Rysunek: genialny Marek Raczkowski
Mówiąc “partner” nie mam na myśli partnera biznesowego, który również może być źródłem frustracji i kamieniem u szyi, tylko życiowego partnera – chłopaka, męża, konkubenta nawet, bliską nam osobę, od której oczekujemy wchodząc na biznesową ścieżkę, że przynajmniej nie będzie nam rzucał kłód pod nogi. A najfajniej by było gdyby był naszym największym kibicem. Najfajniej by było gdyby wierzył w nasz biznes bardziej, niż w swoją ulubioną drużynę. Trzymał za nas kciuki, kiedy mamy doła, mówił: „Nie przejmuj się kochanie, Steve’owi Jobsowi zajęło kilka lat zanim połączył swoje kropki”, a kiedy stuka nam okrągła liczba fanów na Facebooku, otwierał szampana.
Najczęściej jednak, a mówię to na podstawie wieloletnich obserwacji sytuacja ma się zgoła inaczej. Nasz partner potrafi jak nikt inny, mimochodem, podczas obiadu niedzielnego, podciąć nam skrzydła jednym wprawnym ruchem, zasiać w nas wątpliwość, dopytywać czy aby na pewno to co robimy ma sens, następnie dobitnie pokazać nam, że sensu to nie ma, skrytykować nasz pomysł z góry na dół, a następnie zapytać czy została jeszcze może jakaś dokładka lasagni.
Co robić w takich sytuacjach? Wystawiać partnerowi walizki za drzwi, drzeć się, foszyć, ignorować, udawać że nic się nie stało, szukać pocieszenia w kręgu koleżanek? Obawiam się, że żadna z powyższych strategii nie jest optymalna.
Biznes jest cudownym nauczycielem rozwoju osobistego i papierkiem lakmusowym dla prawdy.
Jeżeli związałaś się z niewłaściwym mężczyzną, to może to wyjść na jaw właśnie w momencie, kiedy zaczniesz zakładać własny biznes.
Ale przyjmijmy, że mężczyzna jest właściwy. Co w takim razie?
Na początek dwie myśli:
- Mężczyźni chcą nas często uchronić przed porażką. Ich brak wsparcia może wypływać z tego, że oceniają sytuację w którą się angażujemy jako ryzykowną. I nieco niezdarnie usiłują nam powiedzieć, żebyśmy uważały na siebie.
- W świecie biznesu zachodzą teraz gigantyczne zmiany. Wartości uznawane tradycyjnie za kobiece takie jak empatia, słuchanie, dzielenie się, komunikacja stają się dziś kluczowe do odniesienia sukcesu. Zatem bardzo możliwe, że twoje pomysły, jeśli są właśnie w takim duchu, są bardzo na czasie. Ale nie wszyscy jeszcze to rozumieją. I twój partner może po prostu nie widzieć potencjału twojego stylu myślenia.
Ok, nie chcę jednak ani tłumaczyć mężczyzn, ani sugerować, że każdy twój pomysł jest na wagę złota, a twój domowy samiec po prostu tego nie widzi, bo jest samczo ograniczony.
Chcę zrobić efektowną woltę w powietrzu, podniebne salto mortale i wylądować w zupełnie innym punkcie. Oto on:
Złociutka, potraktuj proszę ów stan rzeczy jako część czegoś, co nazywam „biznes syndromem”, który polega na tym, że prowadząc własny biznes jest się wystawionym na ciągłą emocjonalną presję. Powtórzę. Ciągłą emocjonalną presję.
Jest ona nie do zniesienia dla większości ludzi i dlatego większość ludzi nie prowadzi własnych prosperujących biznesów.
Nie z braku pomysłów, albo braku specjalnych programów pomocowych przeprowadzanych przez specjalnie w tym celu powołane jednostki samorządowe.
Praca na etacie jest dla wielu osób atrakcyjna, ponieważ presja emocjonalna jest inaczej rozłożona. I sporo tej presji spoczywa na szefie i kadrze zarządzającej.
Im prędzej to zobaczysz, zrozumiesz i zaakceptujesz, tym łatwiej ci będzie z tą presją.
Nie ma idealnych warunków. Albo inaczej – idealne warunki wcale nie gwarantują sukcesu. Częścią tych nieidealnych warunków jest brak wsparcia od najbliższych, którzy nas kochają i życzą nam jak najlepiej.
Co możesz zrobić w takiej sytuacji, żeby poczuć się lepiej:
- Mów, tłumacz, wyjaśniaj. Dlaczego to co robisz jest dla ciebie ważne. Dlaczego w to wierzysz. Dlaczego wsparcie jest dla ciebie istotne. Nie oczekuj natychmiastowych efektów.
