WWSC, czyli zasada „Wszystko W Swoim Czasie”.
Ten post napisany jest z myślą o wszystkich osobach, które lubią sobie robić wyrzuty, że jeszcze nie zrealizowały swoich podniebnych planów. A mają je w zanadrzu. I bardzo chcą. Ale plany wciąż uparcie nie chcą się zamanifestować.
Oczywiście, nie uważam, żeby plany manifestowały się same, siłą magicznych mocy, od nas niezależnych. Wręcz przeciwnie! Jeżeli coś się dzieje i udaje, to dlatego, że podjęłyśmy właściwe decyzje i przeszłyśmy do działania. Ale chciałabym uczulić nas wszystkie na pułapkę myślenia wąskotorowego i zachęcić do przyjęcia nieco szerszej perspektywy.
Historia nr 1.
W czerwcu 2013 roku udzieliłam konsultacji pewnej osobie, która miała – moim zdaniem – wspaniały pomysł na własny , bardzo twórczy biznes. Robienie dla niej burzy mózgu, a następnie rysowanie dla niej strategii na czystych “A czwórkach” było ekscytującym zajęciem. Omawianie z nią – krok po kroku – wszystkich aspektów – wielką przyjemnością. Siedziałyśmy przy białym stole na Konfederackiej 4 i miałyśmy poczucie, że wspólnie torujemy drogę do robienia czegoś, co nie tylko jej da masę radości. Moja klientka wyleciała z konsultacji na skrzydłach, przeleciała przez Most Dębnicki i … zapadła cisza.
Kiedy spotkałyśmy się przypadkiem parę miesięcy później pod Jubilatem, czułam, że jest jej głupio, wobec mnie i czuje, że powinna się jakoś wytłumaczyć. Jakbym była faktycznie złą panią nauczycielką, która w czasie wolnym tropi, czy aby wszystkie dziewczyny, które orbitują w orbicie Szkoły pilnie dbają o własne biznesy, zamiast wygrzewać się na Zakrzówku.
Minęło parę kolejnych miesięcy. To był chyba luty 2014. Tak, od lutego się zaczęło. W lutym usłyszałam po raz pierwszy, że jednak wystartowała. Dokładnie tak, jak zaplanowała 9 miesięcy wcześniej. A w marcu usłyszałam o niej ze sto razy, od stu zupełnie niezależnych od siebie osób, zachwyconych tym, co się w lutym narodziło. Nawet mój przyjaciel K., sceptyczny wobec większości zjawisk w tym kosmosie, postanowił skorzystać z usług rzeczonej pani. Weszła w miasto przebojem i wciąż utrzymuje się na metaforycznej liście top ten. I biznes się kręci.
Piszę o niej nieco tajemniczo, bo nie wiem, czy chce, żeby ujawniać jej dane w kontekście WWSC. Ale morał płynący z tej historii jest jasny – niektóre pomysły potrzebują czasu, miękkiego koca, którym będą otulone jak sadzonki wiśniowego drzewka. Potrzebują okresu kiełkowania, kiedy nic nie widać nad ziemią i pozornie nic się nie dzieje, a w środku, w nasionku, aż buzuje.
W tej metaforze nasionko, z którego wyrośnie kwiat lub soczyste warzywo symbolizuje Twój biznes. W tej metaforze, twoje JA nie siedzi w nasionku, ale na ziemi i wkurza się, że nic nie widać i klnie i gotowe jest rzucić wszystkie ogrodnicze narzędzia w cholerę i iść oglądać TV.
Historia nr 2
Mogłabym przytoczyć kolejne bardzo podobne historie o biznesach kobiet, które znam. Kasia Dorota, która całkiem niedawno ruszyła ze swoją stroną (www.kasiadorota.com) i sprzedażą magicznych białoruskich lalek (ziarnuszki, żadanice, karmicielki) na szerszą skalę. A wszyscy ją do tego od wielu lat dopingowali. Maria z Hiszpanii, która była na jednym z moich pierwszych warsztatów (w roku 2011), ale dopiero teraz zdecydowała się potraktować swój pomysł na uniezależnienie się od instytucji dla których pracuje i stworzenie własnej marki i jest uczestniczką wiosennej edycji Szkoły, albo niezwykle uzdolniona Iwona Tamborska, (www.rekamistworzone.com), którą poznałam również na jednym z pierwszych warsztatów i która nieśmiało mówiła o swojej pasji tworzenia srebrnej biżuterii z zasuszonych owadów (tak!). A w ostatnim miesiącu trafiła do brytyjskiej edycji Vouge’a! Musiały minąć trzy lata!
