zamykając w domu, dręcząc psychicznie, manipulując, szantażując pieniędzmi. I wmawiając, że jestem na tyle beznadziejna, że moja praca nie ma najmniejszego sensu i nigdy się nie uda.
Nie miałam wsparcia jego, nie miałam wsparcia rodziny, nie miałam już w zasadzie żadnych przyjaciół, nie miałam nawet pieniędzy. Wszystko, co miałam to 2 cudowne córki, mgliste wspomnienie kariery zawodowej i dręczące uporczywe wspomnienie Jego – każdego pieprzonego dnia, codziennie.
Postanowiłam dać sobie ostatnią szansę na odbudowę firmy. Ostateczną. A jak nie, to powrót na etat (ale… czy zatrudni mnie ktoś, w moim wieku, po takiej przerwie zawodowej?). I wtedy zaszłam w kolejną ciążę. Byłam przerażona. I szczęśliwa. Zagubiona. Zdezorientowana. Samotna. Powoli zaczęłam oswajać nową sytuację. Ułożyłam sobie plan działania do czasu przed porodem. Intensywny. Poczułam moc. Znowu urosły mi skrzydła. Miałam małe szanse na posiadanie dzieci, a teraz będzie ich trójka. Byłam przeszczęśliwa. Wiedziałam, że to dobry znak, że wszystko się ułoży. No i wtedy wszystko się skończyło. Straciłam ciążę. Leżałam i wyłam, jak ranne zwierzę, przez tydzień.
Minęło wiele strasznych miesięcy. Bez zleceń, bez pieniędzy, bez chęci do życia i pracy. A dzisiaj dziewczyny dostałam wspaniałą propozycję współpracy. Zostałam doceniona, ktoś dał mi ogromną szansę. Czuję dzisiaj, naprawdę czuję, że to właśnie miało nadejść. Że to wszystko po drodze miało mnie zaprowadzić tutaj. Nawet jak wpadłam w depresję, nie zgasła we mnie wiara w siebie, taka maleńka, ale ciągle się tliła. Dostałam nowe życie. Nadzieję na stałą, zyskowną współpracę. Na rozwój. Nie przestałam wierzyć w siebie, to się opłaciło. Zobaczcie, naprawdę trzeba wierzyć w siebie. Nie wolno odpuszczać nawet na chwilę. Nie wiem skąd to się we mnie wzięło. Moje dzieciństwo i dorastanie to jeden wielki komunikat – jesteś niewiele warta. Nic ci się nie uda. Dlaczego tak uporczywie trzymałam się tego, że to jednak nieprawda? Nie wiem, naprawdę nie wiem, skąd ta siła.
Dziś wyobrażam sobie jeszcze tylko jeden happy end. Odejście od męża. Filmowe wpadnięcie w ramiona mojego mężczyzny. Odbudowanie tej cudownej relacji, która nas łączyła. Co z tego, że nie mam z nim żadnego kontaktu? Że nie odpowiedział na mój jeden jedyny mały nieśmiały mail, który miał być prowokacją i w którym byłam gotowa już kilka lat rzucić dla niego wszystko? Co z tego, że skasowałam wszystko co od niego dostałam i nie mam nic, żeby dało się żyć? Myślę o nim codziennie. Każdego dnia. Każdej nocy przed snem. Przecież ci wszyscy ludzie sukcesu wmawiają nam na tych kursach i w książkach, że w cokolwiek uwierzysz i będziesz uparcie tym żył, to w końcu się zrealizuje. Przecież to działa, prawda? Proszę, powiedzcie, że tak. To jest tak nierealne, że ja, właśnie ja, muszę udowodnić, że da się. Muszę. Tak będzie. Zobaczycie. Napiszę Wam o tym kolejny list za kilka lat. Napiszę. Poczekacie?
Moja firma się odbudowuje. Z rezerwą, ale i nadzieją patrzę w przyszłość. Czuję spokój. Czuję się wartościowa. Nabieram sił. Rosną mi nowe skrzydła. Moja skorupa się otwiera. Na ludzi. I życie.
