Autorką rysunku jest Magdalena Rydzik Borowiec, architektka, która maluje cudowne akwarele i stworzyła serię portretów kobiet biznesu pod tytułem “Biznes jest piękny”, zobacz jej fanpejdż!
Na początek zdradzę moje pobudki. W tym, co robię w ramach Szkoły, a przede wszystkim Zlotów, interesuje mnie transformacja. Transformacja. Przemiana. Metamorfoza. To nie dlatego, żebym była niezadowolona z tego, co jest. Jestem zakochana w tym, co jest. Ale trochę bardziej, muszę przyznać jestem zakochana w potencjale. Potencjał jest oczywiście też czymś „co jest”. Tyle, że jest niewidzialny. I dlatego dla mniej wyćwiczonego oka jest czymś, czego „nie ma”.
Wielu artystów zakochuje się w tym co, potencjalne. Michał Anioł powiedział, że Dawid był już obecny w marmurowym bloku, który trafił do jego pracowni, po tym jak stał przez 25 lat zakurzony na podwórku przykatedralnego warsztatu we Florencji. On tylko go odsłonił. I co ciekawe, usłyszał masę krytycznych słów w trakcie swojej pracy, co go nieziemsko irytowało.
Przez 25 lat zakurzona. Nieziemska irytacja.
Ten fragment o Michale Aniele wprosił się tu nieco przypadkiem, na chama, ale właśnie widzę, że chce on coś pokazać. Ile z nas chodziło po świecie z przykurzoną urodą, zgaszonym blaskiem? Przez 25, 35, 45 lat? Ja na pewno zaliczam się do kobiet, które przez wiele lat nie czuły się atrakcyjne, ani piękne i udawały przed sobą i światem, że nie jest to wcale aż tak ważne. A pod spodem kryła się, ledwo wyczuwalna, subtelna, irytacja.
Odkryłam – dla samej siebie (stąd nie twierdzę, że są to uniwersalne prawdy), że:
Piękno dodaje mocy.
Chęć czucia się piękną nie musi i nie powinna być źródłem wstydu.
Lęk przed narcyzmem to inna odmiana narcyzmu.
Jest też coś takiego jak lęk przed piękną kobietą. I cała szara strefa zazdrości o której się chętnie nie mówi. Nawet w zaciszu własnych myśli.
Jest coś niesamowicie wyzwalającego w chwili kiedy można poczuć, że jest się piękną kobietą.
Poczuć i zobaczyć na własne oczy.
Męskie oko może być pomocne w zdobyciu tego poczucia, ale czasem wcale nie działa cudów. Można otrzymać tysiąc komplementów z męskich ust i wciąż czuć się brzydko.
Tak, standarty piękna lansowane przez media są opersyjne. Bez dwóch zdań.
Tak, istnieje wiele mechanizmów społeczno-ekonomicznych związanych z urodą, które są wobec kobiet opersyjne.
Ale nie wylewajmy dziecka z kąpielą.
Kobiety które nie czują się piękne mogą zmieniać świat. Te same kobiety, jeśli poczują się piękne, zrobią to szybciej.
Ok, a Ty? Co czujesz? Co myślisz? Dałabym bardzo wiele, aby dowiedzieć się jakoś, ile z nas:
Czuje się dobrze w swojej skórze.
Ma cichą pewność odnośnie tego, że są piękne.
Patrzy na inne kobiety przez pryzmat porównywania się, oceniania, krytykowania, zazdroszczenia.
Patrzy tak i wypiera to na maksa.
Przede wszystkim odczuwa opersyjność kulturowych przekazów o pięknie. I ma dość!
Ma całkowity luz w tym temacie i nie jest nim zbytnio zainteresowana.
„Otwierasz puszkę Pandory” powiedziała do mnie Blimsien. Blimsien czyli super sexy hot chic, która nie ma nic przeciwko temu, że tak o niej napiszę, bo akurat ona łączy bycie świadomą swej urody kobietą z byciem kobietą świadomą patriarchalnych kodów i graniem im na nosie. Ale to łączenie nie jest łatwą sztuką. Jest trochę jak balansowanie na rampie na rolkach na krawędzi… Blimsien mówiła o zazdroszczeniu innym kobietom na ostatnim Zlocie. Ale nie było mowy o urodzie, bardziej o twórczości. Ała, to jest mega grząski temat! Uuuuuu!
