Zacznijmy od definicji. Box subsrypcyjny to paczka, karton, pudełko, które klient zamawia, a my mu je wysyłamy.
W pudełku jest kilka sztuk czegoś fajnego, najczęściej są to – kosmetyki, słodycze, produkty spożywcze, gadżety dla dzieci. Cała zabawa polega na tym, że klient nie wie do ostatniej chwili, co dostanie, paczka przychodzi, on ją otwiera i ma niespodziankę. Czyli kot w worku za pieniądze.
Potem – jeśli jest blogerką nastolatką cierpiącą na nadmiar czasu, kręci długą videorecenzję, omawiając każdy produkt z pudełka i zamieszcza ją na Youtubie.
Być może słyszałaś o rodzimych przykładach – Shinybox, BeGlossy, Cud Miód, Bonbon Baby.
Za granicą pudełek oczywiście jest o wiele więcej i niektóre z nich są pomyślane dla specjalnych nisz, ale rynek np. w USA jest większy i ludzie statystycznie mają więcej pieniędzy na pierdoły. No bo umówmy się – zawartość pudełek to nie są rzeczy pierwszej potrzeby. Chociaż od kiedy przeczytałam książkę Charliego Leduffa „Detroit” (Wydawnictwo Czarne), polecam! to sama nie wiem, czy zdanie „w USA mają więcej pieniędzy na pierdoły”, jest prawdziwe.
Przypomniało mi się, że w liceum na Mikołajki dostałam od kolegi z klasy, Janka W. w prezencie karton „pierwszej potrzeby”. W środku była mąka, sól, smalec, soda oczyszczona. Takie rzeczy. Sam pomysł był fajny, ale z jego zawartością nie wiedziałam co zrobić. Wstawiłam wszystkie produkty na półkę w kuchni i tyle było z tego zabawy. Ale prezent zapamiętałam!
Oczywiście problem z wieloma boxami jest taki, że sam pomysł jest fajny, ale ryzyko, że znajdziemy w nich coś, czego nie lubimy lub nie potzrebujemy, jest spore. Dlatego ja nigdy bym nie zamówiła pudełka z kosmetykami, ani pudełka z jedzeniem. Jestem wybredną bestią, która woli sama iść na zakupy.
uuuu
Otóż w takim razie czy taki biznes ma sens? Albo kiedy ma sens?
Na pierwszy rzut oka, patrząc na przykłady, które już są na rynku i wnikliwie je analizując, można dojść do wniosku, że to średnio opłacalna sprawa.
- Większość firm chwali się, że wartość zawartości pudełka przewyższa jego cenę. W takim razie, biorąc pod uwagę koszty wysyłki, pudełka, reklamy, pakowania itd., nawet zakładając, że firma dostała produkty po bardzo atrakcyjnych cenach, wychodzi nam, że zysk z jednego pudełka musi być bardzo mały
- W takim razie firmy te muszą walczyć o ilość, aby zarobić. A walka o ilość to stres, adrenalina, kortyzol, pazury, Google AdWords, remarketing, łzy i pot. Dużo potu. I przy pakowaniu się trzeba napocić.
- Podobno (nie wiem, bo nikt z moich znajomych nie rozsyła pudełek i nie miałam kogo podpytać) zarabia się dopiero po jakimś mitycznym czasie, kiedy zbudowało się markę i uderza się do producentów dając im ofertę pt „zapłaćcie za opcję wrzucenia do mojego kultowego pudełka swoich próbek, bo trafią do naprawdę wyjątkowych klientów”. I na tym się zarabia.
Ale czyż taki mityczny czas nie oznacza, że przez rok budujemy markę, a po roku bawimy się w akwizytora, który rozsyła oferty? A co jemy przez ten rok? Zupki chińskie? I z czego ZUS płacimy? No chyba, że mamy „męża programistę”. To taki skrót myślowy z tym mężem programistą. Chodzi o stały dochód zewnętrzny, niezależny od pracy. Np. własna kamienica. Mieszkanie po babci na ul. Wiejskiej, 100 m2. I tak dalej. Ale ponieważ piszę ten post z myślą o osobach, które tego wszystkiego NIE MAJĄ, zostawmy te pomysły.
