Latająca Kobieto,
Opowiem Ci dzisiaj historię mojego biznesu. W nieco sentymentalnym stylu, bo będzie o rozpoznawaniu samej siebie w lustrze, momencie „aha” i wzbijaniu się wysoko w powietrze. Będzie o sukcesie w potencji, tym teraz i zaraz, bo swoją działalność ledwie zdążyłam założyć. Dosłownie – wczoraj. Ale po kolei.
Zacznę od dwóch wstydliwych wyznań. Po pierwsze znam się naprawdę dobrze na seksie oraz na filozofii. Po drugie bardzo chcę na posiadanej wiedzy i umiejętnościach zarabiać. Nie jestem pewna, które ze stwierdzeń może budzić większe kontrowersje – przyznanie się do obeznania z ars amandi czy chęć zarabianie na filozoficznej mądrości. Które przyszło mi z większym trudem publicznie sformułować? Chyba jednak to drugie.
Gdy przez dziesięć lat mówiłam „seks”, nieśmiało próbując łączyć go w rozmowach z pomysłem doradztwa, w dziewięciu na dziesięć przypadkach odpowiadała mi niezłośliwa kpina. Padało coś w stylu „ ach, ty szelmo”, były mrugnięcia „ja też uprawiam”, czy pomruki „ale to chyba nie na poważnie, co?” Raz na dziesięć razy ktoś jednak mówił, że to potrzebne, że jakość życia może poprawić, bo przecież wszyscy mamy prócz życia rodzinnego i zawodowego, również to intymne. Wsłuchana byłam w chór dziewięciu głosów.
Z filozofią rzecz się miała chyba nawet gorzej. Propagowałam pomysł przekładania wielkich idei na drobne, codzienne inspiracje. Oczekując, że ktoś mi za pracę zapłaci. Widziałam kręcące z politowaniem głowy, bo kto miałby mieć na to czas, a jeszcze pieniądze. Przenosiłam się wtedy zawsze na sekundę w przeszłość, do chwili, w której ojciec wymachiwał palcem przed moim sześcioletnim nosem – „tylko mi nie filozofuj, panienko!”. I milkłam w pół słowa, w pół projektu, w pół drogi.
Związek z moim biznesem? Musiały minąć lata (konkretnie ze cztery, lecz wyjątkowo długie), bym mogła rozpoznać siebie samą w lustrze. Bez obcych podpowiedzi. Bo „co chcę robić?” to trochę też„kim jestem?” Gdy dorosnę, to będę piratem… – kiedyś ekscytująca zabawa z dziecięcą wyobraźnią, dziś poważna życiowa decyzja, co straciła na lekkości za sprawą zobowiązań. Zagrałam ponownie, odważnie, biorąc przykład z córki. Co chcę robić? Kim jestem? Jestem seks-ekspertką i filozofem. A powtarzając słowa wypowiadane niemal trzy dekady temu – chcę zostać pisarką. Pisać erotyczne książki. Pisać książki filozoficzne. Mój własny moment „aha”.
Odkryłam też, że z frazy „robić coś, co się kocha i na tym zarabiać”, pierwsza część jest tylko pozornie prosta. Bo trzeba dać sobie przyzwolenie. Zacząć. Zorganizować się. Spróbować. Działać. „Robić” to daleko więcej niż „wiedzieć co” i „wiedzieć jak”. To wejść na scenę i zaśpiewać. To otworzyć plik i napisać. To przestać bać się potknięć. To czasem się zmęczyć.
Ja dopiero ostatnio zakneblowałam usta wewnętrznemu krytykowi. A gdy wierzgał i krzyczał, trzymało go kilkanaście kobiet (z wakacyjnego wirtualnego kręgu Latającej Szkoły – dziękuję). Inne wtedy uczyły mnie latać (m.in. tutejsza Agata, Karo{www.aquabal.pl} i Nadia{zoodaki.com}- dziękuję), podrzucając mocno do góry. Radami, bliskością, wsparciem. Aż wyrosły mi moje własne skrzydła.
(Nie)śmiały blog stał się literacką Pracownią Seksu i Erotyki {nieswieta.pl}. Skoncentrowaną wokół filozofii slow sex oraz mocy erotycznej gawędy. To wciąż blog, tyle że odwiedzany i czytany. To wciąż blog, tyle że przez niektórych używany. Bo szczerze wierzę, że opowiadanie rozciąga wyobraźnię, oswaja język, umożliwia komunikację – z sobą, z partnerem, na zakupach i w łóżku. Więc piszę w służbie tej cielesnej miłości. Pomnażam słowami orgazmy.
Ze skrzydłami człowiek gotowy jest do lotu, więc jakoś tak się dzieje, że świat porywa go w powietrze. Dostałam pierwsze oferty: erotycznego ghostwritingu, współpracy. Wybieram, decyduję, precyzuję. Dbam, by spłynęły kolejne propozycje. Założyłam firmę i cieszę się widokami zaraz po starcie. To wszystko teraz tak pięknie wygląda…
Morał. Zaczęłam rozwijać biznes, gdy przestałam się wstydzić. Nie pisania o seksie czy filozoficznych skłonności, ale własnych marzeń i niedoskonałości. Rozwinęłam skrzydła i bardzo się teraz pilnuję, chowając wszystkie ostre słowa i przedmioty, żeby ich sobie przypadkiem nie podciąć.