Dopytałam ją o co jej chodzi:
„Kobiety traktują piękno jako coś wstydliwego. nie jako atut ale jako “ładna albo mądra” i beauty wstawki na eventach kojarza się głównie z głupimi stendami reklamowymi. nikt nie sięga wgłąb. Jak pojawi się ten temat na Zlocie to wzbudzi opór, konfrontacje i uprzedzenia.”
Tylko, że każda prawdziwa transformacja wzbudza wpierw opór.
Także, jalla!
Idziemy dalej.
Świat, w którym będąc kobietą nie jest się stale ocenianym według tego jak się wygląda, wciąż jest marzeniem. Wystarczy popatrzeć na polityczki. Albo poczytać fora. Brak urody to dla wielu osób brak prawa głosu. Ja pierdolę, co za krzywy ryj, niech ona się k**** zamknie – można przeczytać pod każdą nieco kontrowersyjną wypowiedzią kobiety, która nie wygląda jak Anja Rubik (przykład Marina Abramovic, która bądź co bądź do nieatrakcyjnych nie należy). Obrywa się całkiem ładnym, chociażby Meryl Streep. Bezpieczne od ataków na urodę są tylko Monika Belucci i nieżyjąca Ania Przybylska.
Najgorsze jest to, że bardzo często oceniamy siebie nawzajem. Od moich bardziej urodziwych koleżanek bardzo często słyszałam bardzo zjadliwe komentarze o mniej atrakcyjnych kobietach. Według tak zwanych “obiegowych standartów”. Matko, ile razy słyszałam komunikat w stylu, jestem lepsza niż XY, bo mam “zgrabniejszy tyłek” albo “lepszy biust”, albo “dłuższe nogi”. Serio, serio. I nie wywoływały te komenatrze moich ciepłych uczuć, chociaż uważam, że fajnie jest mieć poczucie własnej wartości i czuć się pięknie.
A propos oceniania siebie nawzajem. Genialny cytat z mojej ukochanej książki “Poruszyć światem”, Richarda Rohra:
“Współzawodnictwo to domena mężczyzn, kobiety mają raczej skłonność do porównywania. Ale w gruncie rzeczy, to ta sama gra naszego ego, bo zarówno porównywanie, jak i współzawodnictwo szybko usprawiedliwają potępianie (…)”
Wracając do Zlotu. O co mi chodzi.
Na pewno nie promowanie opresyjnych wzorów piękna, które sprawiają, że jeśli nie wyglądasz jak Kate Moss lub Anja Rubik, to po prostu uważasz, że piękna nie jesteś.
Chcę dotknąc tego tematu. Abyśmy mogły o nim porozmawiać w zupełnie inny spośób, niż mówi się w kolorowych gazetach i na urodowych blogach.
Bo blogów i vlogów urodowych i modowych są tysiące! Spójrzmy prawdzie w oczy ten temat nas, kobiety kręci. Nie tylko te z nas które mają w głowie siano i trociny*.
*Siostrzeństwo siostrzenstwem, ale istnieją kobiety, co do których mam podejrzenia, że w głowie mają siano, trociny i puste kubki z McDonalda. Nie chciałabym spędzać z nimi czasu na bezludnej wyspie, nie chcę aby mnie reprezentowały. Bycie kobietą aka posiadanie cipki nie robi z ciebie automatycznie fajnej osoby.
Chcę dotknąć tematu. Abyśmy mogł poczuć opór, wstyd, zazdrość, gniew, radość, ulgę, zachwyt i moc.
Chcę dotknąć tematu i zobaczyć co by się stało, gdybyśmy skupiły się na tym, aby odkryć nasz wewnętrzny blask i uwolnić go i pozwolić mu po prostu być.
Wtedy, jak napisałam w rozmowie z Blimsien, mogłybyśmy świecić tak jasno, że oślepiłybyśmy naszych wrógów, o ile jakichkolwiek mamy.
Ok, żarty na bok.