Idziemy dalej.
Wrogiem powodzenia w biznesie są „wydajemisizmy”. Wydaje mi się, że to się nie opłaca, mówimy i wracamy do leżenia na kanapie. Natomiast magicznym eliksirem są weryfikacje i testy. Zatem chwytam pierwsze narzędzie testujące i badam temat. Załóżmy, że chciałabym zarabiać na moim biznesie średnią krajową.
Są takie osoby, między innymi blogerka Pepsi Eliot, która mnie wyśmiewa, że propaguję “ideę zarabiania na własnym biznesie średniej krajowej”. Biznes to jest jej zdaniem dopiero, jak jest szansa na więcej zer, jak jest skalowalność, jak się zarabia tyle prezes PZU, a tak to nie jest biznes, ani nawet biznesik, to jest „samozatrudnienie”, to jest jej zdaniem hańba i wstyd.
Otóż ja mam zupełnie inną perspektywę, bardziej przyziemną i skontaktowaną z realiami, mimo iż w swoim artykule Pepsi porównuje Latającą Szkołę do UFO ;), otóż wiem, że dla wielu kobiet średnia krajowa, czyli 3 tys na rękę + poczucie, że to co się robi ma sens + brak szefa + samodzielność + elastyczny czas pracy + satysfakcja z dojścia do wszystkiego własnymi siłami to JEST BARDZO DUŻO.
Dlatego będę się trzymać średniej krajowej. Bo wiele biznesów nie może wyjść ze “strefy wacikowej”, a miało być tak pięknie… Stres, frustra, ciśnienie, teściowa dogryza przy byle okazji, “mąż nie programista” pyta „a może jednak wolałabyś wrócić do pracy” i gula w brzuchu rośnie.
Dlatego stworzyłam kalkulator i zachęcam do obliczeń (link)
Zatem chałupnicze obliczenia są takie:
Jeżeli prowadzę działalność gospodarczą od niedawna i płacę tzw. „preferencyjny ZUS” i chcę zarabiać 2800 złotych miesięcznie „na rękę”, to jest to możliwe, jeśli
– na jednej paczce mój zysk (cena minus koszty) będzie wynosił 20 zł i 150 osób zamówi paczki plus jeszcze znajdę pięciu reklamodawców, którzy zapłacą za możliwość wrzucenia próbki po 200 zł
– na jednej paczce zysk mój wyniesie 6 złotych (cena minus koszty) i 500 osób zamówi paczki plus jeszcze znajdę pięciu reklamodawców, którzy zapłacą za możliwość wrzucenia próbki po 200 zł
– olewam reklamodawców, jeśli mój zysk na paczce wyniesie 8 złotych, a paczkę zamówi 500 osób, to będzie ok!
Oczywiście jeśli zysk z jednej paczki wyniesie 20 zł, a 300 osób ją zamówi, to nawet płacąc „normalny ZUS”, zarobię 4000 złotych na rękę.
Albo jeśli zysk wyniesie z jednej paczki 8 zł, a zamówi ją 800 osób…
Obliczenia te zakładają, że pakuję paczki sama, nie zatrudniam dwóch pracowników do pakowania, mam minimalne koszty związane z reklamą, księgowością i promocją.
Ja intuicyjnie poszłabym w kierunku niekonwencjonalnym – czyli wyższa marża, niższy nakład.
To się może wydawać złym pomysłem, a ja czuję, że jest bardzo dobrym. O ile potrafimy wytworzyć wartość dodaną za którą ktoś jest w stanie zapłacić 10 czy 20 złotych. Ba, nawet nie będzie myślał o tym, że dopłaca.
Dzisiaj kupiłam sobie złote tatuaże na lato. Zapłaciłam za nie 20 złotych. Można by powiedzieć – „ejże, odrobina farby, folia, ZA TO płacić 20 złotych?”
Ale czy ktokolwiek tak myśli?
Być może Wacław, partner mojej Mamy. Nie wiem, nie pytałam go. Nikt inny tak nie myśli. Ktoś może uznać, że nie podobają mu się złote tatuaże, ktoś inny, że ich nie potrzebuje, jeszcze ktoś inny uzna, że to dla niego drogo. Ale nikt nie będzie przeliczał ich wartości na wartość farby, z której zostały zrobione.