- Zadaj sobie pytanie jak rozumiesz “wsparcie” i czego konkretnie oczekujesz. Być może twój partner rozumie wsparcie inaczej niż ty.
- Posłuchaj uważnie, co ukryte jest „pod” komunikatem lub zachowaniem, które oceniasz jako mało wspierające. Zawsze możesz też dopytać. Słuchaj tych komunikatów i naucz się wyławiać z nich to, co jest dla ciebie rozwijające. Być może coś, czego nie chcesz usłyszeć, jest czymś czemu warto przyjrzeć się na spokojnie.
- Poszukaj wsparcia poza domem. Załóż prywatny krąg wsparcia razem z kobietami, które zakładają własne biznesy i są z tej samej bajki co ty. Nie oczekuj, że najbliżsi będą tutaj największą podporą.
PS. Mój partner leży na kanapie i zagląda mi przez ramię. Ironizuje na temat tego artykułu. Sugeruje, że najważniejszą rzeczą, jaką powinna zrobić kobieta której partner jej nie wspiera to po prostu “zrobić coś, żeby było inaczej, a nie narzekać”. Ale co, pytam ja. Nie chodzi o to żeby wypinać na faceta dupę, mówi. Chociaż … (po chwili dodaje) to nie jest takie najgorsze z punktu widzenia faceta. Tylko zależy jak się wypina.
(D. podczas autoryzacji cytatów podkreśla, że nie widać, że robił sobie żarty i że wychodzi na szowinistę. Ja tylko cytuję – krzyczę ja. Ale dobrze, podkreślam dla spokoju sumienia – D. żartował…)
Ale potem dodał coś odkrywczego. Powiedział, że dla mężczyzn “wspierać” oznacza “dawać rady, wskazywać dziury w całym, mówić co by się zrobiło na miejscu drugiej osoby”, a dla kobiet “wspierać” oznacza “wysłuchać”.
Coś w tym jest.
Gdy tylko zobaczyłam tytuł maila, pomyślałam: “U, ale Agata mocno tym razem przyłożyła”. Świetny tekst i bardzo mi się podoba takie spojrzenie na temat. Może dobrze by było, gdybyś może rozwinęła jeszcze temat “niewłaściwości” – mam tu na myśli coś w rodzaju umiejętności odróżniania, które “podcinanie skrzydeł” wynika z rzeczywistej troski i chęci wspierania, a które jest raczej chęcią “udeptania” partnerki, by nie sięgała za wysoko (wyżej od niego)? Bo pewnie nie tak łatwo to odróżnić, będąc w środku. Częściowo piszesz o tym w drugiej części artykułu, ale może warto wspomnieć, jak rozpoznać, że jest się przez najbliższych “tłamszonym”?
Mój najbliższy przyjaciel długo przytakiwał moim planom, aż okazało się, że “uwierzy, jak zobaczy”. Powiedziałam, że potrzebuję, żeby uwierzył zanim zobaczy, bo takiej siły potrzebuję. On to zrozumiał, bo znamy się długo, dużo razem przeszliśmy i miał na czym stworzyć to zaufanie na kredyt. Ostatecznie porozumieliśmy się, czyli happy end 🙂
Dzielę się, chociaż w drugą stronę. Mnie mój wspiera, to znaczy nigdy nie podcina skrzydeł. Nie robi niczego za mnie, nie jest milionerem, nie pomaga mi merytorycznie, bo to nie jego dziedzina. Ale jest na tyle, że czuję wolność w tym, co robię i to, że on stoi za mną murem.
O, właśnie dziś miałam taką sytuację: mąż zrobił srogą minę, kiedy dowiedział się, że czegoś tam jeszcze nie zrobiłam, co formalnie powinnam była zrobić.
I teraz, jak przeczytałam ten artykuł, pomyślałam sobie: no tak, martwił się o mnie, nie chciał mnie opieprzyć, ta mina to był wyraz troski – olśnienie! 🙂
Tak sobie myślę, że fajnie, że wtrąciłaś spojrzenie faceta na sprawy wsparcia. Pójdę na całość i stwierdzę, że dzięki temu wpisowi niejeden związek może uratować się przed kłótnią 😉
A jeśli o mnie chodzi – bez wsparcia innych babeczek nie dałabym rady, ich wsparcie jest mi potrzebne jak przysłowiowemu psu buda! 🙂
Dobry tekst, i ubawił mnie tą późną wieczorową porą. Choć nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że kobiety wspierają=słuchają, a faceci wspierają=doradzają. Generalnie ludzie z zasady nie umieją słuchać, tylko doradzać (a właściwie mądrkować, i to zupełnie nieproszeni) i płeć tu nie ma nic do rzeczy (piszę z autopsji).