Co myślisz? Co czujesz? Chcesz coś powiedzieć? Ostrzec przed czymś? Sprzeciwić się? Zauważyć coś? Poprzeć? Podzielić się czymś? Może masz jakiś pomysł jak mogłoby wyglądać wprowadzenie tego tematu w pole Zlotu (od razu zaznaczam, że nie planujemy tysiąca stoisk kosmetycznych, ale już zaproszenie wybranych wizażystek czarodziejek, why not?) Kogo możemy zaprosić? Ja już oczywiście poczyniłam kilka tajnych kroków i pewne sprawy powoli się krystalizują. Ale jestem otwarta na Twoje wizje. To jest nasz Zlot. Go wild!
Hej Agata, miałyśmy okazję się poznać, bardzo mnie ucieszył Twój pomysł zwrócenia uwagi na kobiece piękno od innej strony. Chciałam Cię zainteresować projektem http://www.twojasesja.com , który robimy z fotografką Tatianą Pałucką. Myślę ,że bardzo jest bliski Twojej idei.
link do Twoja Sesja :https://www.facebook.com/Twoja-Sesja-1024414284282573/
Dlaczego chcemy to robić :
Twoja Sesja to projekt dwóch kobiet : fotografki Tatiany Pałuckiej i charakteryzatorki, stylistki Katarzyny Gruk . Powstał z naszego wieloletniego doświadczenia pracy z kobietami. Chcemy zatrzymać kobiecość i zmysłowość w artystycznych kadrach. Poprzez kobiece sesje fotograficzne , metamorfozy pragniemy wnosić w życie kobiet zmianę, piękno, poczucie własnej wartości, świadomość i akceptację ciała, kobiecą przyjażń, luksus zarezerwowany dla każdej kobiety, a nie tylko dla gwiazd z czerwonego dywanu. Chcemy aby każda kobieta czuła się piękna tu i teraz, a nie dopiero jak odchowa dzieci, schudnie, zmieni pracę, spotka księcia z bajki.
Chcemy , aby każda kobieta u nas czuła się kobieco, zmysłowo, poczuła luksus czasu poświęconego wyłącznie sobie i komfort troski o siebie. Poczuć potrzebę zmiany ! Nowego spojrzenia na siebie. Często zewnętrzna metamorfoza jest pierwszym krokiem do głębszych zmian w życiu. Widzimy ,że to naprawdę działa !
Chętnie podzielimy się na Zlocie swoją wiedzą jak , to robimy, co jest ważne w kobiecym wizerunku i jakie mamy przemyślenia w pracy z kobiecym pięknem. Dotykamy go na co dzień.
Współpracujemy również z Anną Zawadą, ekspertem doboru bielizny i możemy opowiedzieć o solidarności w kobiecych biznesach , jak kobiety i marki mogą się wspierać , mając wzajemne korzyści, co przekłada się na klientki.Nam się to bardzo sprawdza – trzeba mieć te same wartości i ten sam segment klienta.
Naszą Metamorfozę można zobaczyć w lipcowym numerze MADAME.
Pozdrawiamy ciepło
Kasia Gruk i Tatiana Pałucka
Super pomysł!
Mówię to jako feministka, która po trzydziestce odkryła np przyjemność robienia makijażu.
Moim zdaniem warto spróbować zaprosić Joannę Ferdynus – Gołuszko/Maxineczkę https://www.youtube.com/user/maxineczka/videos; ma świetny warsztat i zdrowe podejście.
Witaj Agata,
Twój pomysł jest genialny!
Niejednokrotnie słyszałaś z moich ust na Latającej Szkole, że dla mnie zmiana wizerunku może być początkiem zmian w innej dziedzinie, ważnym etapem w całym procesie lub przysłowiową kropką nad i w całym procesie. Myślę, że za każdą poważna zmianą w życiu kobiety kryje się chęć/potrzeba zmiany swojego wyglądu. I wcześniej, czy później tak się właśnie dzieje. Temat może okazać się faktycznie kontrowersyjny z wielu powodów. Uroda, dbania o siebie, nasza kobieca zazdrość o urodę innych kobiet – to tematy niełatwe, ale powszechne. To też może też budzić opór w kontekście feminizmu. Może warto włożyć ten przysłowiowy kij w mrowisko? Ja uważam, że tak. I całym sercem kibicuję, powodzenia!
