Artykuł z cyklu „jak wypromować swój mały biznes i nie stracić kupy czasu, duszy i masy kasy”
Nie mam jeszcze konta na snapczacie, bo stara ze mnie … dusza, jak to powiedziała onegdaj wróżka spotkana w wagonie PKP. Prowadzę swój biznes od 2010 roku a wielki świat social mediów zredukowany jest w moim przypadku de facto do Facebooka, którego prowadzę również po macoszemu (fanpejdż), ale korzystam bardzo z opcji grup (mam ich w sumie kilkanaście).
Do social mediów podchodzę skrajnie pragmatycznie. Nie widzę też sensu – z punktu widzenia mojego biznesu – w follołowaniu leśnego ruchadła* (wyjaśnienie niżej) na Twitterze, ani nie skaczę z radości jak zacznie mnie obserwować na Instagramie (który rozgryzam) jakiś raper z Kambodży. Jednak to i owo wiem i rozumiem. Dla wielu marek Snapchat Twitter i Instagram to święta trójca SM. Ale niekoniecznie dla nas, właścicieli małych biznesów. Wszystko zależy od grupy docelowej. I od tego co jej sprzedajesz. Dlatego też postanowiłam napisać przekorny post o tym, że są lepsze miejsca do promowania się niż social media.
Zainspirował mnie Seth Godin.
Seth powiedział w tym wywiadzie (ok, będę szczera, chyba w tym, o obejrzałam z pięć wywiadów z nim ostatnio i nie potrafię zlokalizować tego w którym padły owe słowa) i nie sposób się z nim nie zgodzić, że największą wartością w biznesie są więź i zaufanie. I że ironiczne tweety i przefiltrowane foty niekoniecznie je wzmacniają. Oczywiście wszystko zależy od typu biznesu. Mam oto garść pomysłów na lepsze miejsca niż szalony feed, w którym konkurujesz z trylionem innych bitów informacji, a w końcu i tak bój o uwagę wygrywają rozchełstana blondynka i słodki kociak.
Nie mówię – zrezygnuj z social mediów.
Mówię – spróbuj wylądować ze swoją propozycją dla klienta w innym miejscu niż pędzący feed. Oto moje propozycje:
Skrzynka mailowa
Newsletter wielu osobom wydaje się narzędziem niemal tak anachronicznym jak telefaks. Kto czyta newslettery. Otóż w moim przypadku ponad 4 tysiące kobiet co tydzień otwiera Pocztę Pantoflową (dobra, zapytam wprost, a Ty? Jeśli nie, to na co czekasz? zapisz się na dole, w stopce). A subskrybuje ją prawie 8 tysięcy. Przeciętny Polak dostaje pewnie koło 30 maili dziennie. Jeżeli nasz mail będzie jednym z nich, to konkurujemy z 30 „bitami” informacji. A nie z tysiącem, jak na Facebooku. Plus, jeśli przyzwyczaimy naszego odbiorcę, że otwarcie naszego maila zawsze wiąże się z czymś miłym/zaskakującym/zabawnym/odświeżającym, to wygrywamy.
Skrzynka pocztowa
Tak, takie miejsce na dole klatki schodowej, albo na drzwiach. Kiedyś wpadało do niego sporo listów pisanych ręcznie od przyjaciół z innych miast. Dziś głównie rachunki za gaz i ulotki Yves Rocher. Dlatego przepiękna i niespodziewana kartka pocztowa może być miłą odmianą. Sama mam taki plan (spoiler! No niestety, nic więcej nie zdradzę…) Kartka musi mieć w sobie „to coś”. Coś co sprawi, że adresat uśmiechnie się i przypnie ją do tablicy korkowej, a nie westchnie i wrzuci ją do kosza razem z ulotką Yves Rocher.