Żyję tylko w takim związku, który codziennie ciągnie w dół. I boję się bardzo, ze nie mam jeszcze dość siły, aby uciec. I że zabraknie mi jej na samej mecie.
Ania
Słuchaj Aniu, nie odbudujesz poczucia własnej wartości opierając się o kogoś. Tylko Ty sama jesteś dla siebie opoką, wsparciem i najważniejszą osobą. Dla siebie samej i dla swoich dzieci musisz być silna i walczyć o siebie. Nie funduj dzieciom dzieciństwa ze sfrustrowana matką, która żyje w związku który ją „ciągnie w dół”, nie spalaj się też emocjonalnie myśląc o Kimś z kim nie masz nawet kontaktu. Zacznij działać spokojnie , skup się na celu-1) przemyśl wycofanie się z nieudanego małżeństwa- rozwód ? separacja? podział majątku? może porozmawiaj z prawnikiem ? 2) buduj niezależność finansową- rozwijaj firmę, szukaj biznesowego wparcia – to bardzo ważne 3) wzmocnij swoją pewność siebie i znajdź wsparcie – może warto odezwać się do starej przyjaciółki /przyjaciela?, sensowne lektury – polecam na początek choćby Teraz Ja! Sue Atkinson, 4) znajdź coś co przynosie Ci radość i niech to nie będzie związane z żadnym mężczyzną! Dasz radę ! Uśmiecham się do Ciebie:)
Aniu,
niezmiernie poruszył mnie Twój list. Wierzę, że dasz radę, że napiszesz nam o tym za jakiś czas, będę czekać na Twój list. Zobacz ile Ci się udało, jaką jesteś silną kobietą. Musisz teraz powalczyć o swą niezależność, nie pozwolić, aby mąż był powodem Twoich frustracji. Jeśli on nie chce się zmienić lub wiesz, że tak naprawdę nigdy się nie zmieni, to masz gotową odpowiedź. Pomyśl o sobie, o dzieciach, zadaj sobie pytanie: jak chciałabyś aby było w Waszym idealnym życiu? Piszesz, że ktoś Cię docenił, zaproponował współpracę, więc już na jednej płaszczyźnie rysuje się sukces, teraz pora na poukładanie spraw prywatnych, domowych. Każde twoje działanie to krok do przodu, trzymaj się tego co już osiągnęłaś, działaj stanowczo, ale nie pochopnie. Wierzę, że podejmiesz słuszną decyzję. Pisz, będziemy z Tobą.
Aniu, gratuluję, że stajesz na nogi. Moim zdaniem już wiele się podziało w dobrym kierunku. W Twoim liście jest wiele silnych emocji (to zrozumiałe), ale wydaje mi się, że najlepsze efekty da nastawienie zadaniowe.
1. Rozwijaj firmę, na tym się teraz skup. Szukaj nowych zleceniodawców, żeby ewentualna utrata tej szansy, która się ostatnio pojawiła nie pozbawiła Cię solidnej podstawy. Twoja firma i Twoje pieniądze są fundamentem Twojej niezależności.
2. Teraz nie myśl o filmowym wpadaniu w ramiona, bo to Cię niepotrzebnie rani. Marzenia vs. codzienne relacje z mężem dają przykry kontrast i budzą złe emocje, rozpraszają.
3. Podejmij za to w swojej głowie definitywną decyzję „ODCHODZĘ, za pół roku najpóźniej składam wniosek rozwodowy” i zacznij się przygotowywać do tej daty. Na razie nic mężowi nie mów (po co kłótnie?), ale odkładaj pieniądze, zorientuj się w kwestii prawnika, opieki nad dziećmi, ewentualnego wynajęcia mieszkania etc. Po prostu – przygotowuj się do dnia zero. To Ci doda sił i otuchy.
4. Kiedy będziesz już wolna, poczujesz się szczęśliwa. Być może reanimujesz swoją dawną miłość, a może znajdziesz następną? W każdym razie znów polubisz własne życie.