Wchodzę w to:-)!
Uwielbiam wydobywać i podkreślać kobiece piękno! Traktuję to jako moją osobistą i zawodową misję:-). To piękny proces gdy kobieta odkrywa swoją kobiecość, często skrywaną do tej pory pod płaszczykiem kompleksów, ciągnąc za sobą balast bezsensownych stereotypów. Pracę z Kobietami traktuję jako wyzwanie i zaszczyt, bo każda jest inna i wyjątkowa….bo czucie się piękną dodaje mocy, w każdym wieku i rozmiarze. Jako kobitka 40+ nie godzę się na to, aby kobiety stawały się z wiekiem “przezroczyste”.
Jestem chętna podzielić się moimi doświadczeniami. Osobiście jestem zwolenniczką ewolucji, a nie totalnej rewolucji, choć byłam też sprawczynią spektakularnych metamorfoz.:-)
https://www.facebook.com/doradcawizerunkowy
Ja się poczułam atrakcyjna dopiero przed samą 40-stką. Wcześniej, zwłaszcza kiedy byłam bardzo młoda miałam mnóstwo kompleksów co do wyglądu fizycznego. Miałam przez jakieś 10 lat pewność siebie co do wyglądu zewnętrznego i w tym czasie życia najwięcej też dokonałam dla siebie, wiele zmieniłam, w swoim życiu i swoim otoczeniu. Od pewnego momentu przeszło mi to trochę – ta pewność siebie co do wyglądu. Teraz czuję się różnie w tym temacie, doświadczam tego, że mimo młodszego wyglądu niż moja metryka, po prostu moje ciało się starzeje. Więc szukam jakiejś drogi do akceptacji tego faktu. Więcej teraz myślę o zdrowiu i takim dbaniu o siebie które daje mi poczucie, że jestem ważna dla siebie. Inspiruje mnie w tym Dorota Natura Życia (jako pewien punkt odniesienia). Współpraca z Basią Kohlbrener dała mi też bardzo wiele. Chciałam zobaczyć, sprawdzić co to znaczy być elegancką. Ten eksperyment znów wzmocnił moje poczucie wartości, choć przecież lubię siebie tak czy inaczej ;). Zgadzam się, że dobry wygląd poprawia samopoczucie. Ale też znam kobiety piękne, które tkwią w depresji. Więc klucz jest gdzieś jednak w “umyśle” i może też w tym czy dana osoba czuje się kochana taka jaka jest przez kogoś bliskiego.
Co do zjawiskowych wizerunków, które tworzy Magda (gratulacje za ilustrację w artykule Agaty): najbardziej niezwykłe w tych obrazach jest to co się stało z samą Magdą, jak wyszła z ukrycia i zaczęła odważnie tworzyć i pokazywać swoje prace i jak równocześnie wpływa przez to na samopoczucie kobiet. Mnie to cieszy podwójnie bo wiem, że nieco odwagi do malowania nabrała podczas zajęć w Iluminatornii. Podziwiam i wspieram Magdy artystyczną drogę. Magdo Droga wiesz o tym :).
Mam jednak lekki opór co do wyidealizowanych przedstawień kobiet. Wiem, że w sztuce, choćby Renesansu takie wyidealizowane piękno było bardzo “modne” i do dziś robi wrażenie, które trudno kwestionować. Magdy wizerunki ujmują równocześnie jakiś “drugi wymiar”, pokazując piękno psychofizyczne danej osoby. Myślę że właśnie dlatego poruszają.
Jednak brakuje mi też tej “drugiej” strony, czegoś co nazwę “prawdą”. W sztuce jest pełno takiego dotykania prawdy niekoniecznie przez aspekt piękna, a czasem nawet przez pokazanie pewnej ekspresji, nawet brzydoty, która też może mieć w sobie pewną atrakcyjność.
W życiu – może odwołam się do przykładu nieco bardziej pop, do reklamy Dove – dobrze jest pokazywać piękno bez idealizowania, gdzie ciało jest, może być kochane właśnie w prawdzie swojej zwyczajności.