Telefon
Oprócz SMSów nakłaniających do skorzystania z usług wróża Macieja, zdarza mi się czasem dostawać SMSy od różnych firm, które pozyskały mój numer telefonu, często drogą zupełnie legalną i dobrowolną. Na przykład różne zakłady kosmetyczne. Zazwyczaj SMSy od nich brzmią tak (przykład prawdziwy): „Tylko jutro 14.04, 30% na wszystkie godzinne masaże, zabiegi kosmetyczne oraz manicure hybrydowy w Day Spa XY. Serdecznie zapraszamy do skorzystania z promocji!” a mogłyby, po drobnej modyfikacji być o niebo bardziej kreatywne, serdeczne i zapamiętywalne. Na przykład: „Audrey Hepburn powiedziała: najpiękniejsze są szczęśliwe dziewczyny. Dasz się uszczęśliwić relaksującym masażem, albo zabiegiem na twarz? Tylko jutro. Taniej o 30%. Stęskniony za Tobą zespół Day Spa XY.”
SMSy można wykupić w pakietach i wygodnie wysyłać je z panelu nadawczego on-line. Podczas ostatniej edycji Latającej Szkoły uczestniczki dostawały codziennie SMSa autorstwa Agnieszki Majewskiej, przypominającego im, że są w Szkole i że ich biznes sam się nie zrobi.
Fajne te trzy opcje? Tak? Nie? Skorzystasz? A może masz inny pomysł na skuteczną promocję omijającą social media?
*Leśne Ruchadło to twitterowy nick użytkownika, którego na Twitterze śledzi prezydent Andrzej Duda. Jakiś czas temu media analizowały aktywność głowy państwa w social media i zaobserwowano, że prezydent głównie śledzi gimnazjalistów i aktywnie wchodzi z nimi w twitterowy dialog… Myślano, że może konto prowadzą mu praktykanci. Ale nie. Nie wiem. Ja tam nad tą wiadomością nie przeszłam do porządku dziennego. Wciąż mnie to jakoś męczy.
Agatko droga, uwielbiam Twoją pocztę. Zawsze pełna inspiracji, bardzo kobieca, dużo dajesz ciekawych linków, wspierasz i jesteś nieprzecenioną skarbnicą wiedzy!!! Szalenie Ci za to dziękuję! Rób tak dalej Kochana!!! Wiele dobra się dzieje dzięki Tobie. Dziś jednak chcę podzielić się moim zatroskaniem. Twój wpis o prezydencie jest niesmaczny, Z pewnością masz doświadczenie, że w mediach jest mnóstwo manipulacji, ocean hajtu (sama kiedyś o tym pisałaś) i wiesz, że jak się chce, to i świętemu można przypiąć rogi. Rozsądek podpowiada (bez względu na światopogląd polityczny), że Głowa Państwa nie pozwoliłaby sobie na takie zachowania – ryzyko zbyt wielkie. A nagonka medialna na Prezydenta jest tak wielka, że aż trudno nie dopatrzeć się tu drugiego dna. … to tyle z mojej strony. Oczywiście nie zmienia to faktu, że byłam, jestem i będę Twoją wielką fanką!!! Pozdrawiam Joanna
Joanno, oczywiście, masz rację, żyjemy w czasach, kiedy z prawa, lewa i z dołu hejt się leje strumieniem szerokim. Piszesz „rozsądek podpowiada”… No właśnie! Akurat Twitter i konto Andrzeja Dudy to publiczna rzecz, do której każdy wgląd ma, także radzę Ci zweryfikować swoje pojęcie rozsądku i stosunek do Głowy Państwa… twitter.com/AndrzejDuda. Sama jestem w szoku, nie pisałabym o tym, gdybym nie była.
W punkt! Długo bałam się social mediów, teraz staram się z nimi zaprzyjaźnić. Jestem nimi zmęczona jednak gdyby nie fb nie trafiłabym do Ciebie!