I fakt, na etacie presja rozkłada się inaczej. Dlatego tak sobie czasem za tym etatem tęsknię … Ale potem mi przechodzi 🙂 Pozdrawiam!
Agata, tekst dla mnie dziś. Mój P. na razie ostrożnie wspiera, ale chyba głównie dlatego, ze nie wierzy że na poważnie ten biznes zacznę. Ale ja właśnie dużo sobie stresów a jemu moich fochów oszczędziłam jak dotarło do mnie co mój P. rozumie poprzez wspieranie… No właśnie to szukanie dziury w całym. A w ogóle to się boi, ze ja się rozczaruje, że nie wyjdzie. A najbardziej chyba to boi się, ze dla Niego i naszych gwiazdeczek czasu nie będę miała… Ale widzę, że wspiera, bo nie narzeka jak wydaje na swój rozwój, dyżuruje przy dzieciach jak tylko może i pilnuje, abym się wysypiała bo wie że zmęczona szybko wypadam z torów..,
Mam to szczęście, że mój mąż wspiera mnie zawsze we wszystkich moich działaniach biznesowych i jest kiedy go potrzebuję obok. Jak powinie mi się noga to zawsze mnie łapie i wspiera jeszcze bardziej. Zawszę mogę na niego liczyć i bardzo często pomaga mi zrealizować moje pomysły 🙂
Fajny artykuł, myślę, że można go przyłożyć do relacji z mamą albo przyjaciółką, że w ogóle napisałaś wiele rzeczy uniwersalnych dla relacji międzyludzkich.
Mnie bardzo uderzyło zdanie “prowadząc własny biznes jest się wystawionym na ciągłą emocjonalną presję. Powtórzę. Ciągłą emocjonalną presję.” i przyniosło mi dużą ulgę, bo znaczy, że nie tylko ja przeżywam emocjonalną presję i że to jednak normalne i nie oznacza, że się nie nadaję.
Ufff. Mam cudownego męża. Jeśli jest innego zdania niż je, zawsze mi o tym mówi. Dużo rozmawiamy i wspieramy się nawzajem. Myślę, że kluczem do “sukcesu” jest rozmowa i umiejętność przyjmowania krytyki!
Świetny artykuł! Ważny temat, napisane mądrze, ciekawie i dowcipnie:)
Ja mam to szczęście że mój mężczyzna wspiera mnie w moich dążeniach i nigdy nie podcina skrzydeł. Nieporozumienia zdarzają się jednak, a wynikają z innych stylów komunikacji (chyba). Wygląda to tak, że on zaczyna “wywód” chcąc zwrócić mi na coś uwagę, albo pokazać jakiś problem z innej strony, ale robi to z taką pewnością siebie, którą odbieram jako pewną natarczywość i krytykę. Dopiero kiedy spuszczę “wentyl bezpieczeństwa” dla emocji, posłucham bez osądzania, dopytam, wytłumaczę, jak ja odbieram jego ton i sposób wypowiadania się – docieramy do płaszczyzny porozumienia i okazuje się, że jego spostrzeżenia są ciekawe i mogę z nich skorzystać. Taaak – ale stoją za tym lata uczenia się siebie nawzajem:) [kiedyś nie było tak “różowo”] Pozdrawiam!
U mnie to dopiero początek drogi do swojego biznesu. Jeszcze nie funkcjonuje prawnie, ale już za chwilkę będzie. Wsparcie mojego partnera jest w wielu przypadkach absolutnie największym kopem do działania. Wzmacnia we mnie przeświadczenie, że to co zaczęłam ma sens. Pomaga, doradza, zgłasza uwagi, pomysły. Nawet zrobił mały coaching mi i zespołowi (jesteśmy we 3). Fakt, że pomoc dla niego to często rady, ale w ostatnim czasie również potrafi posłuchać. Wytłumaczyłam mu właśnie tą różnicę. Czasem nie potrzebuję rad tylko wysłuchania. Przyjął i stosuje. Codziennie jestem wdzięczna za jego słowa “Wierzę w Ciebie bardziej niż w cokolwiek i kogokolwiek” 😉 Wiem i znam osoby, które takiego wsparcia nie mają. Często wpływa to na nie afektywnie. Pozdrawiam ciepło, Kamila 🙂
Ostatnia uwaga Twojego partnera jest bardzo prawdziwa. My czasami chcemy sie tylko wygadac, a oni od razu daja dobre rady. Bo dla faceta schemat jest prosty: jesli jest problem, szukaja rozwiazania 🙂
Moj na szczescie jest z tych wspierajacych emocjonalnie i merytorycznie.