Dziś widziałam krótki filmik o spektakularnej metamorfozie zwykłych dziewczęcych twarzy, w twarze “pięknych” dam, z pełnym mocnym makijażem i bujnymi fryzurami. Pod makijażem ukryta jest zwykła dziewczyna.
Z drugiej strony powstają kampanie związane z pięknem i odwagą kobiet po mastektomii. W tym okaleczeniu też można ujrzeć piękno.
Tylko jak się nie bać widzieć piękna w pełnym spektrum prawdy?
Zawsze wiedziałam, że jestem atrakcyjna. Mama mi to mówiła, a tata trzymał pod kloszem, żebym przypadkiem nie zaszła w ciążę 😉 bo wiadomo, że zachodzi się w ciążę od bycia ładną…
Jedyne, czego nie akceptowałam do końca to moi piersi, które zawsze były duże, jakoś od 13 roku życia. Tylko, że ja nie uznałam tego sama za fakt, ale że strachem i jakimś rodzajem osobistej tragedii bardzo przeżywałam komentarze chłopaków, a nawet dorosłych mężczyzn, jaka to jestem cycata. Do dzisiaj to jedyna rzecz, z którą mam problem. Tak, zbieram kasę na zmniejszenie biustu.
Ale dzisiaj tez postrzegam piękno zupełnie inaczej. Dzisiaj piękna dla mnie to silna, odważna, ważna. Ważna sama dla siebie.
A czy przy okazji szczupla, bląd, z idealną kreską eyelinera? Jeśli jesteś silna, odważna i dla siebie ważna, sama będziesz wiedziała, kiedy twoja powierzchowność sprzyja całemu twojemu pięknu. I pewnie będziesz przechodzić różne fazy.
To jest temat rzeka i aż się boję zacząć pisać. I strzał w środek mojej tarczy. Przez długi czas wypierałam piękno – tak bardzo, że zajmowałam się nim naukowo – w pracy magisterskiej na temat tabu w reklamie poświęciłam mu sporo miejsca, zamierzałam też pisać doktorat o ciele w reklamie. Wtedy przerobiłam chyba wszystkie lektury, medialne i branżowe dyskusje o pięknie i wszystkie feministyczne studia na ten temat. Ale wcale nie zbliżyło mnie to do mojej fizyczności i nie wiązało się ze wzrostem akceptacji siebie i tego, jak wyglądam. Dopiero, kiedy zaczęłam być bliżej siebie (znowu się wpycha ta psychoterapia – ale tak – po niej właśnie) – mogłam zacząć balansować na granicy mojej strefy komfortu i zacząć pokazywać siebie – chociażby na zdjęciach, na mojej stronie internetowej, na Facebooku i w mediach. Wtedy temat wrócił. I wrócił też strach – co będzie, jak ktoś skrytykuje mnie nie za to, jaka jestem i co piszę, ale za to, jak wyglądam. Moja fizyczność nie jest bez znaczenia dla mojego przekazu. Staram się wyglądać i ubierać do zdjęć naturalnie – ale wybieram te ujęcia, na których wyglądam dobrze, z których jestem zadowolona w 90%. I tak – jest to temat rzeka. I bardzo mocno wiąże się z autentycznością – z pokazywaniem siebie takim, jakim się jest w swoim potencjale (kiedy jestem wyspana a świat wydaje się miejscem raczej przyjaznym). Tu muszę skończyć, ale kto wie, może kiedyś napiszę o tym więcej w NOTATKACH O PISANIU. Całym sercem popieram, by temat piękna wtargnął na Zlot i by go wymłócić na różne strony.
Pamiętasz droga Agato, gdy zamieściłaś kiedyś chyba 3 różne posty, w tym jeden bardzo aktualny politycznie, a najwięcej odsłon miał ten dotyczący kosmetyków? W eliksirach kosmetycznych, dbałości, skupieniu i w kobiecych rytuałach piękna jest coś niesamowicie pociągającego i alchemicznego wręcz… 🙂 Osobiście przeczytałam cały blog EŻ, nie dlatego, że jestem uzależniona od kosmetyków, ale ponieważ zaintrygowały mnie właśnie te kobiety, które ich używają. Ich wybory, styl życia, preferencje, rytuały oraz odnajdywania piękna, przyjemności i wewnętrznej siły w drobnych rzeczach w tej bardzo kobiecej sferze. Także ja trzymam kciuki za pomysł!