Agato! Uśmiałam się jak norka, nie wiedziałam, że Andrzej tak prężnie działa na twitterze. Znów odważnie, bo mówi się, że nie powinno się poruszać kwestii politycznych, trzeba być poprawnym ble, ble, ble. Ale co zrobić, jak najlepszy polski kabaret występuje na Wiejskiej. Twój wpis jest dla mnie bardzo cenny, bo ostatnio promuję warsztaty i wiem jakie to trudne, ale przydał mi się zarówno Twój poradnik o sprzedaży warsztatów, jak i teraz ta wiadomość. I przyznam się, że Newsletter od Ciebie od jakiegoś czasu czytam regularnie. A czy zauważyłaś, albo dziewczyny, które promują się przez fb, że ostatnio znów została drastycznie ograniczona widoczność postów na fb?
Pozdrawiam,
Alicja
A skąd wziąć numery telefonów i adresy e-mail? Można prowadzić zapisy na newsletter na blogu ale żeby ktoś o mim usłyszał trzeba gdzieś o nim powiedzieć np.na facebooku. I koło się zamyka. Też nie lubię FB i wolałabym się bez niego obejść. Agatko wiem że zarabiasz na tym że doradzasz też w takiej kwestii (zbierania bazy danych) i nie powiesz tu zbyt wiele, co zupełnie rozumiem ale chciałam tylko podzielić się taką obserwacją ;):)
Aga, powiem wszystko co wiem – ale … to wszystko zależy od typu biznesu. Zapisy na newsletter zgodne z przepisami i wytycznymi GIODO (bo w końcu adres mailowy to „dana osobowa”) to jedno. Numery telefonu – głównie miałam na myśli sytuację, kiedy ktoś już raz był naszym klientem i dobrowolnie nam swój numer podał. Oczywiście od osób, które nie są jeszcze klientami najlepiej jest otrzymać adres mailowy w zamian za coś – a co – to już zależy od typu biznesu. Zniżkę na pierwsze zakupy, ciekawego pdf’a, dostęp do ukrytych treści itp… Jeżeli chcesz o coś jeszcze zapytać, to śmiało!
W kwestii męczącego newsfeedu, o którym wspomniałaś w newsletterze, to Facebook właśnie po raz kolejny zmienia algorytm, który ma szansę do zmienić. Napisałam o tym właśnie na moim fanpage’u: https://www.facebook.com/paniodpr/posts/833089216796022
Uczę się tych mediów, bo do tej pory moje życie było ciekawsze. Ale jestem teraz na takim etapie, że social media są ciekawym uzupełnieniem. Natomiast faktycznie, może coś w tym być, że jeśli pewne działania marketingowe będą nie „socialowe”, to będą bardziej zapamiętane. Sama mam kilka pomysłów na to, które wykorzystam przy okazji.
Ja o newsletterach. Ostatnio mam zajawkę na porządkowanie wszystkiego, więc w ramach porządkowania skrzynki mailowej wypisałam się z bardzo wielu, bo na fali różnych webinariów, e-kursów i w ogóle fascynacji kobiecymi (ale nie tylko) pomysłami na pasje i biznesy, subskrybowałam ich całe mnóstwo. Kluczem do zostawienia małej (no, średniej) ilości wybranych było właśnie, to, co napisałaś w akapicie o newsletterach – coś miłego/zaskakującego/zabawnego/odświeżającego 🙂 Budowanie społeczności dopiero przede mną, ale już teraz wiem, że aby wystartuję z newsletterem dopiero wtedy, gdy faktycznie regularnie będę miała coś miłego/zaskakującego/zabawnego/odświeżającego do powiedzenia, coś co sprawi, że sama chciałabym regularnie taki newsletter dostawać. Jak Twoją Pocztę Pantoflową 🙂
Ciekawy tekst, dzięki! Właśnie zaczęłam słuchać podcastu Michała Szafrańskiego z Tobą jako Gościem i tak trafiłam tutaj. Ja też chcę zrobić biznes oparty na mojej pasji i poczuciu pewnej większej misji. Łatwo nie jest, ale nie wolno narzekać, jeśli wspinamy się na sam szczyt:) Pozdrawiam! Chętnie bym jakoś dołączyła do Waszych wirtualnych zlotów, ale za bardzo nie wiem jak mogę to zrobić:)