Nie będę jednak mnożyć historii.
Napiszę o tym, że jako 5 letnia dziewczynka dostałam w prezencie „Zestaw Małego Ogrodnika”. Były w nim małe grabki, minimotyka, konewka, jakieś nasionka. Poszłam z zestawem na działkę, na której moi rodzice hodowali ogórki i zasadziłam kilka nasion grochu na starannie skopanej grządce. Podlałam je. Poczekałam chwilę. Pokręciłam się. Poszłam zobaczyć, co robi mama. Postałam pod drzewem. I wróciłam do grządki, odkopałam nasiono i zaczęłam uważnie sprawdzać, czy zaczęło kiełkować. Po dwudziestu minutach.
Niektóre z nas tak właśnie się zachowują w kontekście swoich biznesów.
Apeluję zatem.
Dajmy sobie czas. Niektóre pomysły potrzebują otuliny i alchemicznych procesów, które są niewidzialne dla oka. Czasem coś musi w nas dojrzeć. Czasem musi przyjść dogodny moment.
Cała sztuka nie polega na tym, żeby sobie odpuścić i założyć, że podzieje się samo. Ale żeby pamiętać, że to, co tworzymy jest organiczne i żywe. A żywe organizmy rosną. Każdy w swoim czasie.
—
Masz może jakieś refleksje na temat tego, co przeczytałaś? Przykłady? Kontrprzykłady? Co wynosisz z tych historii?
Podlinkuj swoją stronę www lub bloga, tak, żeby inni komentujący mogli Cię poznać – jeśli chcesz się promować – lub pozostań anonimowa.
Nie sposób się nie zgodzić z tym, co piszesz Agato.
Czasem mam wrażenie że z zakładaniem nowej firmy, tworzeniem marki, jest jak z nauką malutkiego dziecka. Trudno wymagać, żeby zaczęło biegać, gdy ledwo stawia pierwsze kroki…
Chociaż sama często łapię się na tym,że pewnie mogłabym :bardziej, mocniej, z jeszcze większym zaangażowaniem to, czy tamto zrobić (w kontekście własnej firmy). To i tak dochodzę ostatecznie do wniosku, że nie bez powodu jestem w takim a nie innym miejscu. I że jest ono właściwe. I na wszystko przyjdzie właściwa pora 🙂
Z serdecznymi pozdrowieniami i do następnego spotkania,
Marysia
Babysteps 🙂 Dzięki za komentarz.
Jesteśmy częścią świata, który żyje w ogromnym tempie, ale zapominamy, że serce każdej z nas bije innym rytmem. Nasze biznesy są częścią naszego życia, którego rytm związany jest z naszym rozwojem. Dajmy sobie czas i cierpliwie działamy zgodnie z naturalnym rytmem które same wybierzemy. Ja tak robię, chociaż to nie jest łatwe i jest mi z tym dobrze. Ważne żeby określić co jest dla ciebie najważniejsze, umieć stawiać granice i wytrwale podążać do celu:)
Tak właśnie. Piękne to zdanie o rytmach.
Dziękuję Agata za ten wpis! Wytrwale uskuteczniam zasadę WWSC i choć wewnętrznie czuję, że dobrze robię, to jednak chwilami się za to potępiałam. Więcej nie będę;) Pozdrawiam
Dziękuję za ten tekst!
No i sie poryczalam… Dziekuje Agata… BARDZO!