A z boxami, właśnie trochę tak jest. Jeśli są konwencjonalne. Nawet jeśli są niszowe i lubimy daną niszę (np. eko jedzenie od lokalnych producentów), to siłą rzeczy myślimy czy wartość produktów, które znajdują się w pudełku nie jest przypadkiem dużo niższa niż cena boxa.
Jako „autor pudełka” jesteśmy zatem w potrzasku. Sam wybór produktów, dobranie ich i opakowanie to w oczach wielu klientów za mała „wartość dodana”.
Co jest zatem prawdziwą wartością dodaną? Co sprawia, że odrobina złotej farby na folii staje się magiczna?
Inwencja. Albo historia. Albo osoba, która za tym stoi.
Zaraz przyjdę do konkretnych przykładów. Ale uwaga – będą subiektywne bardzo.
Ja osobiście kupiłabym box, którego zawartości nie da się po prostu kupić w sklepie. Którego nie „zrobię sobie sama”.
Gdyby Blimsien, blogerka, ruszyła z produkcją boxów, to ja bym ja zamawiała. Blimsien pisze czasem o girl power, czasem o pielęgnacji i zdrowym odżywianiu, czasem o jodze, czasem o miejskim stylu życia. Dzięki niej dowiedziałam się jak oczyszczać twarz za pomocą sody, że warto mieć wszystkie czarne skarpetki, bo łatwiej je dobierać w pary i że można samemu ukręcić serum do twarzy. Najważniejsze jest jednak to, że Blimsien pisze tak, że chce się czytać. Pisze tak, że kupowałabym w ciemno jej boxy, gdyby zawierały listy i opowiadania, napisane specjalnie tylko dla boxowiczów. I gdyby raz w boxie były trzy pary chińskich skarpetek z bambusa, a raz zestaw do ucierania serum, a raz girl powerowe naklejki, to by było ok. Nawet gdyby od czasu do czasu trafiło się coś nietrafionego.
Tak samo, gdyby można było zamówić box Jadłonomii. Co z tego, że jest tysiące blogów kulinarnych. Gdyby Marta Dymek przysyłała raz kawę z topinamburu, raz płatki drożdżowe do zrobienia parmezanu wegańskiego, okraszone swoimi opowieściami, myślę, że byliby chętni.
Gdyby Danielle Laporte robiła boxy, zamawiałabym je nawet z Kanady. Gdyby w środku były jej kartki, świece sojowe, tatuaże „sacred geometry”, notesy, myśli, opowiadania… Albo Kasia Urban Rybska – Hafciarka Minimalistka, box z czymś do wyhaftowania i koniecznie jakimś nagraniem audio Kasi z kojącą opowieścią o tym co u niej słychać. Allbo Misiura, czyli Agnieszka Prucia… Albo Aromaty Toskanii…
Albo Maria Kula z Perypetii, która uczy kreatywnego pisania. Boxy – inspiracje. Pisz jak Hemingway – w boxie oprócz przyborów i inspiracji, mała butelka whiskey. Pisz jak Keruac – w środku … papier toaletowy. Legenda mówi, że „On the Road” powstało częściowo na rolece papieru… Ok, wiem, że te pomysły są coraz bardziej odjechane i przeciętny Kowalski by ich nie kupił.
Ale zignoruj Kowalskiego. Kowalski lubi kiełbasę. Podobno był box subskrypcyjny z kiełbasą i padł. Nie potrzebujesz Kowalskiego, potrzebujesz stu, dwustu, trzystu freaków, dla których TY albo TWÓJ POMYSŁ są wartością dodaną.
Oto moja Lista pomysłów na odjechane pudełka.
Pierwsze trzy uważam za hity i będę bardzo szczęśliwa, jak ktoś je wcieli w życie.
1. Pudełko inspiracyjno- motywacyjne dla kobiet prowadzących własne biznesy
Jak by mi się chciało pakować pudełka, sama bym takie zrobiła. Nie mam na to siły jednak.
