Ten list to odpowiedź na konkretny mail, który otrzymałam, a który zaczynał się od słów “jestem w czarnej dziurze zawodowej i życiowej”. Autorka uważa, że mogę jej jakoś pomóc i “prosi o pomoc”. Bardzo ogólnie. Nie chce skorzystać z czegoś, co oferuje Szkoła, tylko ma nadzieję, że ja osobiście mam w zanadrzu jakieś rozwiązanie dla niej. Dostaję trochę takich maili. Zazwyczaj nie wiem, co odpisać, lekko przytłoczona pokładanym we mnie zaufaniem. Ale próbuję. Zaczęłam na niego odpowiadać, a w pewnym momencie pomyślałam, że jest to rodzaj listu na który można odpowiedzieć bardziej uniwersalnie. I – na wypadek, kiedy ktoś zapyta ponownie, podobnie, … podesłać mu link. To taki miks empatii i dbania o samą siebie i mój czas. Pisałam ten list też z myślą o sobie samej, lądującej od czasu do czasu w czarnej … dziurze. Nikt z nas nie unosi się permanentnie 10 cm centymentrów ponad chodnikami…
Droga …………
Tak, wiem tu powinno być TWOJE imię. Napisałaś jednak coś, co z jednej strony dotyka Ciebie, w Twojej niepowtarzalności i wyjątkowości, a z drugiej strony – wiedz – nie jesteś sama. Nie Ty jedyna piszesz list z prośbą o pomoc. Nie Ty jedyna siedzisz w dziurze.
Nie znamy się.
Napisałaś mi o sobie więcej lub mniej. Czytam i pierwsza rzecz jaką czuję to Twoja bezradność. Twój mail nią emanuje. A druga rzecz, którą czuję, to moja bezradność.
Mogłabym, aby sobie z tą bezradnością jakoś poradzić, odgrodzić się murem i powiedzieć kulturalnie: zapraszam do skorzystania z którejś z opcji, które oferuje Szkoła i hej, nie są one tylko płatne. Sporo pomysłów i inspiracji znajdziesz na stronie www. Ale czy rozumiesz (pytam w podtekście), że nie jestem Polskim Czerwonym Krzyżem? Że to, co robię to jest moja praca?
Szukasz pomocy i prosisz o nią. To często akt odwagi. Ale o co tak naprawdę prosisz?
Zastanawiam się, czego tak naprawdę ode mnie oczekujesz. Że rzucę wszystko i wyciągnę ku Tobie most świetlny błyszczący różnymi kolorami tęczy? Że napiszę w mailu jedną radę, która zmieni Twoje całe życie? Na przykład „………….. kochana, też byłam w podobnej sytuacji. Okazało się, że najlepszym sposobem na wyjście z czarnej dziury jest modlitwa do św. Rity, patronki od spraw beznadziejnych. Jedyny warunek jest taki, że trzeba ją odmówić 333 razy. Wtedy na pewno zadziała. Powodzenia!”
To będzie sprowadzenie na ziemię, co lepsze może niż siedzenie w dziurze, ale nie o to ci chodzi, prawda?
Dobrze ……….., zatem postaram Ci się napisać coś od serca. Coś innego.
Przychodzimy na świat nieproszeni, oddychamy sobie, żyjemy i często budzimy się w czarnej dziurze i z ręką w nocniku. Z perspektywy dziury można czuć się podle i myśleć, że wszyscy wkoło mają lepiej. Ale to fałsz. Życie jest pełne cierpienia. Pełne niezasłużonego bólu. Jednego dnia ktoś cię kocha, drugiego rani, odrzuca, obrzuca Cię błotem. Odbierasz wyniki, otwierasz maila, przecinasz kopertę… i potwierdzają się najgorsze obawy. Tracisz pracę, tracisz przyjaciół, tracisz poczucie sensu. Ktoś, kogo kochasz, ginie w wypadku. Rodzisz się w okolicach Detroit, a Twoja matka zamiast grzać w piecu, grzeje koks. Rodzisz się w 1938 roku w mieście Oświęcim i masz na imię Leon Grunfeld i nim nauczysz się czytać, lądujesz w gettcie w Sosnowcu. Rodzisz się z zespołem wrodzonej ośrodkowej hipowentylacji, zwanej potocznie klątwą Ondyny.