Trafilas prosto do mojego serca… Wczoraj postanowilam zrezygnowac z tego do czego wyrywa sie moje serce… Ten post… Slow mi brak. Siedze i rycze…
Ej, nie rycz! 🙂 Tańcz do starych rytmów. To dobrze robi 🙂
Agato, dziękuję za artykuł. Totalnie się wzruszyłam 🙂 Mogę się zdemaskować i dodam, że międzyczasie wyjechałam na prawie trzy miesiące w samotną podróż po Portugalii, żeby móc przez chwilę być kimś innym. I bardzo dobrze pamiętam nasze spotkanie pod Jubilatem… Byłam tak zdenerwowana, że pamiętam nawet w co obie byłyśmy ubrane i że niosłam wielką siatę z prześcieradłami. Myślałam, że zakopię się ze wstydu pod chodnikiem koło budki z kebabem. Teraz mi się śmiać chcę na myśl o tym, jaką sobie robiłam presję. Ech. Wszystko w swoim czasie!
Ja pamiętam, że miałaś prześcieradła i pomyślałam wtedy, że przydałoby mi się nowe prześcieradło 🙁 i że nigdy nie chodzę do Jubilata na drugie piętro. Poszłam tam później. Atmosfera PRLowska iście! Oblekanie guzików, halki, jakieś cuda niesamowite.
Super artykuł, dla mnie tym bardziej ważny, że u mnie też zaczyna kiełkować i im większy kiełek tym bardziej ciągle ewoluuje jeszcze w mojej głowie. Ale tu nie o tym, od środy zastanawiam się co to za pomysł? Maria czy możesz szerzej się ujawnić 🙂
Tym tekstem przypomniałaś mi moje ziarenko, które kiełkowało i to nawet bez mojej wiedzy. Mianowicie w klasie maturalnej marzyłam o UJ, ale że mieszkam w Gdańsku i nie wyobrażałam sobie wyjazdu z domu odpuściłam. 2 lata temu już po licencjacie podchodziłam kolejny raz do mgr na niezachwycającej mnie uczelni i wtedy jedna rozmowa przypomniała mi o moim marzeniu. Mimo, że przeciwności jest znacznie więcej, mimo, że nadal mieszkam i pracuję w Gdańsku i co dwa tygodnie dojeżdżam do Krakowa, mimo, że po takim weekendzie wyglądam jak zombi, nie żałuję. Moje marzenie dojrzewało 5 lat, ale gdy w końcu wykiełkowało nic mnie nie było w stanie powstrzymać przed jego realizacją. Dzięki za przypomnienie mi tego 🙂
Również dziękuję!
PS. Jesteś poetką biznesu!
Czy wiesz jak rośnie bambus? Sadzisz nasionko i nie dzieje się nic przez pięć lat! Pięć lat czekania i tylko mały kiełek na powierzchni! A potem nagle zaczyna rosnąć kilka metrów dziennie. Przypominam sobie o tym za każdym razem jak nie mogę się doczekać na efekty mojego działania.
Ciekawy tekst 🙂 Ja często niecierpliwie oczekuje efektów zaraz i natychmiast, choć jeśli uzbroję się w cierpliwość to i tak efekty są marne 🙁 Pewnie nie nadaję się do podejmowania ryzyka.
Bardzo mi się podobał ten tekst. Wszystko w swoim czasie. Zgodnie z tym co się czuje, czego się chce i kiedy jest się na to gotową. Są różne ważne rzeczy w życiu, praca nie jest najważniejsza, choć bardzo ważna. Nie zadręczać się, nie wpadać w poczucie winy, żyć w zgodzie ze sobą , ponosić odpowiedzialność za swoje wybory, za decyzje podjęte, za działania podjęte i te zaniechane . Tyle 🙂
Dzięki Agata za te słowa otuchy. Pięknie napisane i takie prawdziwe.
Choć ja mam poczucie że w okół mojego ziarenka zasiadło pełno znajomych którzy co chwila dopytują: czy już? ale już? czemu tak długo? może z tym ziarenkiem jest coś nie tak?
Mnie osobiście męczy powtarzanie co chwile: dajcie mu urosnąć, ono potrzebuje czasu, 5min. to za mało.