Ciekawy tekst, i te riposty od D. też – dopełniły całość 🙂 Ach Ci mężczyźni… ja dopóki nie wystartowałam to chyba mało miałam tego wsparcia a może ono było tak podane że ja go nie dostrzegałam. Ale się zaparłam i szłam dalej… wtedy największym wsparciem była dla mnie córeczka powiedzmy, że świeżo narodzona. Na szczęście przyszedł etap “remontowy” w który mój mąż się zaangażował i od tamtej pory to wsparcie jest już większe. Ale to “doradztwo” ze wszystkich stron jest z jednej strony dobre ( bo z reguły w dobrej wierze mówione ) a z drugiej strony obezwładniająco-wkurzające… Wsparcie jednak ważne, baardzo więc walczę też o nie 🙂
Mnie najbardziej wspiera mój były mąż płacąc alimenty na czas 🙂
:))
BARDZO dobry artykuł. Agata, latasz…:) I coś w tym dawaniu rad przez wspierających mężczyzn jest. Pewnie to zależy w jakim stylu daje się rady, bo można nimi odstraszać albo zrobić to na miękko i wtedy będzie pyszne jak jajko po wiedeńsku. Ja mam inaczej trochę, bo najczęściej to ja sama sobie podcinam skrzydła, a mój konkubento jest mega konstruktywnym optymistą i wierzy we mnie bardziej niż ja sama, kibicuje goręcej niż swojej drużynie piłkarskiej.
Na dowód tego jak poruszył mnie ten artykuł wpisuję “mój pierfszy komentarz” ever.
Zgadzam się z D. (cenny męski głos w dyskusji:) że faceci, mają misję pomagania i rozwiązywania problemów i trudniej jest im po prostu wysłuchać (czują, że to mało konstruktywne chyba?).
Ja czuje wsparcie od partnera. I to bardzo pomaga. Nie żyję z milionerem, ale ze stąpającym twardo po ziemi facetem i ciężko pracującym jednocześnie. Wiem, że nasze cele są wspólne, i że tworzymy “jedną drużynę”. I nikt nikomu nie podcina skrzydeł. Pracujemy w jednej branży więc czasami też robimy wspólne projekty. Ale nie zawsze.
Czasami – zupełnie różne.
I o tym chce napisać.
O tym, że największe wsparcie czuje od niego właśnie wtedy, kiedy słyszę, że “ni w ząb” nie rozumie i nie czuje tego co akurat robię, ale i tak będzie mnie wspierał. Murem stał. Wtedy to czuje, że “love krowe” i “motyle w brzuchu” na maxa 🙂
p.s Swietny wpis. Będziecie pisać już zawsze razem? 🙂
To, że głos D się tu pojawił było przypadkowe, teraz on by chciał się pojawiać w każdym PSie do moich artykułów… Zobaczymy 🙂
strzał w 10!
myślę też, że facet chce konkretów. i najczęściej jest dla niego nie do końca jasne to co robimy 🙂
i rzeczywiście najczęściej jest tak, że gdy dostaję radę, która mnie wkurza, po ochłonięciu zawsze coś dobrego z niej wyciągnę.
aaa mój jest aktorem (wiecie w tym zawodzie – wzloty i upadki), więc w razie czego mogę się odgryźć 😉
Baardzo potrzebny artykuł. Nie byłabym tu, gdzie jestem, gdyby nie mój partner. Długo trwało, zanim dotarło do mnie, że on nie działa tak jak ja (i bardzo dobrze), jest inny (i bardzo dobrze) i na inne rzeczy zwraca uwagę (i bardzo dobrze). Zdarza mi się o tym zapomnieć, zwłaszcza w bardziej intensywnym pracowo czasie, kiedy marzę o rzutkim biznesmenie. On nie jest rzutki, nie jest biznesmenem, ale jest przy mnie i stoi za mną murem. Zawdzięczam mu równowagę. W ten sposób wytrzymuję tę ciągłą emocjonalną presję.
Agata, ten artykuł jest inny niż wszystkie – czuć miłość w powietrzu.
A tak serio – ja mogę prowadzić biznes bez pieniędzy, bez pomysłu, bez weny, motywacji i zaangażowania (jasne, że tak naprawdę nie mogę ale jakbym musiała to bym mogła).