Albo żyjesz sobie spokojnie i pracujesz, kiedy nagle w samo południe zostajesz aresztowana i wywieziona bydlęcym wagonem w kierunku łagrów Kołymy.
Wiele osób uważa, że jest coś nieeleganckiego w przytaczaniu historii, tej przez H duże i tych przez h małe. Że siedząc w dziurze, nie chcemy usłyszeć – “pomyśl o głodujących dzieciach w Afryce”. Będąc w czarnej dupie mamy w dupie czarne dzieci. To fakt. Roland Barthes porównał kiedyś sytuację odrzuconego kochanka/ki do sytuacji więźnia w Dachau*. Cierpienie – przeżywane w “tu i teraz”, każde jest największe i nie ma tutaj miejsca na hierarchię i porównania. Ale czy jest coś nieeleganckiego w tym, że poznając i pamiętając historie naszych bliźnich nabieramy pewnego dystansu do naszego krzyczącego, spragnionego uwagi „ja”?
Ale ponieważ się nie znamy, nie mogę przyjść do Ciebie, złapać Cię za rękę i powiedzieć – “hej, musi Ci być ciężko. Nie wiem co czujesz, ale znam to miejsce, ten dół. Też byłam – w swoim dole”.
Animacja o empatii do wykładu Brene Brown
Mogę powiedzieć Ci tylko, że najciemniej jest przed świtem. Że dopóki żyjesz, masz płuca, skórę, nerki, nic nie jest przesądzone. Ten świat to podłe miejsce, ale też piękne miejsce. Codziennie orły zataczają szerokie koła nad koronami drzew. Słońce wschodzi czerwonym łukiem nad łąką. Jest cała masa cudów na wyciągnięcie ręki. Już sama nasza ręka jest cudem. I niepowtarzalne na niej linie papilarne.
Nie wierz we wróżki, ani w to, jak śpiewał Bob Marley, że “great God will com from sky, take away everything and make everybody feel high”. Włącz sobie jego piosenkę „Get up, stand up”. Włącz wszystkie piosenki, które mogą Ci pomóc. Nie wyciągaj błagalnie ręki do obcych, bo masz w sobie tą samą moc której szukasz na zewnątrz. W Twoich żyłach krąży krew, w której są pierwiastki, które powstały przy wybuchu gwiazd. Z ewolucyjnego punktu widzenia, jesteś sukcesem.
Weź głęboki wdech i wydech. I zrób to, co domaga się zrobienia.
Ty wiesz najlepiej, co to jest.
Niech Moc będzie z Tobą!
Pozdrawiam,
Agata
..
Wspaniały post <3. biorę sobie z niego dużo i z listy rzeczy do zrobienia gdyby wszystko mogło się udać, też <3
Lubię to.
Jeszcze wczoraj wydawało mi się, że też jestem w czarnej dupie. Ale… sama siebie kopnęłam w dupę.
Dzięki!
Jeszcze wczoraj wydawało mi się, że też jestem w czarnej dupie. Ale… sama siebie kopnęłam w dupę.
Dzięki!
Słusznie zrobiła kobieta pisząc do Ciebie swoje wołanie o pomoc (że ocenię 🙂 Zawołała do Wszechświata, a On jej odpowiedział. Dostała wsparcie prawdziwe, szczere, od serca i pełne empatii. A ja zrozumiałam, dlaczego spotkałam Cię na swojej drodze.
Ze wszystkich dotychczasowych Twoich wpisów, ten poruszył mnie najbardziej. Dlaczego? Bo czułam się tak, jakbym czytała swój własny list. To moje słowa, wypowiedziane Twoją dłonią.