Zawartość: fajne magnesy z inspirującymi cytatami, broszki, naklejki na laptopa, książka z dziedziny biznesu, piękne przybory biurowe, torby lniane… Oprócz tego reklama i ulotki NAPRAWDĘ FAJNYCH, wyselekcjonowanych firm oferujących usługi dla małych biznesów – copywriting, fotografia, księgowość, projektowanie itp (dodatkowe źródło dochodu)
Przekaz: Go, girl!
Sugerowana cena: 49-99 zł (w zależności od koncepcji i zawartości)
2. Pudełko z pięknym papierem do origami,
instrukcją co z niego można zrobić PLUS uwaga, bo to najważniejsza część – link do opowiadania, które jest nagrane profesjonalnie jako audio i dostępne on-line, ale tylko jak się wpisze kod z kartonika, który jest w pudełku. Opowiadanie jest o małpach, jeśli robimy małpy. Albo o gwiazdach, jak gwiazdy. Słucha się go z dzieckiem, dziećmi, w trakcie składania tych postaci. Opowiadanie musi być bardzo wciągające.
Sugerowana cena: 19-59 zł (w zależności od tego jak boska będzie cała otoczka) – jak widać, jest to pomysł, w którym można zrealizować zamysł – wyższa marża, niższy nakład… No i pudełka z papierem nie są ciężkie jak pudełka ze słoikami z konfiturami od polskich producentów…
3. Pudełko Kobiecej Mocy
Rozwojowe – do pracy z archetypami i własną kobiecą naturą. A w nim zawsze inny archetyp przewodni, można iść kluczem boginicznym, albo innym, w każdym razie zamawiam pudełko a tam wątek Artemida (siostrzeństwo, aktywność, odwaga), albo Afrodyta (piękno, seksualność, pożądanie), albo Boska Matka, albo Czarownica, La Loba z książki „Biegnąca z Wilkami”, albo… możliwości jest sporo. Zamawiam przez rok i kompletuję 12 archetypów, w każdym miesiącu przyglądam się danemu archetypowi. W środku mam karty, ćwiczenia, przedmioty mocy. To nie muszą być od razu złote bransolety, wystarczy olejek z drzewa różanego. Albo prawdziwa gąbka z okolic, w których Wenus wyłoniła się z morskiej piany.
Sugerowana cena: 69-99 zł (w zależności od koncepcji i zawartości)
A tutaj jeszcze kilka innych pomysłów na pudełka, to są pomysły lepsze i gorsze, freestyle a la dutkowska. Wiadomo, że można zrobić joga box, dog box, chocolate box, box z kawą i herbatą albo suplementami diety, albo przyprawami. Ale ja bym się trochę bardziej postarała:
– Pudełko zielarskie. Zioła i historie o nich. Wolałabym gdyby jakaś znajoma czarownica jest rozsyłała, a nie Herbapol po prostu…
– Kiełki i zioła. To samo, ale dla fanów kiełkowania, do których należę. Przepisy mile widziane.
– World Music Box – ja bym chciała odkrywać artystów „ze świata” co miesiąc, kocham tzw. „World Music”, mimo iż nie lubię tego określenia i mimo iż nie wiem jak technicznie taki box ogarnąć, bo cena płyty CD w relacji do tego, że na Youtubie i Mixcloudzie mam cały świat u stóp burzy konwencjonalne rozwiązania (czyli płyta CD co miesiąc)
– Pudełko aromaterapeutyczne (olejki, świece sojowe, przepisy)
– Pudełko z wacikami 😉 Otóż są rzeczy, które i tak się kupuje co miesiąc. Ja kocham różne myjki, gąbki, waciki, szczoteczki i taki zestaw „na miesiąc” do zużycia i wyrzucenia po miesiącu, byłby interesujący
– Papierniczy orgazm. Są ludzie, którzy wchodząc do sklepów papierniczych, oglądając gumeczki, kredeczki, pisaczki, notesiki – ale wiecie – takie wyjątkowo ładne – doznają wielkiej ekstazy. I tacy ludzie mogliby chcieć folgować tej pasji przez zamawianie boxów
– Box z kryształami. Brałabym. Minerały i kryształy, szczególnie nieoszlifowane, to moja słabość
– Box z czymś, co trudno dostać w Polsce. Np. koreańskie i japońskie kosmetyki.