Uda Ci się 🙂
Aniu, życzę Ci żebyś któregoś dnia rozpostarła skrzydła i poleciała – tam, gdzie chcesz, choćby tylko po to, by sprawdzić co tam jest. I poczuć wolność. I poczuć szczęście. I samej zadecydować, gdzie jest Twoje Miejsce. Żeby nie żałować, że tego nie zrobiłaś.
Piękny, poruszający list.
Pozdrawiam
…czekam na kolejny list… wierzę w Ciebie
Ja wierzę. Znajdziesz idealnego mężczyznę, który będzie TYM mężczyzną, ale może nie tamtym, którego znałaś wcześniej. Ale czy nie powinnaś uporać się z tym, co dzieje się teraz? To ciężkie zrobić to samemu, bez tych ramion, ale sama – zyskasz świadomość, że to TY – nikt inny, zdecydowałaś o tym. Wiem, jak to jest, bo ja też odeszłam. Dużo pracy, dużo stresu, dużo niepokoju. Ale ile radości. Bo to decyzja w pełni świadoma. I nie z ramion do ramion. Do siebie. Pozdrawiam ciepło.
Mam dokładnie takie samo wrażenie jak Ty ! Wszystko w życiu dzieje się w jakimś celu. Kiedy zastanawiam się nad swoją drogą,której w życiu bym sobie nie wymyśliła, to stwierdzam, że to wszystko musiało mieć miejsce … tylko szkoda, że te lekcje tak dużo nas kosztują. Nie będę opisywała tutaj swojego życia tylko poradzę Ci żebyś uciekała z tego toksycznego związku jak najszybciej się da. Ja w takim związku wylądowałam choć przed ślubem było jak w bajce…kiedy pojawiła się przemoc psychiczna zrozumiałam,że to jest koniec i ostatni dzwonek do tego aby ratować siebie i dzieci. Bo musisz wiedzieć,że jeżeli Ty będziesz usychać to nie starczy Ci sił dla dzieci a one czują podskórnie,że cierpisz…córek nie oszukasz sztucznymi uśmiechami bo kiedy nosiłaś je pod sercem, nawiązałaś z nimi więź nie do podrobienia. Jesteś im potrzebna silna i zdrowa a toksyny Cię zatruwają i nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy jak kumulują się w Twoim organizmie. Ja sobie zdałam,kiedy moje ciało zaczęło reagować na stres w którym żyłam…i się przeraziłam. On był pewny, że nie będę na tyle silna żeby złożyć pozew i pozwalał sobie na wiele… i się pomylił. Wiedziałam, że jak tego nie zrobię to polegne i to będzie mój koniec. To prawda co piszesz, gdzieś daleko miałam w sobie iskierkę wiary oświetlającą moją drogę do celu i pewność,że ja z tego wyjdę,już niedługo i znowu będę żyła spokojnie i szczęśliwie. Dzisiaj znowu się uśmiecham, z radością wracam do domu z którego kiedyś uciekałam, śpię spokojnie i spokojnie śpią moje dzieci. Ta decyzja była najlepszą jaką mogłam podjąć, są tego posunięcia i ciemne strony jak rozbita rodzina i wątpliwa przyjemność spotykania Go kiedy przyjeżdża po córkę ale to w naszym życiu jest incydentem a nasze szczęśliwe, codzienne bycie razem jest bazą i z tego czerpiemy. Nie bój się , jeżeli czujesz, że zaczynasz marnieć przy tym człowieku a i dzieci nie czerpią z Waszego bycia niczego dobrego, podejmij decyzję i wtedy życie zacznie się układać tak jak chcesz…to jest przeszkoda, którą musisz przejść sama z córkami na rękach i wtedy pojawi się pełna satysfakcja i ogromna siła. Nie oczekuj że ktoś zrobi to za Ciebie,pamiętaj, że w najtrudniejszych momentach życia jesteś zawsze sama mimo czasami wielu otaczających Cię ludzi.
Bądź dzielna i idź do przodu a jak przejdziesz przez to, wtedy zrozumiesz,że to było kolejne wyzwanie od życia,któremu udało Ci się sprostać. I tego Ci życzę