Z czarnej dziury, czy też wiraży, zakrętów, wychodziłam miotając się bezradnie, wołając, żebrając o pomoc, której … nikt nie był w stanie mi udzielić. Poczułam, jak bardzo jestem samotna, jak bezradna i niezrozumiana i wtedy… przyszedł spokój. Nie było już nic, nikogo. Tylko (aż) ja i tylko (aż) Wszechświat. Jestem jego odzwierciedleniem. Jestem doskonała i odkrywam tą doskonałość w sobie. Tylko ja potrafię sobie pomóc i Wszechświat, który jest we mnie. I choć to paradoks, to w swojej samotności nie czuję się samotna, tylko … szczęśliwa. To stan, który zależy tylko ode mnie, nie od innych, czy okoliczności życiowych. I choć nie “unoszę się codziennie 10 cm nad chodnikiem”, to idę przez życie, czasami stoję, leżę, czołgam się, krzyczę, płaczę, śmieję się i inne takie. Czy to znaczy, że nie potrzebuję ludzi? Potrzebuję, tak jak i oni. Uśmiech, usłyszenie, uścisk dłoni, przytulenie, zabawa, wspólny płacz czy działanie. Jesteśmy sobie potrzebni. I dlatego dziękuję Agata za Twój list z głebi duszy. Dałaś to, co masz najpiękniejszego. Dałaś siebie. Pozdrawiam każdą, która siedzi w czarnej dziurze lub kiedyś w niej była. Czyli pozdrawiam każdą z Was 🙂
Też “przed chwilą” byłam w bardzo czarnej dziurze…
Nie miałam do kogo zwrócić się o pomoc, miałam tylko siebie.
Pewnego dnia doznałam oświecenia: mam w sobie wszystko, czego potrzebuję, aby kierować swoim życiem i szczęściem.
Sama znalazłam sposób, dzięki któremu wychodzę na prostą. Nie dzieje się to z dnia na dzień, ale od dwóch miesięcy jest coraz lepiej.
Co mogę poradzić osobom w podobnej sytuacji?
Wszystkie pytania i odpowiedzi macie w sobie. Naprawdę! Pozwólcie tylko dojść im do głosu, nie tłamście tej wewnętrznej mocy. Słuchajcie uważnie. Żyjcie uważnie. W pierwszej kolejności słuchajcie siebie, potem patrzcie, co mówi Wam świat. I ZAWSZE podejmujcie decyzje, kierując się swoim dobrem.
Nie namawiam do krzywdzenia innych, nie o to chodzi. Można wybierać własne dobro, nie krzywdząc innych, czasem trzeba poszukać sposobu.
I tak, jak napisała Agata, mieć świadomość, że życie składa się z radości i cierpienia. Wszystko jednak zależy od naszych decyzji tu i teraz.
Witam,
wspaniały list. Też byłam w czarnej dziurze. I u mnie też szukano pomocy.
Wiem jedno każda z nas jest na tyle indywidualna, że nie można tego samego rozwiązania zastosować do wszystkich problemów. I to jest cudowne. Ale na szczęście można podpatrywać (pisałaś już o tym) i zmieniać według własnych potrzeb. A modlitwy do świętej Rity?! Czemu nie?! Medytacje są również ważne. Tylko potem trzeba ruszyć tyłek i choćby zacząć od posprzątania szafy, w której pełno jest dawno nieużywanych rzeczy a które nam w jakiś sposób ciążą.
Pozdrawiam
i dziękuję bardzo za pocztę pantoflową.
Katarzyna
P.S. Nie, nie jest niegodziwością porównywać sytuację więźnia z Dachau z osobą cierpiącą z innego powodu. To nie to samo a jednak to ból i cierpienie.
dobry tekst! inspirujący, pokrzepiający i po ludzku mądry! gratuluję!
Świetnie napisane, mocne, uwielbiam linki!
Cudowny wpis!
Przepiękne. Mądre. W punkt…
Dziękuję.