Nad urodą zaczęłam się zastanawiać jako nastolatka. Żyłam w przekonaniu, że chłopcy mniej się mną interesują, bo mam za małe piersi, za krótkie nogi, bo jestem brzydsza niż koleżanki. Moją kobiecą moc i piękno odkryłam jako 17-latka kiedy zmieniłam otoczenie i zobaczyłam spojrzenia chłopaków, którzy nie mieli pojęcia, że jestem… mądra. Wtedy zrozumiałam, że tak zwana płeć brzydka nie uznaje mnie za nieatrakcyjną, ale zwyczajnie boi się młodej inteligentnej dziewczyny.
Na studiach było łatwiej, bo wtedy już wiedziałam, jaka drzemie we mnie moc 😉 Mimo to, uroda zewnętrzna nigdy nie była dla mnie nawet w pierwszej dziesiątce priorytetów. Był tylko jeden dzień w moim życiu, kiedy chciałam czuć się naprawdę pięknie – dzień ślubu.
Dziś jestem przekonana, że piękno płynie z wewnątrz i kryje się w oczach. Kobieta świadoma siebie, elektryzuje spojrzeniem. I to ono pociąga najbardziej wszystkich wokół – bez względu na płeć. Wewnętrzna mądrość, akceptacja siebie i pokora wobec tego, na co nie mamy wpływu – to główne trzy elementy, które czynią nas pięknymi. Czy tego chcemy czy nie 😉
I właśnie takie piękno chciałabym widzieć. Jest ono o tyle bliskie idei Latającej Szkoły, że nasz wizerunek wpływa na odbiór naszej marki. I wcale nie mówię o tym, że każda kobieta musi starać się być super-hiper-sexbombą. Chodzi po prostu o to, by to, jak wyglądamy było spójne z tym, kim jesteśmy w środku – świadome, harmonijne i wypełniające nasze wewnętrzne wartości.
Ale się rozpisałam… 🙂
Kobiecość jest … pięknością, niezależnie od urody, rozmiaru biustu czy bioder.
Widoczna w spojrzeniu, sposobie chodzenia, podejściu i traktowaniu siebie. Wewnętrznie piękne kobiety przyciągają, dodają innym kobietom kobiecej energii, dzielą się wewnętrznym pięknem.
Jakimi jesteśmy kobietami w stosunku do siebie? Naturalna piękność nie potrzebująca odbicia w oczach innych, porównań, męskich komentarzy.
Dbajmy o nasze wewnętrzne, unikalne piękno każdej z nas.
Jakbyś zaproponowała ten temat dwa lata temu czy nawet na ostatnim zlocie pomyślałabym – nie, to nie dla mnie. Bo ja przecież z tych mądrych. “Chęć czucia się piękną nie musi i nie powinna być źródłem wstydu”. Zrozumiałam to dopiero w ostatnich miesiącach, a mam 34 lata. Chcę być piękna, chcę czuć się piękna, choć na swoich warunkach i według swojej skali. Nawet jest by to oznaczało noszenie Crocsów i sukienek z dresu, na widok których zgrzytają styliści. Chcę być piękna na zewnątrz, bo jestem piękna wewnątrz. Bardzo podoba mi się to, co pisze Kasia o spójności.
To będzie piękny zlot… Już nie mogę się doczekać.
Och, jak celnie ujęła to Kasia Bruzda-Lecyk… Jak trudno nie bać się prawdy, jeszcze trudniej dostrzec w niej piękno… Dla mnie najgorsza chyba w tym wszystkim jest nasza niemożność przeciwstawienia się nierealistycznemu ideałowi piękna i jakaś taka umysłowa infantylizacja, jakiej się w związku z tym potulnie poddajemy. W końcu mniej lub bardziej obnażone, nieskazitelne kobiece ciała sprzedają nie tylko produkty dla mężczyzn, ale też dla kobiet. Sprzedają bardzo dobrze, co oznacza chyba, że wszystkie (ok, znakomita większość, żeby nie było awantury) mamy w mózgach jakiś kącik wypełniony cukrową watą i pustymi kubeczkami z McDonalda.