Oj jak ja bym chciała nie dawać się tym wątpliwością i po prostu robić swoje. Pozwolić wyrosnąć, dojrzeć marzeniom. Nie wątpić w to co czuję. Szkoda że bywają gorsze dni..
Teraz gdy nadejdą przypomnę sobie Twój tekst i głośno tupnę nogą! 🙂
A właśnie że tak! potrzebuję trochę czasu na wzrost i jest to naturalny proces!
Obyśmy o tym pamiętały! 🙂
Agato,
niedawno trafiłam na Twój profil, jest czymś co wydarza się w idealnym czasie i miejscu dla mnie , moja chęć samodzielności i rozwinięcia skrzydeł dojrzała, zaczynam działać !!! Chętnie wezmę udział w warsztatach, skorzystam z konsultacji i Twojego wsparcia, a ten wpis – idealna wiadomość od Świata, że najlepsze przede mną 🙂
Odsyłam pozytywną energię, pomnożoną właśnie dzięki Tobie !:)
mam nadzieje do zobaczenia !
nie wiem, czy z biznesem jest tak samo jak z książką (taką co się ją od zawsze chce napisać), ale ten tekst okazał się bardzo wyzwalający. nigdy wcześniej nie pomyślałam, żeby dać sobie czas, a jedynie nieustannie się beształam za zaniechania. chyba czas to zmienić. opowieść o bambusie z komentarza piękną metaforą.
Agata! Uwielbiam jak piszesz! Dzięki za ten tekst! Chciałabym wszystko i to na już! Za tym idzie dużo działania i aktywności- i to jest super, ale też trochę falstartów… Ach ta niecierpliwość!
Dziękuję od lat sie do swojego kroku szykuje..zbieram wolność do autonomii
Dzięki kochana za takie wpisy. Są budujące. Ja kręcę się wkoło cały czas coś łazi mi głowie tylko brak odwagi, wciąż brak odwagi……. A potem widzę ja ta czy tamta zaczyna robić to o czym ja tyle myślałam ale brakowało tej cholernej odwagi…. i teraz też mam pomysł i chcę naprawdę chcę…. tylko brakuje (aż boję się napisać kolejny raz tego słowa)……….
dziękuję za wpis, doświadczyłam podobnego uczucia wiele razy, a najlepsze są takie małe prezenty od losu (ciekawy klient, od którego uczysz się dużo o sobie, zaproszenie na konferencję), kiedy wydaje Ci się, że wszystko jest bez sensu. Dzięki i powodzenia wszystkim w kolejnych życiowych akcjach!
Chyba jestem bambusem. Przez pięć nie działo się nic prócz tego, że wciąż próbowałam. Podlewałam i nawoziłam. Nawoziłam i podlewałam… Mnóstwo wahań, wiele zmagań, częste chwile rezygnacji , Niecierpliwość. Może to ziarenko zgniło, trzeba zasadzić nowe. Podlewam, nawożę. Może za mało? Może nawóz nie taki? Może potrzebna lepsza gleba? A może nowe ziarno?
Teraz mam poczucie, że zaczyna mi wyrastać las .
Wytrwałość + konsekwencja + elastyczność w działaniu + wypatrywanie możliwości + chwytanie okazji
Za wcześnie, żebym się chwaliła sukcesem (czyżby?), ale złapałam wiatr w żagle. A Ty, Agato, bardzo mi pomagasz w chwilach zwątpień. Ty i wszystkie dziewczyny, o których piszesz. Świetna robota.
I takich słów było mi trzeba:-) Na potwierdzenie, że dobrze myślę. Że przyjdzie ten dzień, że wszystko w swoim czasie. Że czasem wolniej, znaczy lepiej. Tak- jestem w tej komfortowej sytuacji, że mogę tworzyć i traktować swą- wbrew pozorom- ciężką pracę;-) jak zajmujące hobby, ale gdzieś tam z tyłu głowy wciąż tkwi to pytanie: KIEDY WRESZCIE ZACZNIE SIĘ KRĘCIĆ??? Ale cóż- nic nie zrobi się samo. Muszę DO LUDZI! Tylko tego przysłowiowego KOPA wciąż brak! Jak dobrze, że znalazłam Waszą Szkołę! Może dzięki Wam w końcu ruszę??? Ot takie małe WIELKIE marzenie… Dziękuję za to wsparcie duchowe !!!