Gdzie spektakularny sukces? Idealnie funkcjonalna strona w Wordpresie? Milion odsłon i milion zarobionych złotych? Daję sobie czas, ciesząc się chwilą. Slow flight. Slow life. Slow sex. Z lustra uśmiecha się do mnie trzydziestoletnia kobieta, trzylatka ciągnie ją za rękę, bo chce już koniecznie iść do parku. Zaraz pójdą. Zadowolone. Ja jestem zadowolona. Mam wokół ludzi, których kocham. Robię, co kocham. Żyję w miejscu, które kocham. A wszystkie te kwestie, to moje wielkie-małe projekty. Spektakularny sukces uszyty na miarę – moją własną. Podekscytowana czekam, co wydarzy się dalej…
Dziękuję za latanie,
Santi
To piękny i ważny list. Cieszę się, że go dostałam.
Przypomniał mi się wiersz Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, który czytałam będąc zakochaną nastolatką:
Ktoś list dostał. Komuś serce bije.
Idzie czytać pod kwitnące jabłonie.
Czyta. Chwyta się ręką za szyję
i dno traci, i w powietrzu tonie.
Wtedy towarzyszyła mi zachłanność, niecierpliwość w oczekiwaniu na odpowiedź od ukochanego: czy wciąż kocha?, czy tylko mnie?, czy na pewno mocno? I ogromna potrzeba, żeby i jemu o mojej miłości napisać. Listy były o miłości do ukochanego.
Teraz emocje są równie silne, a listy są o miłości do siebie: odważyć się i napisać do Kręgowych Towarzyszek? czy jak napiszę o sobie, moim pomyśle, moich marzeniach to odpiszą? Co odpiszą? Czy uznają, że moje marzenia warto realizować? Czy podzielą się sobą, swoimi doświadczeniami? Czy podadzą pomocną dłoń?
Serce mi bije, biegnę czytać pod owocujące jabłonie… Dzięki tym listom – moim do Was, Waszym do mnie, Waszym o Was – poznaję siebie, formułuję na głos swoje marzenia, mam siłę kneblować krytyka, wzmacniam swoją pozytywną energię i determinację, kreuję, znajduję swoje miejsce w grupie i na świecie. Zaczynam kochać siebie.
Dziękuję Santi. Dziękuję Wam wszystkim.
Droga Santi, swoim skromnym głosem chciałabym wesprzeć grupę, która mówi Ci, „że to potrzebne i że jakość życia jest bardzo ważna” – także w tej newralgicznej dziedzinie! Po liście widzę, że masz dar pisania o przeżyciach wewnętrznych i bardzo jestem ciekawa tego komponentu filozoficznego. Twój blog dodaję do obserwowanych i mocno Ci kibicuję 🙂
Wyjść na scenę i ZAŚPIEWAĆ 🙂
Kochana Santi. Jakie to piękne, uświadomić sobie, że między innymi i na moich oczach wyrosły Ci skrzydła. Uskrzydlona Santi to wysoki, duchowy poziom i całkowicie NOWA JAKOŚĆ. Dla mnie cudowne jest i to, że uskrzydlasz mnie i wszystkie kobiety, które czytają ten list i Twoje bloga. Marzę, żeby tak jak Ty “wejść na scenę i zaśpiewać/ otworzyć plik i napisać/ przestać bać się potknięć”.
Dziękuję Ci. Idę sobie pośpiewać (albo podśpiewywać) zanim wejdę na scenę 🙂
Piękny list! Motywujący, ważny, prawdziwy. Od Twoich słów też rosną skrzydła 🙂 Życzę powodzenia i trzymam kciuki! 😉
Santi, znalazłam Cię!! Też chowam za kołnierzem możliwości jakie daję mi moja wyobraźnia. Zainspirowałaś mnie. Tak dodałaś mi skrzydeł, teraz tylko czas na ich rozwinięcie. Czułam się osamotniona w swojej pasji jaką jest właśnie ten wszechobecny, ale “obnażony”, pozbawiony namiętności, sex. Trzeba go wylukrować, otoczyć tiulem, zrobić nastrój….czyli to co Ty robisz!!! Uprawiasz cudowna kosmatologię – moje ulubione słowo określające chwilę kiedy siadam z lampką wina w ciemnym pokoju i pozwalam swoim słowom przenikać mnie na wskroś. Dziękuję 🙂
Droga Santi, pięknie wyraziłaś to, z czym się sama borykałam!. Uwielbiam metaforę pochowania ostrych przedmiotów, którymi same sobie podcinamy skrzydła, bo chyba same jesteśmy swoimi największymi wrogami i sprzymierzeńcami jednocześnie:) Idę poszukać, co tam jeszcze schowałam ostrego pod ręką! Ściskam ciepło wirtualnie i życzę powodzenia!
Dziękuję Santi za Twoje słowa, dzięki którym i moje skrzydła dostały siły do wzrostu 🙂
Cudowny list, w prostych słowach opowiada o ważnych rzeczach.
Takiej energii było mi dziś trzeba.
Gratuluję pomysłu, dotknęłaś bardzo istotnej sfery życia, odważnie w pięknym stylu….tak trzymać, będę Ci kibicować. Życzę wytrwałości i sukcesów.
Byłabym zapomniała, prowadzę bloga dla kobiet 50+ (piszę również o miłości i spełnianiu marzeń), chciałabym obudzić z letargu Panie w moim przedziale wiekowym i dodać im skrzydeł. Jeszcze jestem na etapie rozkręcania się i zaledwie kilka razy , nieśmiało wypłynęłam na głębsze wody, dotknęłam uczuć, emocji, zwerbalizowałam potrzebę intymności, konieczność walki o siebie i swoje potrzeby….ale serdecznie zapraszam: honorata4u.blogspot.com
dziękuję. z całego serca. za każdy komentarz. 30 dni później chcę napisać, że biznes ma się jak na miesięczniaka znakomicie. a ja czuję, że znalazłam się w domu. duchowo. rozwojowo. emocjonalnie. jestem filozofem seksu i miłości. ero-przewodnikiem. dream big, girl, dream big!