Ten artykuł dobrze pasuje do okresu kampanii wyborczej. Dużo ludzi przyjmuje taką postawę, że jeżeli w ich życiu jest źle, to rząd powinien coś z tym zrobić. Stworzyć miejsca pracy, unieważnić kredyt we frankach, sprawić, że mieszkania stanieją. Oczywiście rząd powinien dobrze rządzić, bo za to im płacą, ale nawet najlepszy rząd wszystkiego nie przewidzi i nie wymyśli rozwiązań na wszystkie problemy.
Czarna dziura jest zawsze PO COŚ. Zawsze ma jakieś ZNACZENIE. Czasem jest wołaniem o pomoc, czasem zwróceniem uwagi na siebie bądź niezaspokojenie jakiejś potrzeby. Czarna dziura jest dobra. Trzeba się z nią zaprzyjaźnić, nauczyć się opiekować siebie w takim trudnym czasie i wyciągać z niego to, co dla nas najważniejsze.
Należę do tych, którzy niosą pomoc. Wiele kobiet przyszło do mnie właśnie będąc w czarnej dziurze. Przyszły, skorzystały z rozmów ze mną i zmienione poszły w świat 🙂 I nawet jeśli potem trafiały czasem do czarnej D, to radziły sobie z tym już zupełnie inaczej, a bezradność trwała krócej.
Dlatego powstało Babskie Tabu. Bo chcę dzielić się doświadczeniem i pomagać kobietom między innymi w takich chwilach. To dlatego piszę posty takie jak TEN (http://babskietabu.pl/zlota-recepta-na-zly-humor-chandre-i-smutek/) czy TEN (http://babskietabu.pl/5-kluczowych-pytan-o-sens-zycia/). Zapraszam do lektury i refleksji! 🙂
Naprawdę – wszyscy tam czasem lądujemy. Nawet Brene Brown po wystąpieniu na TED Houstin tam wpadła. Dla mnie wtedy najważniejszą rzeczą jest stać przy sobie i opiekować się sobą.
Dziękuję bardzo za ten wpis… 🙂
A mnie się nie podobało. Jest w tym wpisie coś pretensjonalnego, co czuję jako sztuczne. I w zasadzie opiera się to na moim odczuwaniu, więc nawet nie pokusze się o konkrety. Powiem tylko – dużo tu zabawy słowem, takiej “pod publiczkę”. Merytorycznie sprawa dość znana i powszechna, ale wpis mało udany, “moja droga” imienniczko ;-). Na szczęście masz też udane. Do przeczytania!
Każdy ma prawo do własnych odczuć. List nie był pisany “pod publiczkę”, tylko z serca. Szkoda, że “nie pokusisz się o konkrety”, imienniczko. Na szczęście ten wpis nie bierze udziału w konkursie na lajki publiki, tylko jest odpowiedzią, która być może dla kogoś będzie inspirująca.
Agatko, kochanie, nie widzę tu niczego pod publiczkę oprócz twego komentarza.
Bam!! Dal kopa ten wpis! Następnym razem, kiedy i ja otrzymam podobną wiadomość (bo również od czasu do czasu ktoś do mnie pisze z takimi problemami), to odeślę go do twego posta. 🙂
Jeden jedyny raz widziałam mojego Dziadka, jak płakał. Ze zmęczenia, bezsilności, upokorzenia. Ale chwilę później słyszałam, jak mówił do ciężko chorej Babci: Staruszka, jeśli my nadzieję stracimy, to co się z nami stanie?
Nie znam głębszej prawdy o odwadze do życia.
Pozdrawiam.
Nie znam Cie, Ago, Twoją strone znam krotko. Ale mysle, ze najwspanialsze w Tobie sa prawda i serce. Widzę jak piszesz, widzę ile z siebie dajesz i wiem, ze to nie jest udawane. Wiem, ze robisz to, bo chcesz. I jeszcze szczesliwsza sie czuje, kiedy widze, ze skupiasz wokol siebie kobiety takie jak Ty. Fajnie jest byc tu, wsrod Was 😉