Ale bez wsparcia osoby, której powiedziałam “tak” na resztę życia, nie mogłabym tego robić. Właśnie dlatego, że prowadzenie własnego biznesu to jak napisałaś “emocjonalna huśtawka”. I coś tę huśtawkę musi stabilizować od czasu do czasu 🙂
Bez wsparcia mojego męża nie byłabym tu gdzie jestem? NIE! Bez tego wsparcia, starań, by być najbardziej jak tego potrzebuję, nie miałabym tyle odwagi, siły i determinacji, by walczyć z kryzysami, ocierać łzy i iść do przodu- nawet gdy wszyscy pukają się w czoło. Pracuję ciężko, ale jest zawsze obok/blisko, gotowy pocieszyć, wysłuchać kolejny raz o moich dylematach, ucieszyć się ze mną ale i powiedzieć co schrzaniłam i co powinnam poprawić!
Jestem wdzięczna!
Jeśli mówimy o partnerze, który jest współuczestnikiem przedsięwzięcia “wspólne życie”, to automatycznie pojawia się on w sferze zawodowej albo biznesowej jak ktoś woli. Zarówno partner wspierający w milczeniu, krytykujący przy lasagnii czy ironizujący na kanapie może być cennym nauczycielem. Często właśnie dlatego wybrałyśmy go na partnera 😉
Coś w tym jest.
Kilka lat temu w “Zwierciadle” (było to w epoce Manany Chyb) ukazał się wspaniały artykuł o mistrzach codzienności. Zdaje się, że pani Arendt opisywała w nim jaką rolę odgrywać mogą, przy odrobinie naszej pokory, nasze dzieci i partnerzy.
Od tamtej pory na każdą kłodę rzuconą mi pod nogi przez mojego faceta patrzę inaczej. Jest on największym sędzią i katem w jednym moich pomysłów. Gdy przechodzą zwycięsko próbę drążenia paluchem dziury na wylot oznacza, że są GENIALNE.
Mój mistrz codzienności zaszczepił mnie na emocjonalną reakcję na krytykę. Codzienny trening na siłowni zbudował mi karczycho nie do zgięcia.
To jest coś za co należy dziękować!
Agato, świetny tekst!
a co robić gdy wsparcia brak? mój partner zawsze podchodzi niechętnie do wszelkich moich pomysłów – od wbicia gwoździa na biznesie skończywszy; obecnie mieszkamy w innym kraju i ciągle są mi prawione uwagi na temat nieporawności mojego języka w jakim zmuszeni jesteśmy się posługiwać, nawet publicznie poprawia mnie i komentuje jak to fatalnie użyłam składni lub nieodpowiednio dobrałam słowa; właściwie zawsze byłam pewną siebie, towarzyską osobą ale tak w miarę upływu lat staję się niepewną swoich umiejętności szarą myszą; i co wtedy?
Reedukować. Nikt nie jest zrobiony ze skały. Czy Twój partner wie, jak działają na Ciebie jego komentarze? Nie jesteś odpowiedzialna za jego charakter, czy skłonności (niektórzy ludzie uwielbiają poprawiać innych), ale jesteś odpowiedzialna za swoje szczęście. Sama zauważyłaś – zmierzasz w złym kierunku i coś tracisz. Czy tego chcesz?
I cóż tu powiedzieć? 🙂 Gdyby mój partner nie zdecydował się wyjechać na półroczny kontrakt, z pewnością nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem. Oprócz fundowania nam wywrotowych zmian, jest też moim pierwszym krytykiem, popychaczem do działania i niezłym coachem (zawodowo informatykiem). I za to wszystko mu dziękuję 🙂
U mnie partner nie chce żebym za dużo pracowała a przy własnym biznesie nie jest to możliwe… Niby nie mam jego wsparcia (takiego formalnego) ale przecież jest i swoimi żartami zmniejsza napięcie. Przypomina mi się wtedy cytat z Kubusia Puchatka „…Im bardziej Kubuś zaglądał do studni,tym bardziej Prosiaczka tam nie było” Im większa presja – tym moje samozaparcie większe. Mam poczucie, że znalazłam swoje miejsce, i wierzę w powodzenie mojego biznesu ale wiem, że sytuacja jest trudna dla nas obojga.
A co gdy mój facet mnie nie wspiera, na dodatek jest samolubem?
Mój biznes i zarobki są mu obojętne, jak nie wychodzi słyszę: pora pomyśleć o etacie.
To mnie dobija…