A więc – ja bym chciała, żeby ten temat na Zlocie zaistniał, ale jakoś inaczej. Bo o tym, jak ważny jest wygląd, to ja słyszę wszędzie. Dla odmiany wolałabym jednak posłuchać ludzi, którzy uważają, że – o zgrozo – wcale aż tak ważny nie jest. Albo jest ważny inaczej. Bo wizażowe metamorfozy i nie mające wiele wspólnego z życiem obrazki takie jak ten na początku tekstu – z całym szacunkiem dla talentu jego twórczyni – to, coś, co jest wszędzie, i mnie już nudzi…
No i poza tym Zlot, Szkoła, nie muszą być przecież o absolutnie wszystkim… To super, że wychodzisz, Agato, poza biznes, ale ja osobiście wolałabym chyba jednak jakiś inny kierunek… na przykład, jak to zrobić, żeby nie poddawać się zabiegom wizażystek-czarodziejek, nie wcierać w siebie tysiąca specyfików za tysiące złotych polskich, a jednak czuć się dobrze w swojej skórze – skórze, która – let’s face it – i tak kiedyś zwiotczeje, a potem umrze, bez względu na to, co z nią zrobimy i za ile.
Jak powiedziała Jane Elliott w “Niebieskookich” – “Women, get over cute”. Polecam cały film, jeśli ktoś jeszcze go nie zna. I całą Jane Elliott, wg powszechnie obowiązujących standardów naprawdę nie wyglądała najlepiej, a jednak wpłynęła na świat…
Ciekawe to, co piszesz. Piszesz z perspektywy, która wysuwa na pierwszy plan opresyjność “ideałów urody”. To ważna perspektywa. Ale nie jedyna. Mi nie jest najbliższa. To, co nas łączy to zrozumienie, że wszechobecny przekaz w stylu “be cute”, dąż do nieosiągalnego, stresuj się, wydawaj na to ostatni grosz”, jest chory. I ważne jest to, żeby znaleźć w sobie siłę, żeby być od niego wolnym. Ale czy naprawdę potrzebujemy sobie mówić, że “mimo odbiegania od standartów, można wpłynąć na świat”? Myślałam, że to oczywiste. Problemem większośći kobiet związanych ze Szkołą(tak mi się wydaje) nie jest to, że ulegają bezmyślnie narzuconym przez kulturę standartom, tylko to, że nie czują się w pełni dobrze w swojej skórze. Taka hipoteza. Na własnej skórze sprawdzona 🙂
Ale to rodzi pytanie o przyczynę tego stanu rzeczy – dlaczego kobiety – związane za Szkołą i nie związane, ten akurat temat doczekał się mnóstwa badań – nie czują się dobrze we własnej skórze? Bo to chyba nie jest uwarunkowane biologicznie, tylko jednak kulturowo… Skoro piszesz, że kobiety, które poczują się piękne zmienią świat szybciej – no to mnie przychodzi do głowy taka myśl, że świat zmieniają raczej kobiety, dla których wygląd nie jest priorytetem, skupione na sprawie, a nie na tym, jak wyglądają załatwiając tę sprawę.
Wydaje mi się też, że niestety wszyscy, bez względu na płeć, wiek itd. ulegamy narzucanym przez kulturę standardom, tak, i to właśnie bezmyślnie, bo te kulturowe przekazy, którymi jesteśmy zewsząd bombardowani, nie odwołują się bezpośrednio do naszego myślenia, działają na emocje, podprogowo…
I nie chodzi mi o to, że mamy wszystkie naraz zarosnąć włosiem, wyrzucić kosmetyki i chodzić tylko we własnoręcznie tkanych giezłach, tylko o to, że pojawia mi się jakiś sprzeciw wtedy, kiedy ta tematyka urasta do takiej jakiejś… rangi i tak się wszędzie wciska… Wiec tak naprawdę to mnie marzy się jakaś strefa dla kobiet wolna od tego tematu… jeśli to w ogóle jest możliwe. No ale że jakoś bardzo wierzę w Ciebie, Agato, jestem też ciekawa, co w tym temacie wymyślisz 🙂 Pozdrawiam 🙂