Czasem muszę dać głos części mnie, która od interesów, kreatywnych działań i szkolnolatających spraw woli szminki i złote tatuaże. Ponieważ zakładam, że Ty moja czytelniczko, nie różnisz się ode mnie zasadniczo w tej kwestii, przypuszczam że może Cię interesować co ostatnio ciekawego odkryłam w wielkim świecie kosmetyki i pielęgnacji. Ten artykuł nie jest sponsorowany przez żadnego z wymienonych producentów kosmetyków, piszę co mi się podoba. Jeśli już coś sponsoruje moją pisaninę to jak w Ulicy Sezamkowej, literka V. V jak Venus.
Skincoaching
Pewnie cała Polska już słyszała o dobroczynnych skutkach odwiedzin u skincoacha Bożeny Społowicz, po tym jak Blimsien napisała tekst do Wysokich Obcasów o swojej przygodzie ze skincoachingiem. Nota bene – spełniając przy okazji swoje marzenie wypowiedziane ze sceny podczas Zlotu. Był taki moment, że można było wejść na scenę i powiedzieć na głos przed salą pełną kobiet, o czym się marzy. Blimsien powiedziała “będę pisać teksty do ogólnopolskich magazynów”. I proszę. Red carpet magic spell działa.
Postanowiłam sprawdzić to na własnej – dość wymagającej – skórze. Skóra to moja urodowa pięta achillesowa. A to trochę tak, jak mawiał Woody Allen – “Achilles miał piętę, ja mam całe ciało Achillesa”. Moja skóra jest przede wszystkim atopowa. Szczęśliwcom, którzy nie wiedzą z czym się to je, bardzo zazdroszczę, mimo iż zazdrość to nieładne uczucie.
I tak zjawiłam się w urządzonym z wielkim smakiem małym studio skincoachowym na tyłach Teatru Stu. Mogę powiedzieć, że przeżyłam podobny proces jak ten opisany przez Blimsien – dowiedziałam się, że mio iż wydaje mi się, że sporo o sobie i swojej skórze wiem, to robię trochę błędów, że kosmetyki to tylko czubek góry lodowej (to niby wiedziałam, a podstawą jest dieta i styl życia, ale dostałam podczas wizyty superspersonalizowane rady. I wyleciałam na skrzydłach zainspirowana z zestawem próbek i mydłem made by Bożena. W kształcie motyla! A najlepsze jest to, że to dopiero początek, bo przede mną wdrożenie nowego programu pielęgnacji w życie.
From a Friend
U Bożeny okazało się, że wiele rzeczy robię już dobrze. Na przykład mój codzienny wieczorny rytuał kąpielowy. Jego integralną częścią jest korzystanie ze scrubu marki From a Friend. To ręcznie robiony kosmetyk, tak bogaty w dobroczynne substancje, że to aż szalone. Biorąc pod uwagę wydajność, cenę i w ogóle ludzkie pojęcie. Jest po prostu królewskim kosmetykiem dla królowych. Chcesz się czuć jak królowa? Oto droga. Za każdym razem zanim go nałożę, nabieram go na dłoń i wącham, zaciągam się jego zapachem, narkotyzuję się i rozpływam. A przynajmniej stres, napięcia i lęki, wiórki złości, wszystkie oddzielają się ode mnie jak martwy naskórek i spływają do kanalizacji. Mój faworyt to Róża Herbaciana, która zawiera:
Sól himalajską. Wyciąg olejowy z żurawiny. Masło shea. Olej kokosowy. Wyciąg z hibiskusa i bławatka. Masło kakaowe. Oliwę z oliwek. Olej palmowy. Glicerynę roślinną. Olej z kiełków pszenicy. Wosk ryżowy. Glinkę różową. Ekstrakt z jagód acai. Olejki: geranium, róża, neroli, palmoroza, fragnipani, mandarynka, lawenda, goździki. I jeszcze kilka mniej poetyckich składników, ale zero syfu.
Przyznam, że korzystałam z wielu tzw. naturalnych scrubów, ale nie znalazłam lepszego
Aromaty Toskanii
Idąc tropem zapachów i naturalnych kosmetyków nie mogę nie wspomnieć o Aromatach Toskanii. Nie są podstawą mojej pielęgnacji, ale ważnym dodatkiem. Na przykład tzw. suchy olej do ciała o zapachu winogron. Jest tak niesamowity, że wszyscy chcą mi go podebrać. Za sprawą Agnieszki Malczewskiej Gortych kosmetyki te trafiają do Polski z małej rodzinnej manufaktury. W owej manufakturze cała praca wkładana w produkcję kosmetyków to pure love. Czyste, wibrujące zdrowiem składniki. Obłędne zapachy. Twórca firmy mówi o tm tak:
Zdecydowałem przyjąć wyzwanie Erbario Toscano i wejść do nieustępliwego przemysłu kosmetycznego, zdominowanego przez międzynarodowe korporacje, starając się przede wszystkim utrzymać proste podejście, którego nauczyła mnie moja rodzina z takim szacunkiem, konsekwencją, entuzjazmem, pokorą i zapałem. Zacząłem szukać najlepszych producentów, wielu z nich było niewielkimi firmami i często byli pomijani przez „giganty”, ale którzy dzielili to samo zamiłowanie do pościgu za harmonią i pięknem co ja. Z nimi starałem się opracowywać i rozwijać najbardziej wyważone formuły, otaczając się młodymi ludźmi, którzy chcieli dzielić mój entuzjazm i prosząc o pomoc tych, którzy mieli więcej doświadczenia niż ja.
Na turkusowo zaznaczyłam słowa, które ze mną rezonują.
Ok, kosmetyki te nie należą do tanich. Ale czasem jest tak, że jak się chce kupić tani kosmetyk, to lepiej już się posmarować majonezem. To takie moje powiedzonko, z którego korzystam jak chcę powiedzieć, że coś ma tylko efekt placebo. A serio mówiąc, lepiej się posmarować olejem kokosowym niż kupować tańsze kosmetyki w dużej ilości jak to ja robiłam kiedyś. Żeby kosmetyki miał aktywne, odżywcze składniki, które mają coś więcej niż sexy nazwę, to musi trochę kosztować. Co nie znaczy, że każdy drogi kosmetyk jest dobry. Bynajmniej!To trochę jak z zapachami. Woda toaletowa za 30 nie będzie pachnieć jak woda za 300 zł.
Nowy “zapach podpis”
Jak pisałam już kiedyś perfumy to dla mnie rzecz święta. I właśnie rozstałam się z zapachem z którym byłam w długim,7 letnim związku, który był bardzo stabilny, a małe flirty nie zagrażały jego trwałości. Mowa o czarnym For Her Narciso Rodrigueza. I nagle Nowa Ja odnalazłam w ten weekend nową miłość. Nazywa się Jasmine Noir. Od dzis jesteśmy nierozłączni, ja i mój nowy zapach.
Tak aromatyczny jest ten artykuł, że aż w Poznaniu poczułam jego zapach 🙂
A ja zachodzę w głowę, skąd nagle tyle nowych Friendów, żądających scrubu różanego 😀 😀
Agato, dziękuję za cudną recenzję. Wasza radość z mazideł jest dla mnie ogromnym źródłem energii i motywacji. Mrrruczę… 🙂 <3
🙂