Ok, na koniec dwa pomysły, które uważam za wybitnie dobre – tzn. ja bym je chętnie zamówiła.
– Box z miesięcznym zestawem ekologicznych półśrodków czystości do wykorzystania w domu (zamawiając zaznaczamy jak duży mamy dom) – półśrodków, bo samemu je rozrabiamy – głównie byłaby to soda oczyszczona, ocet i olejki eteryczne. ALE. Cały bajer polega na tym, że oprócz półśrodków, które kupić możemy w warzywniaku na osiedlu, dostajemy inspiracje i pewien „plan porządków”. Ja jako osoba, która w ostatnich miesiącach z osoby, która miała takie motto
stała się wielką fanką porządkowania, wiem, że inspiracje i rytuały, w stylu czytanie książek Dominique Loreau są potrzebne i bardzo pomocne.
– Box dla dziewczynek, które właśnie dostały pierwszą miesiączkę. Zamawia się go przez rok. W każdym opakowaniu są podpaski albo mini tampony plus trochę wiedzy o biologii i fizjologii plus CAŁA MASA girl powerowego przekazu. Takie super wzmocnienie dla młodych dziewczyn, idące w kierunku „kochaj swoje ciało”, „run like a girl”, „dbaj o siebie”, „jesteś piękna”. Bransoletki, naklejki, dziewczyńskie gadżety. Nie musisz całować się ze wszystkimi chłopakami i się malować – bo taki przekaz ja otrzymywałam z czasopisma Dziewczyna jak miałam 12, 13 lat.
To znaczy tego ostatniego boxa bym już sobie nie zamówiła. Ale znajomej dziewczynce bym go zamówiła z wielką chęcią.
ZALECANE LEKTURY I LINKI:
SubClub – polski portal dla biznesów subskrypcyjnych
Forbes. Pierwszy milion. Wywiad z twórcami Cud Miód Box.
Wiesz, nigdy o tym nie myślałam, ale po przeczytaniu Twojego artykułu aż chce się przygotować takie boxy! Tylko nad liczbą odbiorców musiałabym jeszcze popracowac 😉 Ale podobnie jak Ty, w ciemno brałabym box od Jadłonomii.
Super pomysł, zamówiłabym Pudełko Kobiecej Mocy. Mogłabym znaleźć w nim opowiadania, dobre rady. Jeżeli chodzi o pisanie to Maria Kula mogłaby przesłać mi odrobinę swojego talentu i wiedzy. Mam jeszcze kogoś kogo pudełko z ziołami postawiło by nie jednego na nogi. Zielarskie Pudełko od Shu to byłoby coś. Shu to moja przyjaciółka i to byłby biznes w sam raz dla niej. Mama trzech uroczych maluchów, która jest utalentowaną zielarką, czarodziejką.
Pozdrawiam Halina
😉
Bardzo mnie zainspirowałaś! To niesamowicie proste i genialne! Prowadzę bloga rozwojowego, pisze książki i kursy, a takie box rozwojowy- super mocy jest mega fajnym dodatkiem do tego wszystkiego. Czy wykorzystanie pomysłu, który przedstawiasz w tym poście będzie plagiatem? Chętnie wprowadziłabym do swojego internetowego sklepu takie boxy 🙂
Proszę bardzo! Po to napisałam ten post! Żeby ktoś takie boxy zrobił! 🙂
To ja zamawiam pudełko numer 1 i papierowy orgazm 🙂
Agata, pozostając w duchu “Drogi Artysty”, myślę o jednym słowie: synchroniczność 🙂 bo właśnie zainwestowałam w pudełka, które fajnie opakowują moje przesyłki 🙂 Ale pomyślę nad kolejnym krokiem! Dzięki za inspirację i moją obecność w tak doborowym towarzystwie 🙂
Wyguglałam tę kretynkę Pepsi eliot. Agatko, ona Ci do pięt nie dorasta. Ty uszczęśliwiasz kobiety i motywujesz je do działania, podczas gdy ona jedzie na wylewaniu ludziom wiader zimnej wody na głowę. Tak naprawdę idzie na łatwiznę, bo w naszym kraju łatwiej trafić z przekazem negatywnym, niż pozytywnym. I nie daje od siebie kompletnie nic. A po przeczytaniu Twojego artykułu człowiek wstaje z kanapy i idzie zarobić tyle forsy, ile Pepsi eliot nie widziała na oczy.