Mój pomysł dojrzewa już kilka lat. Zawsze jest jakieś “ale”. Są okresy bardziej i mniej intensywnego planowania, ale mam nadzieję, że zasiane kiedyś ziarenko w końcu wyda plon.. Wyrzucam sobie bezczynność od dawna, ale z drugiej strony czy można mówić o bezczynności przy trójce małych dzieci? Dziękuję za artykuł – otucha dla mnie (czy to ważne, że kilka miesięcy przy moich kilku latach to nic?) Autorce – tylko twoje newslettery czytuję regularnie i zawsze z zainteresowaniem:) Pozdrawiam!
Ach – przepraszam za “twoje” – miało być “Twoje”:)
Dziękuje za ten artykuł. Od 4 lat tworzę pracownie projektowania wnętrz i nie poddaję się pomimo wielu przeszkòd. Czasami są chwile zwątpienia czy warto to jeszcze ciągnąć, ale projektowanie wnętrz to nie tylko moje wykształcenie, ale ròwnież pasja.
Agata, dziękuję za ten wpis. Podniósł mnie na duchu w chwili, gdy frustrowałam się, że za wolno idę do przodu ze swoją działalnością.
I to jest właśnie to, czego potrzebowałam. Nie prowadzę własnego biznesu, ale patrzę na ten wpis w nieco szerszym kontekście – doskonale ilustruje niecierpliwość, jaką okazujemy każdego dnia. Ja ciągle się strofuję, że mam plany i marzenia, a brak mi śmiałości lub motywacji, by je realizować. Już niby w głowie coś kiełkuje, już coś zaczyna się dziać i nagle…STOP! Tracę entuzjazm lub zaczynam robić coś zupełnie innego. Bywa jednak i tak, że pomysł musi swoje “przeleżeć”, musi dojrzeć albo może to ja muszę dojrzeć do jego realizacji, by udźwignąć ewentualne konsekwencje decyzji, które podejmuję. Bardzo mocno wierzę w to, że nic się nie dzieje bez przyczyny. Wierzę, że każda z nas ma swój czas i swoje miejsce. Dziękuję za ten wpis 🙂
Czytam i zastanawiam się z iloma pomysłami kiedyś czekałam, ile nie dostało ode mnie nawet szansy, a na ile wpadłam i nie zapisałam. Wszystko co związane z rozpoczynaniem, a przede wszystkim działaniem samym w sobie zmieniło się kiedy usłyszałam jedno fantastyczne zdanie, które miało wpływ na wszystko od tego momentu w moim życiu na każdym polu. Było to przy okazji poszukiwań i rozsyłania całej masy maili. Miałam wiele wątpliwości jak ugryźć temat i czy oby na pewno powinnam tak pisać a nie standardowo i bardziej oficjalnie. Padło jedno krótkie pytanie : “a co się może stać jeśli to tak wyślesz ? najwyżej nie odpowiedzą…” najprostsze pytanie spowodowało lawinę odważnych kroków. Co się okazało – odpowiadali, nawet jeśli nie mieli etatu – odpowiadali, że to takie inne, że pozytywne, że uroczo i że zapamiętają. Tak oto również powstał blog, który ma całkiem sporo miesięcy i właściwie jedynie sporo miesięcy jak na razie, są to miesiące kiedy zupełnie nic na nim się nie zadziało, aż do teraz. Jak widać tyle czasu miało minąć. Grunt, że zaczęłam w ogóle, bo niekiedy z czasem trudniej, a niekiedy łatwiej 🙂 Ale gdyby nie to jedno pytanie, to pewnie nie napisałabym niczego, bo przecież coś może się stać jeśli zacznę pisać…i zapewne coś może się stać, ale jak na razie dzieje się jedno, ja piszę i jest mi z tym całkiem dobrze 🙂
Wpis bardzo uspokajający i pozytywny, oby więcej takich 🙂