Choć biznes pudełkowy nie jest dla mnie, bardzo przemawia do mnie wizja “wartości dodanej”. Oj, będzie pomysł…
No Pepsi jest faktycznie spod innego znaku zodiaku niż ja ;), ale trzeba jej przyznać, że jest zabawna i błyskotliwa czasami. Daje z siebie sporo – w swoim głównym temacie, czyli suplementacji. Nie chciałam w tym artykule w złym świetle przedstawić Pepsi, tylko naświetlić radykalną różnicę w podejściu do własnego biznesu jaką mamy 🙂 A może ona w sumie wcale nie jest aż tak radykalna? 🙂
Moja brzydka opinia o Pepsi eliot wywodzi się z tego, co przeczytałam na jej blogu. A nic nie daje od siebie w sensie biznesowym. O tym, że “zasuwanie na swoim to ciężka robota, a na etacie nie trzeba myśleć” każdy wie. “Ogarnij się i zastanów, czy podołasz” mogę usłyszeć od każdego, nawet od zrzędliwej sąsiadki z dołu, która całe dnie spędza rozmawiając ze swoim psem. A to, co Ty mówisz o biznesie, jest pożyteczne, motywujące, konkretne i cenne.
Pracowałam na etacie nieraz. Do średniej krajowej nie dobiłam w żadnej pracy. Mieć takie pieniądze bez szefa? Bezcenne.
Strona pepsi eliot to mieszanina tłumaczonych plagiatów ze szkodliwymi tekstami altmedycznymi (oklaski za stwierdzenie, że wirusy nie istnieją), sowicie podlana linkami do jej sklepu, w którym można kupić panacea na całe zło tego świata.
Pomysł, fajny, jeśli ktoś ma zbędne fundusze, lub ma dobrze rozbudowaną bazę mailingową oraz zajmuje się multi level marketingiem. Świeżynka, tak jak w każdej branży będzie słabo.
Tak, na pewno fundusze na start się przydadzą – jak w każdym biznesie i baza mailingowa również. Ja osobiście mam alergię na MLM i trzymam się z daleka od takch rozwiązań. Twórcy Cud Miód Box w wywiadzie dla Forbesa opowiadają, że w pierwszym miesiącu mieli 70, a w drugim 270 zamówień. To pozwala mniemać, że dobry pomysł jest się w stanie szybko rozprzestrzenić 🙂
Ale super! Na następny rok wpisuję w biznes plan seksowny box od Karo!
Już jest seksowny box 🙂 Pleasure Box – miałam przyjemność skorzystać, niespodzianka od męża 🙂
Ja bym zamawiała pudełko prezentujące włoczki z różnych regionów świata. Ale pudełko przygotowane w Polsce i obejmujące również moteczki od polskich prządek czy farbiarek. Powiedzmy – male moteczki, z których na koniec roku da się zrobić parę wspaniałych kolorowych rękawic dla kochanej osoby. Jest jakiś tam “yarnbox” gdzieś na świecie, ale naprawdę wolałabym nasz, rodzimy 🙂
Świetny ten post i też najlepiej już dziś bym zrobiła jeden z nich. Sama żadnego jeszcze nie zamawiałam, bo rzadko który da się zamówić do Londynu o ile w ogóle.
Pozdrawiam Cię i dzięki za zainspirowanie.
W dziedzinie scrapbookingu, w której mam przyjemność działać funkcjonuje tzw. exploding box. Jest to małe pudełko ręcznie wykonane, pięknie ozdobione i oczywiście spersonalizowane. Osoba obdarowana otwiera taki box i w środku na każdej ściance widzi życzenia oraz piękne zdobienia adekwatne do okazji!. Super pomysł, zamiast kartki czy prezentu.
Co do wymienionych pomysłów, fajny wydaje się być box dla dojrzewających dziewczynek. Sama mam dwie, małe jeszcze dziewczynki ale już zastawiam się jak dobrze wprowadzić je w świat dorosłych. Żałuję że nie było takich boxów kiedy ja miałam lat naście…
Podoba mi się także pomysł z boxem motywacyjnym. Każdego kiedyś dopada gorszy dzień i wtedy gadżet z boxu “DO IT GIRL” może pomożę;-)
Pozdrawiam!
Hmmm, Pudełko Kobiecej Mocy – no problem 🙂 Myślę, że wykorzystam ten pomysł, nie koniecznie stricte w formie pudełka, już mi zaświtało w głowie jak… To będzie jeszcze lepsze niż pudełko 🙂 Dzięki! Jak zrealizuję, to się odezwę 😉
Ty piszesz, my czytamy, a tu się tworzy obok nas 🙂 http://www.skillsbox.pl/
Oh, brałabym co drugie pudełko:) I cieszę się, że nie tylko ja przeżywam papierowy orgazm! Agata,,,, ociekasz inspiracją! 🙂 Mam Przyjaciółkę, która gdy spodoba się jej jakaś książka kupuje kilka jej egzemplarzy innym. Przyszło mi więc do głowy pudełko “Książka, która może zmienić Twoje życie”. Wpisujesz kilka tagów, co cię interesuje/kwapi/pociąga i jakiś mądry algorytm (akurat mam męża programistę:) albo po prostu człowiek losuje książkę dla Ciebie!
No a ja właśnie taki pomysł od dłuższego czasu i to dośc przemyslany jesli chodzi o koncept boxa tylko ciężko mi ruszyć z tym i wziąć się za porządną organizację. No i fundusze na start to tez lekka bariera chociaż pewnie to dałoby się jakoś obejść przy modelu subskrypcyjnym. Ja z Krakowa też jestem, można Was gdzieś dorwać na kawę i pogadać inspracyjnie?:)
cześć Agnieszko, właśnie ruszamy z koleżanką z boxem subskrypcyjnym, jestem z Krakowa i chętnie spotkam sie na kawie – wymienimy trochę doświadczeń 🙂
odezwij się: katarzyna.burian@gmail.com
Przeczytałam do samiuśkiego Z. I jestem zachwycona, jak zmieniło się moje myślenie wraz z Twoim pisaniem. Faktycznie, to jest coś, za czym poszliby i moi Czytelnicy. Skąd to wiem? Bo ich znam. Co tydzień od ponad roku wysyłam im mój Newsletter Bardzo Osobisty i to budowanie więzi faktycznie działa. Mam mnóstwo przykładów ciekawych rzeczy, które mogłabym zaplanować do takiego boxa. Zostawiam to sobie na czas, gdy się kiedyś zdecyduję na DG, póki co, pozostaję zainspirowana 🙂
Mam tylko jedno pytanie, czy taki box zmienia swoją zawartość co jakiś czas czy pozostaje jeden niezmienny i głównie dla nowych użytkowników. Czy po prostu zakłada się sklep i są różne opcje, dla początkujących, dla tych, co chcą dostawać regularnie itp. Rozumiem, że kupuje się w ciemno i nie wiadomo, co jest środku, tym samym, ja nigdzie tego nie opisuję, tak?
ps. Nawiasem, fantastycznego wywiadu udzieliłaś Michałowi Szafrańskiemu!
Cześć, mam do was pytanie odnośnie depilacji. Razem z koleżanką próbujemy stworzyć firme, która zajmowała by się dostarczaniem wysokiej klasy maszynek do golenia jakość porównywalna z Gillette Venus ( 3 ostrza wzbogacone o dwa paski, które nawilżają i łagodzą podrażnienia powstałe podczas golenia) w formie subskrypcji. Bez tak zwanego pink tax-u. Początkowy zestaw maszynka plus 2 ostrza w cenie 29 zl a natępnie co miesiac lub 6-8 tyg dostarczane 4 nowe ostrza najwyższej klasy w cenie 29zł. Wszystko to w ładnym opakowaniu proste do waszego domu. Myślicie, że takie rozwiązanie ma sens? Któraś z was skorzystała z takiej formy subskrypcji? Jeżeli nie co jest czynnikiem, który wstrzymywał by was od zakupu. Bardzo dziękuje za wasze opinie i spostrzeżenia.
Bardzo chętnie zamieścimy pomysł na naszej stronie